Locus solus – Raymond Roussel

Locus solusW zawartej w 34/236 numerze tygodnika „Do rzeczy” recenzji książki „Locus solus” Raymonda Roussela Krzysztof Masłoń rozpoczyna od mocnego oskarżenia. Krytyk zarzuca francuskiemu autorowi napisanie najbardziej niepotrzebnej książki na świecie. Słuszne słowa?

Nie sposób się nie zgodzić, że „Locus solus” nie jest typową powieścią. Brak w niej wyraźnego początku i końca, brak akcji, bohaterów, z którymi można by się identyfikować. Jednocześnie szkatułkowa kompozycja, przeskoki w czasie i przestrzeni oraz szczegółowe opisy skomplikowanych urządzeń (które nie mają prawa działać w rzeczywistości, dodajmy) mogą wprawić w konsternację. Kiedy już o krok jesteśmy od posądzenia autora o grafomaństwo, warto przyjrzeć się bliżej ekscentrykowi skrywającemu się za kartami powieści.

Życie Roussela wyglądało tak jak jego literatura, zawieszona gdzieś poza rzeczywistością. Urodził się w 1877 roku. W wieku 56 lat popełnił samobójstwo. Pisał po kilkanaście godzin dziennie, tak naprawdę nie przeżywając własnego życia. Trwonił odziedziczoną fortunę. Podróżował po świecie, lecz nie opuszczał hotelowego pokoju. Kochał, lecz tylko platonicznie. Uprawiał seks, ale wyłącznie za pieniądze. Żył dla pisania, pisał dla… no właśnie. Dla samego pisania?

Roussel, nazwany przez Jeana Cocteau „geniuszem w stanie czystym”, wyznawał intrygującą filozofię pisania. Według Francuza literatura powinna być pozbawiona jakiegokolwiek opisu rzeczywistości, co zresztą autor konsekwentnie realizował w „Locus solus”. Pozbawiona wręcz głównego bohatera książka (Martial Canterel jest jedynie przewodnikiem, a o narratorze, mimo że powieść pisana jest w pierwszej osobie, nie wiemy zupełnie nic) jest zapisem przechadzki po ogromnej posiadłości Canterela, pełnej nierealnych wynalazków, dziwnych postaci i zaskakujących stworzeń. Nic nie jest tu prawdziwe, wszystko wydaje się jakby wyjęte ze snu. Nic więc dziwnego, że Rousselem zachwycali się surrealiści. A my? Czy wciąż jeszcze jest w prozie Roussela coś, co mogłoby ująć współczesnego czytelnika?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydawałoby się, że tak jak postaci wyjęte z jakiegoś zakurzonego panopticum, tak samo „Locus solus” pasuje bardziej do jarmarku staroci, pełnego nakręcanych pajacyków, homunkulusów zamkniętych w słojach i mechanicznych zabawek. Warto jednak zwrócić uwagę na cechę prozy Francuza, którą wskazuje autor posłowia Andrzej Sosnowski. Roussel jak mało kto bawi się słowem, tworząc zdania oparte na pokrewieństwie słów, ich brzmieniu i melodii. To cecha, która możliwa jest do zaobserwowania jedynie podczas lektury oryginału. Na szczęście Sosnowski dzieli się z czytelnikami kilkoma znakomitymi przykładami z francuskiego. Wracamy więc do postawionego wcześniej pytania: pisanie dla samego pisania?

Karol Sus

Tytuł: Locus solus

Autor: Raymond Roussel

Tłumaczenie: Anna Wolicka

Posłowie: Andrzej Sosnowski

Liczba stron: 336

Rok wydania: 2017

Wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy

 

About the author
Karol Sus
Rocznik ‘88. Absolwent Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego w Olsztynie. Wychowany na micie amerykańskiego snu. Wciąż jeszcze wierzy, że chcieć – to móc. Wolnościowiec. Kinomaniak, meloman, mól książkowy. Namiętnie czyta komiksy. Szczęśliwy mąż i ojciec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *