Historie opowiedziane kobiecym głosem

Aleksijewicz - okładkaMoja historia z reportażami jest dość wyboista. Zaczynałam od wychwalanego i nagradzanego klasyka – Ryszarda Kapuścińskiego. Rzadko kiedy przebrnęłam poza dwie pierwsze strony. Nie było mi po drodze z królem reportażu, przynajmniej tak długo, jak uprawiał właśnie takie pisarstwo. Zbiór esejów-wykładów Ten Inny czytany na zajęcia z komunikacji międzykulturowej zmienił moje podejście do tego autora. Ale nie do reportaży.

Jeszcze długo nie natrafiłam na książkę, która byłaby w stanie to zrobić. Traf chciał, że w którymś momencie zaczęłam bliżej zajmować się tak zwaną herstorią – nurtem badań dotyczącym działalności kobiet, ich dokonań, codzienności, stawianiu czoła przeciwnościom. Pod wpływem tych zainteresowań sięgnęłam po książkę Swietłany Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Nad tym reportażem spędziłam dwa dni i dwie noce, pal sześć spanie. Co zatem różni książkę Aleksijewicz od Kapuścińskiego? Oddaniem głosu osobom, o których się opowiada. Białoruska reporterka zdecydowała się nie na fabularyzowane opracowanie zebranych przez siebie informacji, a cytowanie wypowiedzi kobiet, które brały udział w drugiej wojnie światowej – jako pielęgniarki, czołgistki, praczki. Znalazłam swój kawałek reportażu. I nie tylko.

Czterej pancerni i pies - materiały TVPOd dłuższego czasu – ale nie pytajcie dokładnie od kiedy – przyglądam się powieściom pod kątem tego, jak pisarki i pisarze radzą sobie z oddaniem głosu swoich bohaterów. Nie chodzi mi wcale tak bardzo o dialogi, a o te narracje, w których pojawia się więcej niż tylko jeden narrator. Czy to w niesamowitych, docenianych przez krytyków dziełach artystycznych, takich jak Wściekłość i wrzask Williama Faulknera czy w beletrystyce rodzimej bądź tłumaczonej. W powieściach podobne zabiegi nie są łatwe – autorka czy autor muszą wejść w głowę danej postaci i patrzeć na świat jej czy jego oczami. Mówić ich głosami, po czym przełączać się na inne. Niektórym to wychodzi, innym nie, a w przypadku jeszcze innych nie ma to właściwie żadnego znaczenia, chociaż podobne zabawy na pewno dodałyby owym pracom uroku. Ze zmianą głosu przychodzi w końcu coś więcej – perspektywa, doświadczenia, język, osobowość oraz temperament. Te wszystkie rzeczy, które sprawiają, że postaci zaczynają ożywać na kartach powieści.

Łojek - okładkaByć może właśnie ta fascynacja sprawiła, że takie wrażenie wywarła na mnie książka Aleksijewicz, będąca szczególną opowieścią na wiele głosów, wiele historii złączonych luźno jednym motywem – kobiecą perspektywą. Ich przeżycia i losy rezonują w całym ciele, nie da się nie odczuć ich dumy z pracy, którą wykonywały, bólu, zmęczenia, a potem, już po wojnie, zawodu. Nie ma znaczenia właściwie jakiej są narodowości, ponieważ to, co je spotkało w zasadzie mogłaby powiedzieć każda idąca na wojnę kobieta. Nie ta z Czterech pancernych i psa, zawsze czysta, umalowana, w ślicznym mundurze. Bo rzeczywistość wyglądała w końcu inaczej. Podobną historię przekazuje film Powstanie w bluzce w kwiatki czy opracowanie Płeć powstania warszawskiego Weroniki Grzebalskiej. Teksty kultury, które, zajmując inny punkt widzenia, opowiadają w zasadzie zupełnie różne historie – herstorie właśnie.

Inną równie osobistą opowieść z miasta przesiąkniętego, choć pozornie nieogarniętego, wojną znalazłam w reportażu Aleksandry Łojek – Belfast. 99 ścian pokoju. Miasto, o którym pisze autorka, jest naznaczone i poranione konfliktem pomiędzy Brytyjczykami, chcącymi pozostawienia Irlandii Północnej w granicach Zjednoczonego Królestwa oraz Irlandczykami, którzy chcą wcielenia Irlandii do Irlandii. Trzeba chyba kogoś z zewnątrz, aby obie strony zechciały w końcu się otworzyć, opowiedzieć o swoich doświadczeniach, własnych refleksjach, złamały świętą wręcz tajemnicę milczenia. Łojek mieszka w Belfaście od lat, nie opowiada więc historii ledwo poznanej, a taką, którą przeżyła na własnej skórze. Zna ludzi, o których pisze, ponieważ z nimi pracuje jako pracowniczka społeczna, wolontariuszka, mieszkanka Belfastu. Ten reportaż to jej spojrzenie na samo miasto, jak i zamieszkujących je ludzi. Na dodatek takie, które nie kryje wcale, że jest spojrzeniem z konkretnego punktu, przez konkretne „okulary”.

THE HELPJeszcze inną książką, która niezwykle mnie wciągnęła są Służące, debiutancka powieść Kathryn Stockett, która doczekała się fantastycznej ekranizacji w 2011 roku. Po epitetach od razu widać, że jestem w tej historii zakochana, prawda? Ale tej książce się należy. Powinnam zacząć chyba od kolejnego wyznania – bardzo długo nie mogłam się zdecydować, czy czytać polski przekład czy oryginał. Obawiałam się bowiem, że w tłumaczeniu zniknie językowa stylizacja tak istotna w przypadku Służących. Na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Powieść Stockett jest powieścią na trzy kobiece głosy – białej uprzywilejowanej, wykształconej panienki i dwóch czarnoskórych służących. Wszystkie trzy mieszkają w małym miasteczku w Missisipi, na głębokim Południu. Należą do różnych „ras” (jak wtedy sądzono, dziś przecież wiemy, że genetycznie rzecz ujmując ludzie nie dzielą się na żadne rasy), a co za tym idzie więżą je różne prawa. W latach 60. XX wieku osobom nie-białym wiele nie było wolno, dostęp do bibliotek oraz edukacji był ograniczony prawami segregacji. Pomoce domowe, tytułowe służące, nie mogły więc wysławiać się w taki sam sposób jak biała panienka. I na szczęście ich głos zachował się w przekładzie, oddając tym samym jeszcze pełniej historię Stockett.

https://youtu.be/UVTMkINRChk

Ten charakterystyczny głos, który można odnaleźć w wymienionych przeze mnie książkach – Aleksijewicz, Łojek, Stockett, w krótkim filmie o powstaniu warszawskim – to głos kobiet, któremu towarzyszy cały bagaż kobiecych doświadczeń. Taka zależność powinna być oczywista, jednak nie zawsze widać ją tak wyraźnie. Wejście w głowę bohaterów żyjących w innych czasach, innych miastach czy stanach nie jest sprawą prostą. Zróżnicowanie ich narracji tak, aby oddać te różnice – jeszcze trudniejszą. Z jednej strony autorkom reportażu jest łatwiej, Aleksijewicz w końcu cytuje zebrane wywiady, a Łojek opisuje swoje własne przeżycia. W obu przypadkach jednak to, co tworzą, nie jest wolne od ich własnych autorskich interpretacji. Tekst zostaje w końcu wybrany, przebrany i przycięty do wymogów książki, w jakiś sposób opracowany. To, jak zostanie to zrobione, zaważy na ich odbiorze. Czy opisywana sytuacja zagra na czytelniczych emocjach – wywoła płacz, strach, współczucie, a nawet przerażenie czy poruszy coś innego, każe się zastanowić nad tym, jak doszło do opisywanych sytuacji. Tak reportaż, jak i powieść, jeśli pisane są z uwzględnieniem głosu ich bohaterek, nabierają siły. Wciągają tak, że potem powrót do rzeczywistości staje się niezwykle trudny.

Agata Włodarczyk

About the author
Agata Włodarczyk
Doktorantka, artystka, fanka. Pisze również dla portalu Gildia.pl, prowadzi własnego bloga, który jakże skromnie ochrzciła mianem "Pałac Wiedźmy".

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *