Mój wujaszek Beniamin – Claude Tillier

Myli się ten, kto sądzi, że fascynacja lekarzami jako bohaterami fikcyjnych lub dokumentalnych opowieści to wynalazek naszych czasów. Doktor Kildare, doktor Sova, doktor Quinn czy wreszcie doktor House, nie wspominając już o naszych rodzimych medykach, rozpalają wyobraźnię widzów. Główne postacie programów dokumentalnych i paradokumentalnych, takie np., jak znana z Discovery Channel Doktor G., fascynują widownię. Jednak długo przed nimi pewien lekarz stał się nie tylko głównym bohaterem powieści, ale i swego rodzaju pomnikiem historii.

Książka „Mój wujaszek Beniamin” ukazuje nie tylko społeczeństwo francuskie tuż przed wybuchem krwawego przewrotu, ale i pracę osiemnastowiecznego lekarza, pozbawionego wsparcia w postaci antybiotyków, analiz krwi czy sterylnych sal operacyjnych. Dokładnie dwadzieścia lat po Wielkiej Rewolucji Francuskiej filozof Claude Tillier opisał podobno autentyczną historię z życia swego krewnego, Beniamina Rathery. Sceneria, w której rozgrywa się akcja powieści, sugerowałaby moralitet w rodzaju „Doktora Judyma”, ale nic z tego. Tytułowy wujaszek, czyli stryj autora, był wiejskim lekarzem, praktykującym głównie wśród największych nędzarzy i w związku z tym prowadzącym, zdawać by się mogło, raczej niewesołe życie. Tymczasem…

Beniamin Rathery ma dwadzieścia osiem lat. Jest młodzieńcem wysokim, przystojnym i wyjątkowo niefrasobliwym. Mawia, że jeśli lekarz nie uśmierci chorego, to już wiele z jego strony – dość celne stwierdzenie w czasach, gdy nawet najlepszy medyk był bezradny wobec zwykłego zapalenia płuc czy otwartego złamania. Beniamin jest więc lekarzem biedaków i rzadko kiedy coś zarabia, jednak zawsze dokłada wszelkich starań, by ulżyć choremu i nigdy nie traci dobrego humoru. Ma własne zdanie na temat reguł społecznych i nieraz popada w tarapaty, nie chcąc ustąpić ze swych przekonań. Nie zmienia jednak postępowania. Uwielbia dobrze zjeść, a nade wszystko dobrze wypić i jest z tego znany. Mieszka z siostrą, szwagrem, który jest woźnym w miejscowym sądzie i ich sześciorgiem dzieci. W tym rodzinnym domu nie przelewa się, bywa nawet całkiem biednie, ale nikt nie chodzi głodny, zaś wśród krewnych panuje zgoda i miłość. Siostra, kochająca Beniamina nad życie, bardzo się o niego martwi, widząc jego stosunek do spraw doczesnych. Chcąc zabezpieczyć przyszłość brata pragnie go dobrze ożenić, jednak Beniamin wzdryga się na samą myśl o małżeństwie. Pewien wypadek sprawia, że młody lekarz nieopatrznie obiecuje siostrze upragniony przez nią ożenek, a ta niezwłocznie znajduje mu odpowiednią kandydatkę. Jest nią Arabela Minxit, córka innego lekarza, mieszkającego w miasteczku opodal i prowadzącego dochodową praktykę. Pan Minxit natychmiast zaprzyjaźnia się z Beniaminem i nie zwraca uwagi na to, że jego córka ma na temat planowanego ożenku zupełnie inne zdanie…

Skrząca się energią i ciętym dowcipem powieść nie jest bynajmniej błahą humoreską, jak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. Obok opisów zabawnych przygód głównego bohatera zawiera sporą porcję rozważań na tematy społeczne, kulturowe i religijne. Wiele ze spostrzeżeń francuskiego filozofa jest zaskakująco aktualnych nawet dzisiaj. Tillier łagodzi ich gorzką wymowę humorem i czyni to w sposób tyleż lekki, co inteligentny. Jeśli opisuje jakieś tragiczne wydarzenie, nie czyni tego bynajmniej w sposób prześmiewczy, ale stara się nie zasmucać swego czytelnika. Nie jest to jest bowiem jego celem. Chociaż we wstępie sam określi swoją powieść jako „smutną i łzawą”, opowiada ją w taki sposób, że nie można się nie śmiać.

Nawet człowiek słabo zorientowany w historii Francji nie powinien mieć trudności z właściwym odczytaniem przedstawionych w książce realiów historycznych i aluzji. Gdyby zresztą nie całkiem zrozumiał odniesienia do ówczesnych spraw tego kraju, nie przeszkodzi mu to w cieszeniu się doskonałą opowieścią. Świadomość, że czyta o postaciach rzeczywiście istniejących, nawet jeśli ich przygody zostały w jakiś sposób podkoloryzowane, podwaja tę radość.

W czasach ostatniego polskiego wydania tej powieści królowały tak zwane „tanie edycje”. Nie ma się więc co dziwić, że książka została wydana na papierze marnej jakości i w prostej, pozbawionej grafiki okładce z kartonu. Nie ma to jednak żadnego wpływu na przyjemność czytania, gdyż – co by nie mówić – w każdej książce liczy się głównie jej treść i nawet najelegantsze wydanie nie zamaskuje braków dzieła literackiego. Mówi się, że „nie suknia zdobi człowieka„. Z powodzeniem można odnieść to przysłowie również do powieści. Szczególnie zaś do powieści takiej jak ta.

 Luiza „Eviva” Dobrzyńska

Ocena: 5/5

Tytuł: „Mój wujaszek Beniamin”

Autor: Claude Tillier

Język oryginału: francuski

Ilość stron: 238

Rok wydania polskiego: 1962

Rodzaj: powieść obyczajowa

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

 

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *