„Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?” – recenzja komiksu „Batman. Rok 100”

Ten komiks zdobył dwie nagrody Eisnera, pokonując między innymi „Fun Home” Alison Bechdel. Dodatkowo polskie wydanie jest bardzo urodziwe, dzięki czemu stanowi obietnicę równie atrakcyjnej treści. Oczekiwania wobec „Roku setnego” miałem zatem spore, dlatego też moje rozczarowanie jest z rodzaju tych większych.

BatmanRok100

W roku 2039 świat nie ma się najlepiej, o czym najdobitniej świadczy fakt, że uważany przez wielu za centrum wszechświata Biały Dom otoczony jest drutem kolczastym i oświetlony blaskiem reflektorów. To właśnie rezydujący tu agenci dowiadują się, że jeden z oddziałów policji federalnej natrafił na legendarnego Batmana. Legendarnego nie tyle ze względu na dokonania, co zagadkowy status – nikt do końca nie udowodnił jego istnienia. Przez lata nieaktywności Batman zyskał miano miejskiej legendy. Tymczasem pojawia się znikąd w Gotham, (podobno) morduje jednego z funkcjonariuszy i ranny ucieka po dachach. Największą zagwozdką federalnych nie jest jednak, co tam robi, ale kim jest. Rozwiązanie obydwu kwestii leży także w interesie czytelnika, równie zaskoczonego sprawą co sami funkcjonariusze.

Batman100_p9

Przez cały komiks Batman nie pokazuje swojej prawdziwej twarzy – gdy nie ma na niej maski, jest zasłonięta ręcznikiem lub odwrócona od czytelnika. To bardzo sprytny zabieg, mający podkreślić ukrytą tożsamość superbohatera. Według podań ludowych Batman działa w Gotham od 1939 r. Jest postacią z pogranicza prawdy i mitu. Sam utwierdza innych w tym przekonaniu, używając wymyślnych gadżetów, takich jak bomby dymne czy zęby wampira. W działaniach wspierają go nastoletnia hakerka i latynoski Robin. Trzeba przyznać, że takiego Batmana jeszcze nie było. Kreska Pope’a świetnie sprawdza się w scenach walk i pościgów, wydobywając przypadkowość zdarzeń typową w tego typu sytuacjach. Niestety, są w tym komiksie też dialogi i tajemnice, które nie wypadają już tak dobrze. Chociaż fabuła ma luki, a rozwiązanie tajemnicy rozczarowuje, dzieło Pope’a broni się oryginalną wizją i kreską.

Batman100_p67

Lepiej wypadają trzy krótkie formy dodane jako tytularny „de luks”: „Berliński Batman”, „Złamany nos” i „Nastoletni pomocnik”. Ten trzeci jest najsłabszy z całej trójki, za bardzo przegadany, natomiast dwa pozostałe to zabawa toposem Batmana. „Złamany nos” ukazuje go jako małostkowego. Chęć zemsty uczłowiecza Batmana i jednocześnie stanowi źródło humoru. Podobnie żartobliwy jest „Berliński Batman” rozgrywający się w stolicy Niemiec w 1939 roku. Komiks stylizowany jest na tamtą epokę, nie tylko kreską i kolorystyką, lecz także słowem, dzięki czemu można się setnie ubawić, gdy Batman złorzeczy „niepiśmiennym draniom” i „zabobonnej zgrai”. Komiks Pope’a może się podobać, ma kilka dobrych momentów, ale żeby od razu przyznawać mu najważniejsze nagrody komiksowe? Zestawianie go w jednej kategorii z komiksem Bechdel już samo w sobie jest niesprawiedliwe dla obydwu pozycji. O ile komiks Bechdel był nasycony emocjami, to w Batmanie tych emocji nie ma wcale. Fabuła nie tyle płynie, co przechodzi obok czytelnika. Na szczęście przykryta jest bardzo udanymi rysunkami.

Łukasz Muniowski

Tytuł oryginału: Batman: Year 100 and Other Tales Deluxe Edition
Scenariusz: Paul Pope
Rysunki: Paul Pope
Przekład: Tomasz Sidorkiewicz
Rok wydania: 2016
Wydawca: Egmont

About the author
Łukasz Muniowski
Doktor literatury amerykańskiej. Jego teksty pojawiały się w Krytyce Politycznej, Czasie Kultury, Dwutygodniku i Filozofuj. Mieszka z kilkoma psami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *