Inaczej niż w telewizji, czyli „Mój brat obalił dyktatora” Jerzego Haszczyńskiego.

Szkoda, że język pozbawiony islamofobicznej wysypki czasem wystarczy, by reportaż można było uznać za dobry. To znaczy, że wciąż nie wiadomo jak pisać o Bliskim Wschodzie i krajach muzułmańskich, w przeciwnym razie brak europocentrycznego, uprzedzonego wobec islamu języka, byłby normą, nie zaś plusem i jakimś szczególnym osiągnięciem autora. Jest jednak inaczej i z recenzenckiego obowiązku muszę pogratulować Jerzemu Haszczyńskiemu, autorowi zbioru reportaży „Mój brat obalił dyktatora”, że udało mu się, jakimś cudem, uciec przed pułapką czyhającą na piszących o świecie islamu.

Reportaże Haszczyńskiego ukazywały się najpierw w Rzeczpospolitej, zanim jeszcze świat, za sprawą śmierci francuskich dziennikarzy, „przypomniał” sobie o wojnie w Syrii, teraz zaś zostały wydane nakładem Wydawnictwa Czarne. Brawo, sława i chwała! Wszak pokusa zawsze jest taka by opisywane kraje muzułmańskie udziwnić, „zorientalizować” jeszcze bardziej a to, co opisywane, stale odnosić do rodzimego, białego, chrześcijańskiego, zachodnioeuropejskiego podwórka. Nawet recenzja Agnieszki Lichnerowicz z Radia Tok FM zamieszczona na okładce książki, nie jest wolna od tych grzeszkó. Bo niby dlaczego „ten świat” (ten, czyli świat kultury muzułmańskiej) miałby być „zawikłany i trudny jak pisane pędzlem arabskie litery”? Dla kogo trudny? Chyba tylko dla nas, bo nie dla Arabów, Turków i milionów muzułmanów na całym świecie. Dla nich prawdy i przepisy przekazane przez Proroka Muhammada zawarte w Koranie i hadisach, są jasne jak Słońce. Tak jasne, że regulują nie tylko życie religijne, ale i świeckie. Prawo zwyczajowe i tradycja również są dla muzułmanów oczywistością (o alfabecie – wyjątkowo klarownym i logicznym – nawet nie wspomnę). To, że dla nas coś jest trudne (czytaj: nie mieści się w środkowo albo zachodnioeuropejskiej głowie), nie znaczy że jest trudne dla wszystkich.

Świetnie, że Haszczyński otrząsnął się z ogólnej maniery narracji o krajach muzułmańskich. Dość już jednostronnych obrazów przedstawiających kobiety spowite od stóp do głów w czerń oraz brodatych bojowników niosących na wyprostowanych rękach ciała poległych szahidów. Niby wiemy, że to tylko malutki wycinek rzeczywistości a jednak…nawet Grand Prix w konkursie Word Press Photo otrzymał sztampowy, oklepany obrazek – muzułmańska Pieta.

Haszczyński napisał reportaże ciekawe, rzetelne a sam jawi się w nich, jako osoba skromna, świadoma swoich ograniczeń (ach, cudownie byłoby mieć wgląd w to, czy bohaterowie kłamią…) i przede wszystkim świetnie rozeznana w realiach Bliskiego Wschodu, muzułmańskiej Afryki i ortodoksyjnych zakątków Turcji. Ufam Haszczyńskiemu, może dlatego, że lubię wiedzieć, w jaki sposób dziennikarz dociera do rozmówców, lubię móc podejrzeć jego warsztat, lubię, gdy ujawnia się w tekście i gdy daleki jest od pozycji Pana Wszechwiedzącego. Zdradza nawet, że ma tłumacza! A przecież mógłby udawać jak…Wiadomo Kto, że porozumie się i w Bośni i w Rwandzie i w Indonezji…

„Mój brat obalił dyktatora” to niewielkich rozmiarów zbiór trzynastu reportaży, będących w gruncie rzeczy portretami kilkunastu osób, dzięki którym wydarzenia określone – może nieco na wyrost – jako Arabska Wiosna, stają się bliższe, inne niż w telewizji. Na szczególną uwagę zasługuje tekst „Pamuk na stos” – świetnie napisany, trafny, przewrotny. Zaskoczeniem jest również reportaż ze strefy Gazy – jestem w stanie wybaczyć autorowi nawet powtarzające się zdania (skoro dobre to czemu ich nie wykorzystać dwa, trzy razy, nie?). Wielką zaletą pisarstwa Haszczyńskiego jest bogata faktografia i to, że niewątpliwie umie rozmawiać z ludźmi – z rodziną Mohammeda Buazizi, Tunezyjczyka który dokonał samospalenia protestując przeciwko reżimowi Ben Alego, z Koptami z egipskiego Miasta Śmieciarzy, z irańskimi feministkami, z Żydówką przesiedloną ze Strefy Gazy, z ajatollahem, który (rzekomo) posłał synów na śmierć. Styl Haszczyńskiego nie jest może „kapuściński”, tu i tam przydałaby się solidna korekta, ale jest w tym jakiś szorstki, oszczędny, niedbały urok. Można mieć wrażenie, że duża część tekstów powstała „na kolanie” przykurzonym pustynnym pyłem. Jeśli to zabieg, dałam się nabrać, a jeśli mankament – jakoś go przeżyję. Mam jednak przeczucie, że Haszczyński jest absolutnie „non-fiction”.

Agata Jawoszek

Ocena: 4/5

Autor: Jerzy Haszczyński

Wydawnictwo: Czarne

Rok wydania: 2012

Stron: 157

About the author
Agata Jawoszek
rocznik `83, absolwentka slawistyki, obroniła doktorat z literatury bośniackich muzułmanów, specjalizuje się w kulturze krajów bałkańskich, czyta zawsze i wszędzie, najchętniej kilka książek na raz; ma słabość do sufizmu i sztuki islamu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *