Pani z Shalott

Kanadyjska piosenkarka Loreena McKennitt na jednym ze swoich albumów śpiewa piękną piosenkę, do której słowa zostały zaczerpnięte z poematu lorda Alfreda Tennysona. Utwór ten, wraz z przywoływanymi od pewnego czasu mitami celtyckimi, zachęcił mnie do przypomnienia sobie i przedstawienia historii nawiązującej do cyklu legend arturiańskich, a dokładniej do Elaine z Astolat (przy czym pragnę zauważyć, iż zależnie od autora opowieści na jej temat mogą się znacząco różnić i jedyną wspólną ich częścią jest zakończenie).

Nie jest to co prawda mitologia, lecz nie da się ukryć, że podobnie jak ona, opowieści o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu są wiecznie żywe i stały się integralną częścią naszej kultury. Liczne utwory literackie, muzyka i filmy, które do nich nawiązują, są tego najlepszym przykładem, a ich popularność pokazuje, jak bardzo ludzie potrzebują historii barwnych, pełnych bohaterów i magii – podobnie, jak w starożytności potrzebowali herosów i bogów, by wyjaśnić pewne aspekty otaczającego ich świata i wierzyć, że życie może być czymś więcej niż tylko szarością dnia codziennego.

Oczywiście, spokojne, uporządkowane życie to prawdopodobnie największe marzenie człowieka, który większość czasu spędza w drodze, przeżywając mniejsze i większe przygody, zmagając się z przeciwnościami losu i zdarzeniami, których nie był w stanie przewidzieć. Często jest też wielką przyjemnością dla wszystkich, którzy cenią sobie niezmienność i nie lubią niespodzianek – lecz przecież te i tak nadchodzą. Nawet w najbardziej poukładanym małym świecie, który można wokół siebie zbudować, co jakiś czas pojawia się sytuacja, na którą nikt nie ma wpływu. Można się z tego cieszyć lub przeklinać zły los, który zaburzył rutynę, lecz nie da się tego uniknąć.

Opowieść o Pani z Shalott to właśnie historia o kimś, komu los zgotował niespodziankę. Główna bohaterka nie przeżywa wielkich przygód, każdy jej dzień wygląda tak samo i spędzony jest w tej samej komnacie. Została ona bowiem uwięziona w zamku przez zaklęcie i nie może nawet wyglądać na zewnątrz. Cały świat obserwuje w odpowiednio ustawionym lustrze, w którym odbija się widok zza okna. Dostrzega w nim rzekę i biegnącą wzdłuż niej drogę, prowadzącą do zamku Camelot, a także rycerzy tam podążających. Lecz nawet jeśli pragnie ujrzeć prawdziwych ludzi, a nie ich sylwetki w zwierciadle, wie, że nie może tego uczynić, bo wówczas czar sprowadzi na nią śmierć. I jedyne, co pozostaje nieszczęśliwej kobiecie, to tkać gobelin pełen obrazów tak samo nieprawdziwych, jak złudne odbicia podróżnych.

But in her web she still delights
To weave the mirror’s magic sights,
For often thro’ the silent nights
A funeral, with plumes and lights
And music, went to Camelot;
Or when the Moon was overhead,
Came two young lovers lately wed.
I am half-sick of shadows, said
The Lady Of Shalott.

„The Lady of Shalott”, A. Tennyson¹

Monotonię życia bohaterki przerywa dopiero widok Lancelota, który podobnie jak inni ludzie, przejeżdża drogą widoczną z zamku. Nie bacząc na klątwę, Pani z Shalott przerywa swoją pracę i odwraca się od lustra, by wyjrzeć przez okno i naprawdę zobaczyć rycerza, a nie zadowalać się jego odbiciem. Zwierciadło pęka, na znak, że czar wypełni się w ciągu najbliższych chwil i kobieta jest tego świadoma, lecz jej uczucie jest w tym momencie zbyt silne, a i nierozważnego czynu cofnąć się już nie da. Wiedząc, że niedługo umrze, Pani z Shalott opuszcza swój zamek i znalazłszy łódź, na jej burcie wypisuje swoje imię, po czym płynie w dół rzeki do Camelotu.

Ta pierwsza i zarazem ostatnia podróż bohaterki wydaje mi się naznaczona zarazem smutkiem, jak też radością. Z jednej strony wie ona, że nigdy nie ujrzy mężczyzny, który tak ją zafascynował – a może w którym się nawet zakochała? Z drugiej jednak jest w końcu wolna i chociaż przez chwilę obejrzeć może świat takim, jaki jest, a nie zadowalać się jego odbiciami, obawiając wypełnienia klątwy. Już wszystko jest rozstrzygnięte i kobieta może spokojnie poddać się nurtowi rzeki, płynąc tam, gdzie zawsze chciała się znaleźć, a wiedziała, że nie może.

Pani z Shalott umiera w swojej łodzi, a gdy wpływa do Camelot, otaczają ją rycerze i damy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzą – piękną, niedawno zmarłą kobietę. Nie znają jej i nie rozumieją, co mogło się stać, więc cofają się z niepokojem. Co mogą myśleć, że to czary lub zwiastun ich własnej śmierci? Dopiero Lancelot zatrzymuje się przy niej na dłużej i prosi Boga o łaskę dla zmarłej, chociaż nie może się nawet domyślać, że stał się pośrednią przyczyną jej zgonu.

Who is this? And what is here?
And in the lighted palace near
Died the sound of royal cheer;
And they cross’d themselves for fear,
All the knights at Camelot;
But Lancelot mused a little space;
He said, She has a lovely face;
God in his mercy lend her grace,
The Lady of Shalott.

„The Lady of Shalott”, A. Tennyson

Opowieść ta, zasłyszana po raz pierwszy, wydaje się tylko zwykłą, w zasadzie ckliwą historią o kobiecie, która bezwolnie poddaje się przeznaczeniu, pozwalając, by czar uniemożliwił jej normalne życie. Obserwuje refleksy zewnętrznego świata, ale nie jest jego częścią i tak naprawdę dopiero uczucie do mężczyzny – zauroczenie, jak można zgadywać, bo trudno mówić o miłości, gdy wie jedynie, jak Lancelot wygląda – pozwala jej wyrwać się z rutyny… ale też doprowadza do śmierci. To wysoka cena za chwilę szczęścia i wolności, ale czy lepiej by było dla niej egzystować wiecznie twarzą do zwierciadła i nie znać nawet prawdziwego życia?

Na to pytanie nie ma odpowiedzi, która byłaby jednoznaczna i właściwa. Pani z Shalott przypomina mi jednak ludzi uwięzionych w jaskini platońskiej, obserwujących jedynie cienie na ścianie, a nie rzeczywiste przedmioty. I nawet jeśli filozof i poeta przedstawiają inne problemy, to u obydwu znajduję ten sam motyw nierealności czegoś, co powinno być prawdziwą wartością – światem, którym należy się cieszyć. Kwestia tego, czy ma być to świat idei, tak ważny dla Platona, czy raczej świat realny, z którego można czerpać pełną garścią choćby przez chwilę, schodzi w tej chwili na plan dalszy, a liczy się przede wszystkim to, by nie pozwolić zamknąć się w klatce z tego, co nie daje żadnej satysfakcji.

Marta Choińska

¹ A. Tennyson napisał dwie wersje poematu „The Lady of Shalott”, jedną w 1833, drugą w 1842 roku. Wykorzystywane fragmenty pochodzą z drugiej wersji, a obie znaleźć można między innymi na stronach University of Rochester, w sekcji „Arthuriana: Camelot Project”.

About the author
Studentka chemii z zacięciem literackim, która zawsze pisze za długie zdania i gromadzi w domu wszystkie książki, które ją do siebie przyciągną, ograniczeń gatunkowych nie uznając. W wolnych chwilach czyta i pisze, słuchając muzyki starannie dobieranej do klimatu tekstu, albo zwiedza z upodobaniem miasta, zamki i muzea. Kiedyś chciałaby połączyć swoje zainteresowania chemiczno-artystyczne, na razie lawiruje między nimi i próbuje równocześnie kończyć eksperymenty oraz opowiadania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *