John McClane ma się dobrze! – czyli „Szklana pułapka 5”

szklana_pulapka_5<uwaga, spoilery!>

Reżyseria: John Moore

Nie lubię sequeli. Nie lubię i już.  W zdecydowanej większości są wtórne, nudne i pozbawione pomysłu, żerują tylko na sukcesie pierwszej części. Na szczęście nie wszystkie – są serie, które uwielbiam, gdyż twórcy zadbali o to, by każda kolejna część bawiła równie dobrze jak pierwsza (że tak przypomnę choćby rewelacyjny „Powrót do przyszłości”). Są także serie, które po kilku dobrych częściach oferują zaskoczonemu odbiorcy gniota, nakręconego li tylko dla pieniędzy (choćby ostatnia część przygód Indiany Jones’a).

Jedną z serii, którą kocham, jest ta o przygodach dzielnego policjanta Johna McClane’a, czyli „Die hard”, nieszczęśliwie nadal nazywaną „Szklana pułapka”. Właśnie miałem okazję obejrzeć kolejną część przygód odważnego Johna, zatytułowaną „A good day to die hard”, a przez naszych domorosłych tłumaczy przełożoną na „Szklana pułapka 5”. I cóż mogę powiedzieć?

John McClane nadal w wyśmienitej formie!

Widać, że film przeszedł długą ewolucję, od ironicznego policjanta w pierwszej części do niemal superbohatera w ostatniej. Ale, tak z ręką na sercu, komu to przeszkadza? Powiem szczerze, ubawiłem się nieźle, a wszak o to w dobrym kinie sensacyjnym chodzi.

„A good day to die hard” to powrót do czasów „Commando”, pierwszych części „Rambo” czy „Missing In action”. Tyle, że z dodatkiem solidnej porcji nowoczesnych efektów specjalnych, o jakich w tamtych czasach można było tylko pomarzyć. Niezbyt wyszukany, choć momentami zaskakujący scenariusz, genialny jak zawsze Bruce Willis, któremu Jai Courtney, mimo najszczerszych chęci nie dorasta aktorsko do pięt (choć swą rolę zagrał bardzo przyzwoicie), cięte riposty Johna McClane’a, doskonale znane z poprzednich części no i to, co najważniejsze, czyli akcja, akcja, akcja…

Już na początku, w jednej z pierwszych scen reżyser puszcza do nas oko – widzimy podstarzałego, niemal siwego Johna. Fajny zabieg, podkreślający fakt, iż nasz bohater trochę posunął się w latach, nie na tyle jednak, by znów nie wpaść w wir akcji. A po nieco usypiającym początku akcja rusza z kopyta i już pierwszy, spektakularny pościg ulicami Moskwy wbija swoim rozmachem w fotel. A później – jest tylko lepiej. Dawno już nie czułem, że półtorej godziny potrafi minąć tak szybko.

Zalety filmu? Rewelacyjne, zapierające dech w piersi efekty specjalne, kapitalny, klimatyczny Prypeć no i oczywiście Bruce Willis. A wady? Niestety, są, choć głównie dotyczą niespójności scenariusza no i oczywiście tradycyjnej nieśmiertelności głównych bohaterów. Jeśli więc potraficie na czas seansu wyłączyć dociekliwe myślenie i przestać zastanawiać się na przykład w jaki sposób dwójka zakrwawionych mężczyzn kradzionym samochodem załadowanym bronią przekroczyła granice ukraińsko-rosyjską to gwarantuję, że film Wam się spodoba.

W końcu w tego typu filmach nie chodzi o myślenie, ale o dobrą zabawę. A tej w filmie „A good day to die hard” jest mnóstwo. I o to chodzi!

Robert Rusik

Ocena: 8/10

Tytuł oryginalny: A Good Day to Die Hard

Rok produkcji: 2013

Kraj produkcji: USA

Występują: Bruce Willis, Jai Courtney, Sebastian Koch, Mary Elizabeth Winstead, Yuliya Snigir

Dystrybutor: Imperial – Cinepix

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *