Kobieta, która straciła głowę

Sztuka może być wiekowa i cenna, nazwisko malarza nieżyjącego od lat doskonale rozpoznawalne, prace, które wyszły spod jego pędzla sprzedawane za obłędne ceny, wielokrotnie interpretowane i recenzowane. A jednak dla tego, który widzi obraz po raz pierwszy,  jest on czymś nowym, nie ważne ile czasu wisi na pilnie strzeżonej muzealnej ekspozycji. Pod warunkiem, że w ogóle w takim otoczeniu na niego trafił… Jest bowiem wiele dróg prowadzących do nowej-starej sztuki.

Komercjalizacja i masowość – zjawiska wielokrotnie potępiane są niezaprzeczalnie sposobem na docieranie do nowych rzeszy odbiorców. Dzięki takiemu upowszechnieniu i minimalizacji artystycznego nadęcia, które pozwala na umieszczanie słynnych dzieł na przykład na kubkach czy t-shirtach, możemy obcować z wielkimi dziełami na co dzień.

A jeśli zawierają nieoczekiwane wstawki, no to trudno; w mojej opinii kreatywne profanacje mogą owocować sztuką lepszą niż oryginał…

Tak najwyraźniej uznali ci, którzy okroili dzieło Élisabeth-Louise Vigée Le Brun (1755- 1842) – portret, który po raz pierwszy zobaczyłam na okładce płyty zespołu Hole „Nobody’s Daughter” – w wersji przedstawiającej jedynie dekolt i tułów namalowanej kobiety. Wtedy nie zwróciłam na to większej uwagi, uznając wyłącznie za ciekawą, nieoczywistą kompozycję. Być może to właśnie jeden z tych słynnych obrazów, które powinno się znać od zawsze, ale wówczas nie przyszło mi do głowy, że to nie jest zwykła stylizowana grafika (a cała książeczka dołączona do płyty zawiera prace uznanych artystów). Sprawa wydała mi się dziwna dopiero niedawno, kiedy znów zobaczyłam ten obraz – ale w całości, na okładce jakiejś książki, albo pisma, a później wydrukowany w jeszcze innym miejscu – ponownie bez głowy. Zdarzyło się  to jednego dnia, w trakcie rajdu po księgarniach i zostało skomentowane jako całkiem sensowny zabieg, bowiem jakkolwiek okrutnie to zabrzmi – twarz stanowi zdecydowanie najsłabszy element tego obrazu. Tło jest ciemne i tajemnicze, suknia niektórym przypadłaby do gustu, ale rumiane policzki, fryzura i kapelusz nie odpowiadają dzisiejszej estetyce. Prawdopodobnie dlatego, że trwał wiek XVIII, kiedy zostały uwiecznione na płótnie.

Kobieta, którą dzisiejszy marketing pozbawia twarzy, straciła głowę w najbardziej dosłownym znaczeniu. Postacią, o której mowa jest bowiem Maria Antonina, żona Ludwika XVI, nie lubiana królowa, ścięta cztery lata po wybuchu rewolucji francuskiej. Po ekshumacji okazało się ponoć, że chociaż ciało monarchini uległo rozkładowi, głowa wciąż zachowała się w stanie pozwalającym na identyfikację po tak zwanej wardze habsburskiej… Do rozstrzygnięcia pozostawiam kwestię ponownego kadrowania obrazu nadwornej portrecistki. Być może jestem jedyną osobą, której kojarzy się ono z makabrycznym żartem na temat egzekucji.

Agata Grudkowska

Élisabeth-Louise Vigée Le Brun
„Marie Antoinette à la Rose”, (1783)
francuski neoklasycyzm

Zobacz obraz.

Zapraszamy do czytania innych tekstów o malarstwie: http://szuflada.net/?cat=192

About the author
Agata Grudkowska
rocznik '93. Mała, uparta, czasami nieznośna, ciągle nie ma czasu rzucić edukacji, żeby zostać głodującą artystką. Wiecznie coś śpiewa, pisze, albo wykleja - bywa nawet, że wszystko to na raz... :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *