PATRONAT SZUFLADY: Pięćdziesiąt twarzy Cthulhu, czyli „Cienie Nowego Orleanu” Macieja Lewandowskiego

John Raymond Legrasse to nowoorleański policjant po przejściach. W 1907 roku dowodził policyjnym rajdem na bagnach Luizjany, gdzie sekta niebezpiecznych kultystów oddawała cześć Wielkim Przedwiecznym. To, co zobaczył na moczarach, na zawsze odcisnęło na nim piętno.

Ponad dekadę później nalot na melinę przemytników przywołuje złe wspomnienia. W piwnicy zostaje znalezione ciało bestialsko okaleczonej kobiety. Wszystko wskazuje na rytualny mord. Czyżby zbiegowie z sekty Starego Castro powrócili do Nowego Orleanu? Co takiego jest w tym mieście, że przyciąga wszelkiego rodzaju sadystów i daje pożywkę różnego rodzaju zabobonom? Duch Delphine LaLaurie unosi się nad miastem niczym wyziewy z Missisipi.

Czy Legrasse porzuci maskę sceptyka, stając oko w oko z demonicznymi sługami Wielkich Przedwiecznych? Czy horror kosmicznej pustki odbija się w szczególny sposób w sercu Nowego Orleanu? Czy ludzkość wyjdzie z tego starcia obronną rękę? Iä! Iä! Cthulhu fhtagn!

Cienie Nowego Orleanu to fanfik – nie tylko hołd dla twórczości H.P. Lovecrafta, ale też dla samego miasta. Fascynacja autora Nowym Orleanem przebija z każdej strony. W efekcie powieść czyta się niemal jak biografię tego dziwnego tworu na brzegu Missisipi, gdzie historie, kultury i cierpienia łączą się i przenikają w niespodziewany sposób. Lewandowski doskonale wychwytuje niuanse miasta, jego złożoność i realia epoki. Nie bez znaczenia jest także najświeższa warstwa tego palimpsestu – linie tramwajowe przecinające bogatsze dzielnice czy wynalazek fotografii i filmu atakujące amerykańską bigoterię swoimi możliwościami. Wspaniale było przeczytać powieść historyczną, która wspomina o popularności filmowej pornografii w Stanach. Nowy Orlean to miasto wymykające się prohibicji narzuconej przez Senat, ale wyznające własne ograniczenia niczym kościelne credo, przede wszystkim te dotyczące segregacji rasowej. Miłość Lewandowskiego do Nowego Orleanu nie jest aż tak poetyczna i wysublimowana jak u Anne Rice, ale wciąż bardzo przyjemna w odbiorze.

Fanowski afekt autora ma zabarwienie – nomen omen – kultywujące, co wypada na plus przy opisie Nowego Orleanu, ale już mniej rozrywki dostarcza na poziomie twórczości zależnej względem prozy Lovecrafta. Twórczość fanowską dzieli się na kultywującą – podchodzącą do tekstu wyjściowego z nabożeństwem, bez intencji zmiany czegokolwiek – i transformującą, czyli traktującą tekst wyjściowy jak materiał, z którego szyjemy szatę na wymiar własnych, popkulturowych potrzeb. Akurat w przypadku Lovecrafta podejście transformujące daje o wiele lepsze rezultaty, czego dowodzi chociażby Lovecraft Country Matta Ruffa, powieść przekładająca rasistowski wymiar prozy Samotnika z Providence na koszmarne realia życia pod prawami Jima Crowa. Lewandowski bierze za dobrą monetę to, co pisał Lovecraft, nie przekształca, tylko dopowiada, pogłębia, tworzy zgodnie z regułą „więcej tego”, a nie „więcej z tego”, nie dokopuje się do podtekstów i sprzecznych przekazów, aby nastawiać je przeciw sobie. Szkoda, bo byłoby to o wiele ciekawsze niż powieść, jaką ostatecznie otrzymaliśmy. Warto też zauważyć, że postać Legrassa dziwnie przyciąga pewien typ autorów. Już C.J. Henderson uczynił inspektora bohaterem swojej serii opowiadań The Tales of Inspector Legrasse.

Cienie Nowego Orleanu są zbyt poprawne, aby być ciekawe. To wzorcowa kontynuacja Zewu Cthulhu i Widma nad Innmouth. To wierne zaaplikowanie konwencji kryminału noir, która jest już tak zużyta, że po prostu nudzi, jeśli czytelnikom nie zostanie zaoferowana jakaś wariacja znanych motywów. Dodatkowe smaczki, które uatrakcyjniają lekturę – przedstawienie historycznych realiów, nawiązania do innych popkulturowych hitów w rodzaju Indiany Jonesa, Sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego czy do kolejnych opowiadań Lovecrafta – nie ratują powieści przed mdłym posmakiem nudy, jaki pozostawia u czytelnika. Nawiązania i postaci mnożą się ponad miarę, tak że po którymś z kolei przestaje się dbać o to, o kim czy o czym mowa. Każdy bohater jest potomkiem znanej postaci z historii czy opowiadań Lovecrafta. Śledztwo krąży w koło i nie zatacza przy tym większych kręgów, raczej Legrasse depcze sam sobie po piętach. Komisarz jest tak wyświechtaną kliszą – zgorzkniały detektyw, który za często zagląda do kieliszka, nie stroni od brutalności, ale serce ma po właściwej stronie – że nawiązanie jakiekolwiek emocjonalnego kontaktu z jego postacią jest po prostu niemożliwe. W efekcie nie dbamy o to, czy mu się powiedzie. Cienie Nowego Orleanu to raczej doświadczenie intelektualne niż emocjonalne, a pod tym względem po prostu się nudzi przez powtarzanie wciąż tych samych motywów. Nie oznacza to, że całkowicie żałuję czasu poświęconego na lekturę, aczkolwiek nie ukrywam, że kierowała mną perwersyjna ciekawość profesjonalnej fanfikolożki.

Najbardziej rozrywkowym elementem lektury był nadmiernie dramatyczny, momentami niemal histeryczny, styl Lewandowskiego. Trudno odgadnąć, czy to celowa stylizacja na prozę Lovecrafta, czy też autor uznał, że pasuje to do opowiadanej historii, ale podobnie jak u w przypadku Zewu Cthulhu tekst zyskałby, gdyby wyciąć z niego połowę przymiotników. Szczególnie, że te same występowały po kilka razy na jednej stronie.

Należy jeszcze wspomnieć o epatowaniu w powieści seksualną przemocą wobec kobiet. Tytuł recenzji nie wziął się z niczego. Z jednej strony nagromadzenie szczegółowych opisów gwałconych i torturowanych kobiet przypomina trochę fetysz fandomu polskiej fantastyki z okresu pierwszej publikacji Achai Andrzeja Ziemiańskiego – tak jawną fantazję masturbacyjną, że zmieniła się w dowcip z Familiady – z drugiej strony można się tylko smucić, że autor nie miał lepszych pomysłów na pokazanie bestialstwa kultystów. Cienie Nowego Orleanu to przeplatanie niezłych pomysłów z miałkim wykonaniem i zasadniczo pokaz zmarnowanego potencjału, trudno jednak orzec, co jest wkładem którego autora – Lovecrafta czy Lewandowskiego.

Warto obserwować Lewandowskiego z nadzieją, że jeszcze się pisarsko rozwinie. Ma talent do łącznia wątków i snucia skomplikowanych intryg. Może tylko potrzebuje bardziej stanowczego redaktora? Trochę więcej pracy zmieniłoby taką sobie powieść w naprawdę dobrą. Na razie to tytuł dla fanów Lovecrafta.

Autor: Maciej Lewandowski

Tytuł: Cienie Nowego Orleanu

Wydawnictwo: Uroboros

Rok wydania: 2019

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *