Maciej Duda – wywiad

14018017_10154462402008011_1089889291_nMaciej Duda – doktor nauk humanistycznych, wykładowca, badacz, pracownik naukowy Uniwersytetu Szczecińskiego. Feminista, trener i socjoterapeuta. Autor monografii „Polskie Bałkany. Proza postjugosłowiańska w kontekście feministycznym, genderowym i postkolonialnym. Recepcja polska” (2013), „Dogmat płci. Polska wojna o gender” (2016). Współredaktor trzech tomów raportu „Gender w podręcznikach” (2016). Stypendysta Narodowego Centrum Nauki. Jako trener antydyskryminacyjny współpracuje z instytucjami państwowymi, prywatnymi i pozarządowymi.

W powszechnej świadomości feminizm kojarzy się przede wszystkim z kobietami – feministkami. A ty jesteś feministą. Czy zdarza się, że wywołujesz swoją deklaracją zdziwienie? Czy może raczej oburzenie, że „jako mężczyzna nie masz prawa wypowiadać się o sprawach kobiet”?

Możliwe, że żyję na wyspie albo w getcie, w którym taka łatka albo deklaracja nie wywołuje już zdziwienia. Kiedyś używałem jej na szkoleniach, by uczestniczki i uczestniczy ćwiczyli swoje uprzedzenia czy stereotypy, sprawdzali własne wyobrażenia i konfrontowali je ze mną jako feministą. Zgodnie z przekonaniem, że spotkanie z emblematem jest w stanie odczarować rzeczywistość. Dziś mniej używam tego narzędzia. Sam nie wiem dlaczego – to pewnie kwestia zmiany używanych instrumentów albo znudzenie. A druga sprawa – oburzenie – w Polsce facet deklarujący się jako feminista zbiera oklaski za samą deklarację. Oklaski od kobiet z feminizmem sympatyzujących. Nie ma tu tak silnych podziałów wśród feministek, by któraś z organizacji powiedziała mi: stop, stary, to nie twoja sprawa, masz jaja, więc nie masz tu wstępu. Jednak zawsze jest też jakieś „ale” i zaznaczyć trzeba, że różne grona – także te równościowe – działają na zasadzie sympatii, znajomości itp., toteż zdarzyło się, że kilka razy zostałem z czegoś wygumowany, bo nie pasowałem do chorągwi. Każdego z nas to spotyka, choć w kontekście tego pytania, w tych kilku przypadkach miałem świadomość tego, że czynnikiem mojego niedopasowania była moja płeć.

Z drugiej strony – jeśli opowiedzieć o tegorocznych pikietach przeciwko wprowadzaniu zakazu aborcji, to okaże się, że sam miałem problem z tym, by zabierać głos w sprawie. Wolałem, by to robiły Dziewuchy, bo to ich ciała, ich macice. Moje działanie ograniczało się do wsparcia, bycia na pikietach, noszenia i krzyczenia haseł, pisania tekstów i zbierania podpisów. Do prób empatii, bo nie mogę się tu powołać na własne doświadczenia.

Jak z tą deklaracją będzie dalej? Obecnie pracuję nad historią polskich emancypantów, panów wspierających pierwsze pokolenia emancypantek działających pod zaborami i w niepodległej Polsce. Zobaczymy, może przy tej publikacji będę się musiał z czegoś wytłumaczyć.

 Jaka była twoja droga do feminizmu? Może pamiętasz jakąś sytuację, która wpłynęła na ciebie?

 Nie, chyba nie pamiętam. Przynajmniej nie jedną sytuację. Agnieszka Graff używa takiej ładnej metafory, że nagle coś kliknęło i ten świat nie był już taki sam, nie był taki jak wcześniej. W pewnym momencie zobaczyła stelaż systemu patriarchalnego. Ja nie miałem jednorazowego kliknięcia. Świadomie feministycznie zacząłem działać dopiero na studiach. Uruchomiły mnie lektury, które okazały się bliskie, wydawały się mówić o mnie. To pewnie musiało się zbiec z moim zastanowieniem nad własną męskością i seksualnością. Wówczas okazało się, że nad zagadnieniem płci pochylały się przede wszystkim kobiety, feministki. Za nimi poszły mniejszości interesujące się zagadnieniami seksualności. To są i były moje wątki. Nie było jednej książki, jednego tekstu, jednych zajęć, nauczycielki czy filmu. Choć gdy teraz o tym mówię, to przypominają mi się wczesne lektury Virginii Woolf, ale one chyba były jeszcze czytane nieświadomie. Wówczas – w szkole średniej – chyba jeszcze nie rozumiałem, dlaczego się w nich odnajdowałem.

A jednak coś mi się przypomniało! Mój pierwszy tekst, opublikowany w „Zadrze”. Już nie pamiętam, w którym to było roku, nie była to moja pierwsza publikacja w ogóle, po prostu pamiętam taką myśl, że skoro redaktorki „Zadry” puściły mój tekst, to znaczy, że jestem zaakceptowany i na dodatek chyba mam coś ciekawego do powiedzenia. Tak, to był dla mnie ważny moment, wyróżnienie. Od tego czasu, do dziś zresztą, czytam i publikuję w „Zadrze”.

 Masz jakieś mistrzynie/jakichś mistrzów, których działalność lub teksty teoretyczne wpłynęły na ciebie, są dla ciebie inspiracją?

 Ha, to świetne pytanie, szczególnie w kontekście pokoleniowości, o której ostatnio często dyskutuję (dyskutuje się) w kuluarach różnych spotkań, konferencji, seminariów, oraz w kontekście powracającej jak bumerang dyskusji o parytetach (nie tylko w literaturze). Do tego miejsca, w którym jestem, doszedłem przez beletrystykę, dopiero w drugiej kolejności przez teksty literaturoznawcze, kulturoznawcze czy socjologiczne. Na początku były dzieła Bronte. Wiem, brzmi to pretensjonalnie, a jednak zupełnie nie jest – nieustannie zachęcam do czytania Wichrowych wzgórz, szczególnie w nowym przekładzie, który pokazuje kunszt językowej stylizacji autorki. Później była Virginia Woolf, Olga Tokarczuk, Margaret Atwood, Elfriede Jelinek – duże przeskoki, jak widać, to przecież bardzo różna literatura, obrazowo, formalnie, kontekstowo. Intelektualny dług mam wobec tekstów Ingi Iwasiów i samej autorki, dalej wobec Krystyny Kłosińskiej, Marii Janion, Agnieszki Graff, ale też bell hooks, Carol Gilligan i tych wszystkich koleżanek i kolegów z mojego pokolenia, z którymi wciąż dyskutuję, a z tych dyskusji powstają nasze kolejne książki. Autorki i autorów tego fermentu mógłbym tu długo wymieniać, ale chyba nie wypada.

 W swojej najnowszej książce „Dogmat płci. Polska wojna z gender” badasz dyskusję wokół gender. Jej apogeum miało miejsce w latach 2013 – 2015. Dziś taki podział społeczeństwa widać przy kwestii uchodźców, gender wydaje się już tematem zamkniętym, przynajmniej medialnie. A może to tylko pozory? Zapewne wciąż śledzisz media pod kątem gender. Czy ta wojna jeszcze się toczy?

 Wciąż mam ustawiony alarm Google i co dnia dostaję maila z trafieniami dla haseł gender i gender mainstreaming pojawiającymi się na stronach polskojęzycznych. Dziś widać, że pierwsza fala krytyki już się dawno przetoczyła, ale wciąż, co dnia ww. hasła pojawiają się w 80% na stronach krytykujących równość, nie na stronach równość płci propagujących. Poza tym nie ma tygodnia, bym nie słyszał, że w którejś szkole jakiś nauczyciel, nauczycielka, ksiądz czy katechetka zrobił to a to, powiedział coś krytycznego na temat homoseksualizmu, feminizmu czy gender.f7fc467a6e373c353c37eb467a768737

Jeśli zaś przyjrzeć się mediom maistreamowym i społecznym, to papierkiem lakmusowym może być tu reakcja wielu Polaków na ŚDM oraz słowa i czyny papieża Franciszka. Wszyscy wiemy, co powiedział na spotkaniu z polskimi biskupami. Gender to dla niego ideologiczna kolonizacja, a europejscy katolicy są zagrożeni przez liberalno-ateistyczne ruchy. O samym Franciszku i fascynacji jego rzekomą lewicowością wypowiedziałem się już na łamach „Codziennika Feministycznego”. Tu warto wspomnieć o tym, co jest kontynuacją antyrównościowej wojny, bo chyba tak ją powinniśmy nazywać – o reakcji różnych komentatorów, którzy zżymali się na obrazki pokazujące wielokulturowość ŚDM. Brzmi to jak objaw paranoi, w której wszystko, co jest związane z różnicą, np. wielokulturowość, zostaje przezwane i oznaczone jako „multi-kulti”, którego sobie nikt nie życzy, bo to „pachnie uchodźcami i terrorystami”. W tym rozumowaniu dwa ostatnie słowa są zresztą używane jako synonimy. Na marginesie pozostawię kwestię semantycznej zmiany terminu multikulturowość, od politycznie pożądanego działania przez niespełnienie założeń projektu po swoisty wulgaryzm. Wracając do tematu, gdy spojrzeć z boku na przytoczone reakcje, chciałoby się zaproponować ich autorkom i autorom organizację Światowych Dni Polskiej Młodzieży. Wielu z nas zapomina, że religia katolicka jest odmieniana przez narodowości. Świetnie pisze o tym Zuzanna Radzik w „Kościele kobiet”.

 Czy mógłbyś wskazać argumenty najczęściej powtarzane przez stronę antygenderową? Dlaczego nie mają nic wspólnego z prawdą?

Zmiana płci na żądanie, kilka razy w życiu, eutanazja, seksualizacja dzieci, zmienianie heteroseksualnych chłopców w homoseksualistów, ubieranie ich w sukienki… ojej. Chyba nie chcę wyjaśniać tu tych argumentów – jeśli to są argumenty – krytyków i krytyczek równości. Primo dlatego, że są nielogiczne, secundo, by nie ułatwiać im ideologizacji przestrzeni publicznej czy edukacji, tertio, ponieważ pewnie musiałbym tu opowiedzieć 2/3 treści „Dogmatu płci”, a lepiej zachęcić czytelników i czytelniczki do lektury. A co do prawdy, to one mają wiele wspólnego z prawdą relatywizowaną, prawdą światopoglądową tych, którzy jako jedyny wzór współuczestnictwa w czymkolwiek (w kulturze, w społeczeństwie) uznają hierarchię, a jako jedyny paradygmat życiowej postawy – swoją własną. Na ich nieszczęście klonowanie jest zabronione.

 Jesteś także współautorem raportu „Gender w podręcznikach”. Powiedz nam parę słów na temat narzędzi gender wykorzystywanych w przyglądaniu się szkolnym podręcznikom. Co zbadaliście?

 Jestem jednym z czwórki redaktorek/redaktorów, obok Iwony Chmury-Rutkowskiej, Marty Mazurek i Aleksandry Sołtysiak-Łuczak. Narzędzie badawcze było genialne w swojej prostocie, bo postanowiliśmy opracować coś na kształt ankiety, skoroszytu, w którym zliczaliśmy wszystkie postaci pojawiające się we wszystkich podręcznikach do wszystkich przedmiotów na wszystkich etapach edukacji. Mówię tu o podręcznikach dopuszczonych do nauki przez MEN. W ankiecie znalazły się wszelkie możliwe atrybuty, opisy relacji i zależności bohaterek i bohaterów. Dzięki temu mogliśmy oszacować reprezentacje dotyczące płci, wieku, pochodzenia, koloru skóry, wykształcenia, tożsamości seksualnej, aktywności, wykonywanych zawodów i klasy społecznej. Zobaczyliśmy różne braki i nadreprezentacje. Zwracamy uwagę na to, jak ukształtowany jest świat uczniów i uczennic, kto ma do niego wstęp i na jakich warunkach, kto znalazł się na marginesie, kto jest wartościowany pozytywnie, a kto negatywnie. Odpowiadamy na pytanie, jak wygląda ukryty program polskich podręczników szkolnych, do czego socjalizują one chłopaków i dziewczyny. Ten trzytomowy raport, który dostępny jest w wersji elektronicznej (http://gender-podreczniki.amu.edu.pl/), jest pierwszym polskim, a chyba nawet europejskim, wedle naszej wiedzy, tak dużym, holistycznym badaniem. Ponad sto badaczek i badaczy, ponad 25 tysięcy przebadanych i opisanych postaci. Nikt wcześniej nie zdołał przeprowadzić tak dużej próby badawczej. Nikt wcześniej nie badał też treści podręczników do tzw. przedmiotów niehumanistycznych, np. matematyki, fizyki, chemii czy biologii pod względem ich przekazu na temat stereotypów dotyczących płci, pochodzenia i zdrowia. Wszystkie dane statyczne w podziale przedmiotowym znajdują się w raporcie. Podobnie jak ich analiza jakościowa oraz teksty merytoryczne, które wprowadzają czytelników i czytelniczki w problematykę uprzedzeń, stereotypów oraz edukacji niedyskryminacyjnej. Całość ma otrzeźwić autorki i autorów podręcznikowych treści, ich wydawców, ale też służyć jako narzędzie dla wszystkich tych, którzy/które chcą działać bardziej świadomie, równościowo, nie dyskryminować.

 Ponieważ Szuflada jest magazynem kulturalno-literackim, a ty literaturoznawcą, muszę na koniec zapytać o twoje ostatnie lektury. Czy coś cię ostatnio porwało, zafascynowało? Czy straciłeś noc dla jakiejś książki? Może polecisz coś naszym czytelniczkom i czytelnikom?

 Chyba średnio wychodzi mi polecanie czegokolwiek. Mogę powiedzieć, co ostatnio czytam z przyjemnością, choć nie potrafię tu oddzielić czytania zawodowego i niezawodowego, niestety. Od kilku tygodni przebywam na wsi, a na biurku i w trawie leżą „Bliskie kraje” Julii Fiedorczuk, tetralogia Eleny Ferrante, „Męskie fantazje” Klausa Theweleita, „Edukacja nie-sentymentalna” Izabeli Jarosińskiej, wznowienie publicystyki Tadeusza Boya-Żeleńskiego – „Mity i zgrzyty”, „Przerwać kajdany” Adama Hochschilda, „ABC projektariatu” Kuby Szredera, „Harda” Elżbiety Cherezińskiej, „Selfie na tle rzepaku” Justyny Bargielskiej, „Dzienniki” Marii Dąbrowskiej i pięćset stron maszynopisu publicystyki polskich emancypantów z drugiej połowy XIX i początku XX wieku, nad którymi teraz pracuję, chcąc ich pokazać i oddać im głos.

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *