„Całe szczęście, że nazywała się Austen….” – mówi bohaterka tej opowieści, ciesząc się, że przy czytaniu literatury brytyjskiej autorami od A do Z, już na początku odkryła, czym może być Książka. Dla niej bowiem stała się domem – otwierała tom, jak inni otwierają drzwi. Ona nigdy nie miała domu, ale miała słowa i to one zmieniły jej życie. Dziś, gdy (auto)biografie to często puste wydmuszki bez żadnej głębszej treści, ta opowieść jest perłą, podróżą w głąb życia, zupełnie bez cenzury. To narracja pełna emocji, szaleństwa i ogromnego cierpienia. Jeanette Winterson bowiem, jak nikt, potrafi opowiadać, wciągnąć nas we własny świat emocji, pozwolić zapomnieć na chwilę o wszystkim tym, co poza jej słowami.
Nie da się pisać o tej książce bez odniesienia do innej, są ze sobą nierozerwalnie połączone. „Nie tylko pomarańcze” to debiut Winterson. Napisała ją w wieku dwudziestu pięciu lat i nigdy nie ukrywała, że jest to jej historia. Dziś jednak w swojej autobiografii „Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?” przyznaje, że powieść była trochę osłodzona. Ciężko jej było bowiem zaakceptować, że jej młodość i dzieciństwo były tak straszne. Mnie jest ciężko zaakceptować, że ktoś mógł mieć być jeszcze gorzej traktowany niż bohaterka powieści. A jednak….
Psychoanaliza, pytając o problemy, decyzje czy wybory w życiu dorosłym, bierze pod uwagę dzieciństwo. Spokojny, bezpieczny, kochający dom i rodzina w młodości to szczęśliwa dorosłość. Winterson także chce odnaleźć odpowiedź na to, co się z nią działo. Szuka więc w przeszłości, uzupełnia swoją biografie o to, co ważne – nowe osoby, ale także o pozornie nieistotne szczegóły. Ogniwo za ogniwem łączy swoje doświadczenia i przeżycia w łańcuszek, w którym nie ma przypadków. A my – czytelniczki i czytelnicy widzimy to, przeżywamy razem z nią i niejednokrotnie podczas lektury nie potrafimy powstrzymać łez. Bo ta opowieść o poczuciu ciągłego odrzucenia boli.
Winterson przenosi nas w czasie do chwil życia z rodziną, która ją adoptowała. Nowi rodzice są bardzo biedni, ale i religijni. W domu nie ma więc żadnych książek oprócz Biblii, a ściany (nawet w wychodku) ozdobione są jedynie cytatami z Pisma. I tam właśnie, w domu, gdzie rządzi terror pani Winterson, zupełny brak uczuć i brak poszanowania dla drugiej osoby, rodzi się miłość. Jeanette bowiem zakochuje się w swojej przyjaciółce, przeżywa pierwsze nastoletnie zauroczenie, odkrywa swoją seksualność, odkrywa siebie. U państwa Winterson zasady są dość jasne i nie ma miejsce na takie zachowanie. Karą są trzy dni spędzone w pokoju bez jedzenia oraz egzorcyzmy, które mają „wyleczyć ze zboczenia”.
To właśnie literatura staje się oknem, ucieczką, domem. To książki dają jej siłę i wyzwolenie, a także pewność w obranej drodze. Gdy w wieku szesnastu lat ucieka i mieszka w samochodzie, wie, że robi słusznie, że nie ma innego wyjścia, że tylko literatura i takie studia na uniwersytecie. Ucieka więc od bicia, poniżania i ogromnego poczucia braku przynależności.
„Po co ci szczęście….” to poruszająca narracja o poszukiwaniu korzeni – towarzyszymy pisarce w drodze do odnalezienia biologicznej matki. To także historia o stawaniu na nogach, o zostawieniu za sobą tego, co destrukcyjne, o ponownych narodzinach po próbie samobójczej, o dochodzeniu do siebie, do istoty własnej tożsamości. Ta książka jest bardzo mocna, bezkompromisowa, szczera do bólu. Winterson swoją narracją porusza najgłębiej ukryte pokłady smutku, wzruszenia. W całej tej opowieści jedno jest na pewno bardzo optymistyczne – na złych doświadczeniach można zbudować siłę i mądrość.
Anna Godzińska
Tytuł: „Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna”
Autorka: Jeanette Winterson
Ilość stron: 240
Data wydania: listopad 2012
Wydawnictwo: Rebis
Czytałam niegdyś „Nie tylko pomarańcze”, ciekawi mnie również ta książka, w ogóle postać J. Winterson.