Komandos – Richard Marcinko

Parafrazując powiedzenie Alfreda Hitchcocka można stwierdzić, iż dobra książka powinna zaczynać się trzęsieniem ziemi, a później napięcie powinno rosnąć. W przypadku książki „Komandos”, której autorem jest Richard Marcinko, jest to stwierdzenie całkowicie uzasadnione.

Zaczyna się skokiem spadochronowym wykonanym przez Marcinkę z wysokości sześciu tysięcy metrów podczas jednej z wielu akcji. Spadochron jednakże nie otwiera się prawidłowo, więc mając zapasowy w rezerwie komandos odcina linki i korzysta z drugiego. Jednakże, ku przerażeniu żołnierza, także i ten ulega awarii. A ziemia zbliża się w zastraszającym tempie…

I w ten sposób wprowadzając czytelnika w odpowiedni nastrój, autor zaczyna snuć opowieść o swoim życiu i karierze w jednostkach specjalnych.

Kim jest Richard Marcinko?

Jeśli wyobrażacie sobie amerykańskiego komandosa, wszechstronnie wyszkolonego, umięśnionego niczym Schwarzenegger, z długimi włosami i wąsikiem Fu Manchu, który klnie niczym szewc, ma  niewyszukane poczucie humoru, jedną ręką rozwala wrogów a w przerwach między akcjami zalicza kolejne panienki – to tak, właśnie tak wygląda i zachowuje się Marcinko.

Ale to tylko jedna strona medalu. W świecie amerykańskich jednostek specjalnych to niemalże postać-legenda, frogman, komandos, twórca i pierwszy dowódca elitarnej SEAL Team Six, jednostki służącej do walki z terroryzmem. To człowiek dalekowzroczny, który walczy nie tylko z wrogiem, ale i z chorymi schematami biurokracji wojskowej, które nierzadko są większym zagrożeniem dla kraju niż terroryści. Jako dowódca jednostki Red Cell, stworzonej by jako „terroryści” infiltrowali różne jednostki wojskowe i wskazywali ich słabe strony pokazał skostniałym dowódcom, że terroryzm to nowe, rosnące zagrożenie i odpowiednie zabezpieczenie się stanowi priorytet. Marcinko wraz ze swymi komandosami posunął się nawet do tego, że zinfiltrował bazę okrętów podwodnych oraz prezydencki Air Force One. Niestety, nie zawsze go słuchano. Kiedy podczas misji w Libanie, mającej na celu zbadanie zabezpieczeń amerykańskiej ambasady stwierdził, iż ochrona budynku jest beznadziejna, zignorowano jego opinię. Zlekceważenie rad Marcinki kosztowało życie 61 pracowników amerykańskiej ambasady w Libanie, którzy zginęli w zamachu.

Książka składa się z dwóch części. W pierwszej – zatytułowanej po prostu „Świr” poznajemy lata młodości autora, druga zaś część opisuje drogę bogatej kariery wojskowej jaką przemierza Dick Marcinko. Razić może niektórych, przynajmniej na początkowych stronach, dość duża liczba przekleństw i samozadowolenia a także sztubackich żartów, z drugiej strony jednak, po przeczytaniu całości, w bardzo dobry sposób widać, jak zmieniał się Marcinko. Od zdziecinniałego, megalomańskiego macho, który uwielbia bójki w barze, poprzez dowódcę jednostki aż po twórcę jednej z najlepszych jednostek antyterrorystycznych. A jednak to cały czas ten sam Marcinko, człowiek niezbyt zdyscyplinowany, jednakże znacznie lepiej  rozumiejący sens istnienia i zasady działania jednostek specjalnych niż jego przełożeni. I trudno się z nim nie zgodzić.

Książkę czyta się na głębokim wdechu i jest to jedna z tych pozycji, która kończy się zdecydowanie za szybko. Marcinko pisze barwnie, plastycznie i bez zbędnych ozdobników wciąga nas w akcję. Błyskawicznie przenosimy się z autorem z Wietnamu do Kambodży czy Iranu. Zapoznajemy się również z panem Murphym, a raczej jego słynnymi prawami, które skutecznie potrafią zniweczyć wydawałoby się dobrze zaplanowaną akcję.

Ameryka dość osobliwie podziękowała Marcince za wierną służbę. Opowiada o tym ostatni, gorzki rozdział. Gorzki, bo jednak dobitnie pokazuje, że biurokracja i schematyczne myślenie (no i układy) w każdym kraju są niezwyciężone, a dla jednostek takich jak Marcinko, który nadepnął na odcisk zbyt wielu ludziom nie miejsca w armii i jak mówi stare przysłowie. Marcinko jako komandos był doskonały, zbyt doskonały. Zbyt wiele dowódców ośmieszył czy wręcz skompromitował. Rozgrywki i przepychanki w dowództwie przesłoniły to, co zauważył już dawno Marcinko. Ale Ameryka, głucha na sugestie dowódcy Red Cell nie zauważała rosnącego niebezpieczeństwa.

Zapłaciła za to straszliwą cenę 11 września 2001 roku…

Robert Rusik

Autor: Richard Marcinko/John Weisman

Tytuł: Komandos

Data wydania: 2012

Wydawnictwo: Znak

Stron: 496

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

komentarz

  1. Szczere wyrazy uznania za niesamowitą wyobraźnię. To wcale nie jest tak łatwo poruszać się w wielu płaszczyznach i przestrzeniach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *