Gosposia prawie do wszystkiego – Monika Szwaja

Znaleźć dobrą książkę z gatunku literatury kobiecej jest trudniej, niż znaleźć książkę ambitną. Jeśli chodzi o te drugie, zawsze możemy zajrzeć w rankingi klasyki literatury czy na listy bestsellerów dobrych wydawnictw. Dużo trudniej jest znaleźć powieść, przy której można odpocząć od szarej codzienności, a zarazem nie mieć poczucia straconego czasu. Jedną z takich właśnie pozycji jest książka Moniki Szwai „Gosposia prawie do wszystkiego”.

Z twórczością Szwai zapoznałam się już dawno temu, czytając jej trzecią powieść pt. „Jestem nudziarą”. Po skończeniu lektury myślałam, że będzie to pierwsza i ostatnia książka tej autorki, jaką w życiu przeczytam. Pamiętam refleksję, która mi się nasunęła w trakcie lektury: ”przegadanie i przekombinowanie”. Miałam wrażenie, że Monika Szwaja pisząc swoją, kolejną już, książkę i będąc zakwalifikowana jako autorka powieści kobiecych, chce udowodnić na siłę, że umie pisać językiem prostym i czytelnym dla przeciętnej, współczesnej czytelniczki.  Robi wszystko, żeby nikt przypadkiem nie pomyślał, że nie jest osobą inteligentną i wykształconą, i nie posiada żadnych ambitnych zainteresowań. W dość przyjemną fabułę nachalnie wręcz wprowadza treści  związane z muzyką klasyczną i literaturą. Niestety, „nie kupiłam”, tej sztuczki a autorkę posądziłam bardziej o pretensjonalność, aniżeli o intelektualizm, co oczywiście jest błędnym oraz niesprawiedliwym myśleniem.

Kolejną książkę Moniki Szwai – „Gosposia prawie do wszystkiego” – posiadłam raczej przez przypadek, rzutem na taśmę z innymi tytułami. Jest to jedna z najnowszych jej powieści. Mimo uprzedzeń do autorki, nie było kolejnego rozczarowania, choć, powiem szczerze, na początku nastąpił moment krytyczny, kiedy w książce zaczął się krystalizować wyświechtany w kobiecej literaturze schemat fabuły.

Maria, doktorantka – polonistka, porzuca karierę naukową, wychodzi za mąż za zamożnego adwokata i staje się „żoną swojego męża” i panią domu. Jakiś czas po ślubie mąż okazuje się despotą. Pewnego razu dochodzi między nimi do ostrej wymiany poglądów. Maria chce wrócić do pracy, a małżonek kategorycznie odmawia. Dochodzi do rękoczynu i nasza bohaterka na skutek ciężkich obrażeń fizycznych znajduje się w szpitalu. Kilka dni spędzone w samotności owocują decyzją nie do odwołania – trzeba zakończyć to małżeństwo, zanim będzie za późno. Maria zatem ucieka przed swoim oprawcą aż do Szczecina, gdzie postanawia zacząć życie na nowo w miejscu, gdzie nikt nie zna jej i jej przeszłości.

W Szczecinie zaczyna zarabiać na życie tym, co umie i lubi robić – dbaniem o dom. Zostaje Gosposią Doskonałą. Ponieważ jest osobą nad wyraz zorganizowaną, sprawną i szybką, a przy tym umie świetnie gotować, robi ogromne wrażenie na pracodawcach, co przedkłada się na bardzo dobre zarobki. Jednym słowem życie jej zaczyna się stabilizować. Poznaje sympatycznych ludzi, którzy stają się jej przyjaciółmi. W Marii zaczyna podkochiwać się pewien rosyjski wykładowca, który z zamiłowania śpiewa rosyjskie pieśni i ballady w teatrze oraz pewien elektronik, naprawiający sprzęt na statkach. Okazuje się, że ten ostatni jest synem starszego pana, któremu Maria prowadzi dom i w którym z kolei ona zadurza się z wzajemnością.

Oczywiście Monika Szwaja nie byłaby Moniką Szwają, gdyby nie chciała swoich czytelniczek oświecać w kulturze. Znajdujemy zatem w książce tłumaczenia rosyjskich ballad, poezji Puszkina, mamy ciut teorii z poetyki, a nawet  kilka informacji o typach statków i urządzeniach nawigacyjnych. Poznajemy także Szczecin.

Jednak tym razem, nie ma takiego zgrzytu, jak w „Jestem nudziarą”. Wiadomości są bardziej sprawnie przemycane w dialogach lub w treści przemyśleń bohaterki. Toteż wada prozy Szwai stała się tu zaletą, a co za tym idzie uszlachetniła lekką powieść kobiecą, którą „Gosposia” ewidentnie jest.

Książka ma poza tym ważne przesłanie. Jeśli mamy dobrze płatną lub elitarną posadę, której nie cierpimy, zastanówmy się, czy nie warto iść za głosem naszych zainteresowań i pasji i zacząć robić to, co lubimy. Nawet jeśli będzie to praca tak mało prestiżowa, jak prowadzenie czyjegoś domu. Bo jeśli pracy damy nasze serce oraz popuścimy wodze fantazji, stanie się sztuką, a my staniemy się artystami w tej dziedzinie.

Dlatego miłe panie, jeśli macie ochotę odreagować i przeczytać coś lżejszego, ale nie płytkiego w treści, sięgnijcie po „Gosposię prawie doskonałą”. Nie będzie to czas stracony.

 

Klaudia Maksa
Ocena: 5/5

Autor: Monika Szwaja

Wydawnictwo: SOL

Ilość stron: 352

Rok wydania: 2009

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *