„Odpowiednie dać rzeczy słowo!” (C.K.Norwid)
Jednym z odwiecznych pytań, jakie na przestrzeni stuleci, w każdej epoce, ba, nawet we wszystkich nurtach, stawiają sobie lirycy, jest to o cel poezji. Twórcy zastanawiają się, jaką funkcję powinna pełnić, co ma wyrażać i jaka jest w tym wszystkim rola poety.
Jak na poetów przystało, swoje teorie zamykają w wersach. Przyjrzymy się dziś kilku przykładom postrzegania liryki przez jej autorów. Ponieważ najbardziej zajadłe spory toczyli literaci Dwudziestolecia Międzywojennego, od tej epoki rozpoczniemy nasz przegląd.
Nie sposób jako pierwszego nie wymienić Księcia Poetów – Juliana Tuwima. On bowiem nie tylko walczył o słowo, ale jego twórczość stała się głównym źródłem inspiracji wielu późniejszych artystów. Tuwim postrzega lirykę jako pierwotny głos duszy, który musi wybuchnąć całą swą mocą, autor czuje w sobie boski pierwiastek:
Jest to pierwotny, czippewajski krzyk
I chutna miłość do rodzącej ziemi,
Zadowolony barbarzyńcy ryk,
Gdy ujrzał Ogień oczy zdumionemi.
Tuwim lubił zatracać się w tworzeniu jako akcie samym w sobie. Autor „Kwiatów polskich” miał ambicję usunąć wszelkie „stare rekwizyty”, jakimi dotąd posługiwała się poezja. Uważał, że w wierszach należy być szczerym, a nade wszystko powinna je cechować olbrzymia ekspresja:
Będę ja pierwszym w Polsce futurystą,
A to nie znaczy, bym się stał głuptasem.
Co sport z poezji czyni i z hałasem
Udaje maga, a jest tylko glistą;
I to nie znaczy, bym na przeszłość plunął,
Bym zerwał w wierszu nawet… z przeszłym czasem,
Lecz iżbym stał się Idącego łuną,
Bym głosił nową Wiedzę Oczywistą
I iżbym na was jak słup ognia runął!
Chcę swoje tańce, żale i zachwyty,
Smutki, spojrzenia, szaleństwa i burze,
Tęcze, koszmary, jesienie, podróże,
Noce, księżyce, wichry i błękity,
Pożary, gniewy, przemknienia i cienie,
Rozpusty, słońca, zwycięstwa i róże,
Przepaści, zbrodnie, niziny, przestrzenie –
Wszystko na moje wyprowadzić szczyty,
Wszystkiemu chcę dać równouprawnienie!
Kolega Tuwima po piórze, Julian Przyboś, zaproponował zupełnie odmienną wizję. Dla niego poeta powinien stać się „wykrzyknikiem ulicy”. Miał poruszać się w określonej przestrzeni, nie opisywać jej, ale mówić jej głosem, wyrażać ją. Poezja zaś musi obrać za cel nie odzwierciedlanie rzeczywistości (a już nie ma mowy o żadnych emocjach!), ale oddawanie charakteru tej rzeczywistości. Przyboś, zafascynowany cywilizacją, pragnął oddać jej głos:
Masy wpółzatrzymane, z których budowniczy
uprowadził ruch: znieruchomiałe piętra.
Dachy
przerwane w skłonie.
Mury
wynikłe ściśle.
Góry naładowane trudem człowieczym:
gmachy.
Pomyśleć:
Każda cegła spoczywa na wyjętej dłoni.
Można powiedzieć, że w tym wierszu nic się nie dzieje. Przyboś „uprowadził ruch”, jest więc sprawcą, kreatorem, to on, cegła po cegle, tworzy świat, nie tylko ten liryczny. Zabieg ten pozwolił mu uwypuklić kadry przestrzeni, w której porusza się poeta. Nowoczesna poezja powstaje podobnie, jak zostaje zbudowane miasto w tym wierszu.
Jeden z największych bluźnierców w przedwojennej Polsce, K. I. Gałczyński, z nonszalancją deklaruje:
Niechaj tam inni księgi piszą. Nawet
niechaj im sława dźwięczy jak wieża studzwonna,
ja ksiąg pisać nie umiem, a nie dbam o sławę –
serwus, madonna.
(…)
Byli inni przede mną. Przyjdą inni po mnie,
albowiem życie wiekuiste, a śmierć płonna.
Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie-
serwus, madonna.
Zamiast dumać nad swoją rolą w poetyckim świecie, Kostek wolał nocne wojaże zaczarowaną dorożką, nurzanie się w strumieniach alkoholu, przygodne romanse. Niewykluczone również, że i pod wpływem jednego z takich wieczorów powstał jeden z najpopularniejszych liryków – „Serwus, madonna”, którego refren zdecydowanie bardziej kojarzy się (w kontekście treści, w desakralizacji Madonny itd.) z wnoszeniem toastów niż z modlitwą.
A dlaczego pisał Kazimierz Wierzyński?
Aby coś okazało się piękne,
Stało się faktem i nie dało się cofnąć,
Aby odtąd trwało niedosięgłe dla nikczemności,
Aby przy nim bezsilna była nienawiść i przemoc,
Aby choć taka wolność miała gdzieś swoje azylum,
A wszechpotęga zła choć taki opór przeciwko sobie –
Po to piszę i gdybym nie był pewny, że mam rację,
Nie wiedziałbym, po co istnieję.
Autor widzi w poezji wielki potencjał, a za największą siłę uważa moc sprawczą słowa. Ostatni dystych to niemal liryczne wyznanie wiary i nadziei pokładanej w liryce. W podobnym tonie o swojej twórczości i procesie pisania wypowiadała się nasza noblistka w „Radości pisania”.
Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.
Szymborska cieszy się słowem, żongluje nim, obraca, rozciąga itd. Największy nacisk kładzie na władzę, jaką daje akt kreowania przestrzeni poetyckiej czy świata przedstawionego: „Bez mojej woli nawet liść nie spadnie”. Ona jest tu panią świata: nie dość, że stwarza, daje określoną formę, rysuje świat rzeczy, to jeszcze ma świadomość swojego pomnika, horacjańskiego „non omnis moriar”.
Odmienne stanowisko zajął Tadeusz Różewicz. Jego wiersz z 1965 roku ściśle koresponduje z realiami, jakie wówczas panowały w Polsce:
niczego nie wyjaśnia
niczego się nie wyrzeka
nie ogarnia sobą całości
nie spełnia nadziei
nie stwarza nowych reguł gry
nie bierze udziału w zabawie
ma miejsce zakreślone
które musi wypełnić
jeśli nie jest mową ezoteryczną
jeśli nie mówi oryginalnie
jeśli nie zadziwia
widocznie tak trzeba
jest posłuszna własnej konieczności
własnym możliwościom
i ograniczeniom
przegrywa sama ze sobą
nie wchodzi na miejsce innej
i nie może być przez nią zastąpiona
otwarta dla wszystkich
pozbawiona tajemnicy
ma wiele zadań
którym nigdy nie podoła
Poeta wyraźnie daje do zrozumienia, że nie będzie narzędziem w niczyich rękach. Jego twórczość to wyłącznie efekt własnych przemyśleń, obserwacji itp. To bardzo istotne podkreślenie, bo przecież pisanie ku czci władzy PRL-u było nadal praktykowane. Poza tym był typem samotnika, dla którego niepodzielnie pierwsze miejsce w życiu zajmowała poezja, traktowana śmiertelnie poważnie. Nie szukał rozgłosu, nie wdawał się w literackie polemiki, stronił od wywiadów i publicznych wystąpień. Liryka Różewicza to przede wszystkim sztuka „zwyczajna”, dostępna dla wszystkich, poeta nie chce osiągnąć niczego więcej poza nazwaniem tego, co mu krąży w myślach. A to wcale nie jest proste. Jak podkreśla autor, słowa nie zawsze są gwarantem pewności, pewna jest tylko poezja, ta wyrażające życie.
A jak dziś postrzega się poezję? Jako sztukę czy sposób na życie? Jako środek czy cel? Kim jest dzisiejszy poeta? Dziwakiem, który nieco odstaje od rzeczywistości, czy kimś wyjątkowym, kogo otacza nimb tajemniczości i chwały? Po trosze żartobliwie, po trosze na serio współczesną lirykę, a przede wszystkim jego twórcę, przedstawił Marcin Baran:
dlaczego poeta czyta swoje wiersze
cicho czy poeta jest czymś
przestraszony czy poeta się wstydzi
czemu brak surm anielskich lub
innych odgłosów aprobaty nieba
gdy poeta czyta co poeta ukrywa
pod nosem w swym szepcie
czemu tak zwyczajnie i bez nabożeństwa
bez woni kadzidlanej bez mszy
przy boku poeta czyta swoje wiersze
a w ogóle dlaczego poeta przyszedł
pieszo a nie przyleciał na skrzydłach
natchnienia…
ostrzegamy poetę że takiemu poecie
trudno będzie
uwierzyć
na słowo
Kinga Młynarska
Tytuł:
(fragm.) „Poezja” – Julian Tuwim
Wiersze:
(fragm.) „Poezja” – Julian Tuwim
(fragm.) „Gmachy” – Julian Przyboś
(fragm.) „Serwus, madonna” – Konstanty Ildefons Gałczyński
„Po co piszę” – Kazimierz Wierzyński
(fragm.) „Radość pisania” – Wisława Szymborska
„Moja poezja” – Tadeusz Różewicz
„Dlaczego poeta” – Marcin Baran