Krótki metraż

dwaPrzeleciało…, czyli krótko o krótkim metrażu, obecnym nieodłącznie na większości festiwali filmowych, ale wciąż pozostającym w cieniu pełnowymiarowych (czasem oznacza to po prostu długich jak rozgotowany makaron spaghetti) produkcji kinematograficznych.

A szkoda – wszak to właśnie tzw. krótkometrażówki stanowią wizytówki swoich twórców. Debiutujący reżyserzy od nich zwykle zaczynają i ich siłą próbują przeforsować betonowe mury rynku filmowego. Muszą więc włożyć w nie wszystko, co tylko może przyciągnąć uwagę tak jury, krytyków, jak i publiczności. Doskonalą więc sztukę lapidarności; wspaniałą w swej trafnej zwięzłości i tak dobrze dopasowanej do czasów, gdzie na nic nie ma czasu.

W mijającym tygodniu artyści (jak i zwykli rzemieślnicy) krótkiej formy filmowej mieli okazję zaprezentować się na 29 Warszawskim Festiwalu Filmowym w ramach Panoramy Polskich Filmów Krótkometrażowych oraz Konkursu Krótkometrażowego, gdzie znalazły się również obrazy zagraniczne. WFF poważnym przeglądem jest (w końcu znalazł się w czołowej 14 światowych festiwali filmowych), a więc spośród tysięcy nadsyłanych zgłoszeń wybiera tylko te naprawdę najlepsze… w tym miejscu rodzi się pytanie, co uważa za owe „najlepsze” i jakimi kryteriami się kieruje. Czy ważniejszy jest opanowany warsztat filmowy czy innowacyjność oraz treść przekazu?

Profesjonalne wykonanie zaprezentował obraz „Powrót” (reż. Ewa Bukowska) zrealizowany w ramach projektu „30 minut” Studia Munka. Niestety przy okazji wpisał się – przewidywalnie i rozczarowująco – w ciąg polskiej martyrologii około wojennej – jakby nie dość było już depresji II wojny światowej, powstania, okupacji, Katynia, Afganistanu. Czy nie pora już ustąpić miejsca świeżym pomysłom fabularnym, które może nieco rozjaśniłyby wizerunek polskości?

Na pokazie krótkich form nie zabrakło animacji – wśród nich na uwagę zasługują z pewnością „Hasta Santiago” francuskiego reżysera Mauro Caro, który w zabawny i indywidualny sposób opisał swoją wędrówkę przez pielgrzymi szlak w Hiszpanii; „Boleś”, humorystycznie opowiedziana historia o głęboko smutnej prawdzie samotności (reż. Špela Čadež) oraz polskie: „Czerwony papierowy stateczek” (reż. Aleksandra Zaręba) i sensoryczno-plastyczne „Ab Ovo” (reż. Anita Kwiatkowska – Naqvi).

Wydaje się, że młodzi filmowcy na dopracowanie warsztatu będą jeszcze mieli czas – niemożliwością jest natomiast wypracowanie świeżości pomysłu i treści, która niesie element ich prawdy, prawdy młodego pokolenia. Kinematografia dziś sprawia wrażenie jakby zatrzymanej w miejscu; potrzeba jej czegoś nowego, czegoś co popchnie ją na kolejny etap rozwoju. Krótka forma jest szansą autoprezentacji daną początkującym twórcom, równocześnie będąc szansą progresu dla kina w ogóle. Postulat pełnej swobody tworzenia mógłby przynieść zaskakująco owocne skutki, będące w ostatecznym i najważniejszym etapie przygodą i przyjemnością dla widza.

Magdalena Karkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *