Genialny Jarzyna, biedny TR

festen-plakat-OK_400px„Naród sobie cz. 2” – powinno widnieć na frontonie stołecznego Teatru Rozmaitości, któremu grozi utrata sceny przy Marszałkowskiej 8. Choć sprawa ta do najnowszych nie należy, bo składka na teatr prowadzona jest od grudnia 2012 roku, to poczułam z tego powodu nagły smutek. Dlaczego dopiero teraz? Ponieważ 24 marca na afisz TR wróciła rewelacyjna „Uroczystość” w reżyserii Grzegorza Jarzyny.

Trudno uwierzyć, że Teatr Rozmaitości traci swoją siedzibę, z którą związany jest od 1945 roku. Jeden z najlepszych teatrów w Polsce, a o jego artystycznej pozycji w samej Warszawie już nie wspomnę, musi „sam sobie” uzbierać pieniądze, żeby przeżyć, to znaczy wykupić budynek, w którym stacjonuje od ponad półwiecza. TR to przecież nie byle jaka scena, wystarczy spojrzeć na kronikę spektakli za rządów Grzegorza Jarzyny i na tłum młodych ludzi, których przyciągnął. To w końcu miejsce, gdzie wystawia czołówka polskich reżyserów i gdzie grają wybitni aktorzy.

Szczęściem teatr związany jest nie tylko z widmem Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w którym miał mieć swoją nową siedzibę, lecz również ze studiem ATM, gdzie na ogromnej hali z pokaźną liczbą miejsc na widowni, wystawia część swoich spektakli. Ostatnio była to „Uroczystość”, która daje wiele do myślenia nie tylko ze względu na swoją wysoką wartość artystyczną, lecz także z przyczyn zgoła pozadramatycznych, między innymi z powodu zainteresowania, jakim cieszy się ta inscenizacja. Jest w tym pewna nieprawidłowość, że ów najwyższy poziom sztuki, jaki został zaprezentowany w „Uroczystości” jest wprost nieproporcjonalny do tego, co teatr powinien otrzymać w zamian.

Spektakl Jarzyny z 2001 roku powstał na kanwie filmu o tym samym tytule (w oryginale „Festen”) autorstwa duńskiego reżysera Thomasa Vinterberga. Jest to zapis jednego wieczoru z życia pewnej bogatej rodziny, która obchodzi sześćdziesiąte urodziny głowy domu. Helge (Jan Peszek) to człowiek sukcesu, zasiadający w loży masońskiej, mieszkający w willi z ogrodem, mający do dyspozycji służbę, ojciec czwórki (dorosłych już) dzieci. Do domu zjeżdża się cała familia, pierwsze sceny spektaklu nie zapowiadają tragedii, jaka niedługo będzie miała miejsce. Urzeka beztroska witającego się rodzeństwa, ta zabawna dziecięcość dorosłego człowieka, której brak tylko posępnemu Christianowi (Andrzej Chyra). Śledzimy przygotowania do przyjęcia, powszednie kłótnie Michaela (Marek Kalita) i jego żony (Aleksandra Konieczna), gdzieś w tle obija się o uszy samobójcza śmierć siostry bliźniaczki Christiana.

Atmosfera sielanki zamiera nagle. Wstrząsające wyznanie Christiana, który mówi przy stole, że wraz z siostrą bliźniaczką był gwałcony przez ojca zostaje przez najbliższych przemilczane. Rodzina wraca do celebrowania urodzin Helge – gwałciciela własnych dzieci. Jednak Christian walczy dalej, wspomagany przez służbę, próbuje uświadomić zaślepionym członkom rodziny ohydną zbrodnię, jakiej dopuścił się jego rodziciel.

Dalej mamy świetnie aktorsko odegrany modelowy ciąg zachowań rodziny, w której znalazła się ofiara pedofilii. Niedowierzanie, że „to” mogło mieć miejsce, milczenie, bagatelizowanie i zbywanie. Przy powtórnym wynurzeniu Christiana Helge wypiera swoją przeszłość do tego stopnia, że jest pewny, iż nie zrobił niczego złego. Następnie pojawiają się kolejne próby przemówienia do rozsądku rodzinie, co spotyka się z wywieraniem przez Helge presji na swojej ofierze i manifestacją ślepej miłości jego żony. Proces wyparcia uruchamia się automatycznie u każdego, kto siedzi przy urodzinowym stole.

Spektakl jest ciężki, ale reżyser nie dąży do psychodelicznej dezintegracji. Posługuje się raczej oszczędnymi środkami, precyzyjnym wypowiedzeniem tekstu, który jest mocny sam w sobie. Przyglądając się psychologii postaci, zachodzącym w nich zmianom, symptomom okrucieństwa, ale też zrozumienia, także mechanizmom wyparcia zmierza bardziej ku katarktycznemu finałowi, a nie kurczowym trzymaniu swoich aktorów w scenicznej agonii. Choć Chyra, który gra głównego bohatera jest w swojej roli niezastąpiony, występuje obok niego ktoś znacznie ciekawszy.

Postać pojawia się już na samym początku. Jest służącą w domu Helge, podkochuje się w Christianie, wspiera go na swój rozczulająco niezręczny sposób. Jest trochę pokraczna, zgarbiona pod ciężarem nieśmiałości, zamknięta w sobie, ale nie na ludzką krzywdę, nerwowo poprawia okulary tym samym, wyćwiczonym gestem. W pierwszym momencie zastanawiam się, co to za aktorka, gdyż widzę ją po raz pierwszy. Próbuję przypomnieć sobie obsadę i… faktycznie z grających tu aktorów, nie pojawiła się jeszcze na scenie Magdalena Cielecka. I jest w tym trochę prawdy, bo zagrała tak, że nie sposób jej poznać, nie sposób zauważyć charakterystycznej dla niej chłodnej prezencji. Nie bije od aktorki właściwa jej wyrafinowana seksualność. Cielecka to kobieta o specyficznej urodzie i przez to bardzo pociągająca, a tu nagle staje się przeciwieństwem wszystkich swoich cech wrodzonych. Potrafi zagrać ciałem tak, że jej zmysłowa osoba zmienia się w przygarbioną, wałęsającą się skrzywdzoną kreaturkę. Cielecka jest w tym przedstawieniu genialna.

Genialny jest cały spektakl Jarzyny. Nieustępujące ani na chwilę napięcie dramatyczne wyciska z widza skrajne emocje, angażuje człowieka w pełny, nieprzymuszony odbiór. To ten rodzaj sztuki w której naprawdę uczestniczy się całym sobą. „Uroczystość” uświadamia wielkość teatru jako środka przedstawienia największych ludzkich tragedii. To pozycja obowiązkowa, która miejmy nadzieję szybko wróci na deski TR. No właśnie, tylko na jakie deski? Na razie Jarzyna zbiera pieniądze na utrzymanie siedziby teatru. A to już jest smutne, że reżyserowi, na którego „Uroczystość” ludzie walą drzwiami i oknami, i to jeszcze na peryferiach Warszawy zabierana jest przestrzeń artystyczna. Natomiast władze stolicy nie są w stanie zapewnić finansowej protekcji twórcy, który od lat związany jest z tym miejscem, a jego dorobek stanowi nie tylko kulturalną wizytówkę miasta, lecz także kanon współczesnej sceny teatralnej.

Ewa Jezierska

Teatr Rozmaitości w Warszawie

Thomas Vinterberg, Mogens Rukov
Uroczystość
w przekładzie Elżbiety Frątczak-Nowotny

Reżyseria: Grzegorz Jarzyna
Scenografia: Małgorzata Szczęśniak
Kostiumy: Magdalena Maciejowska
Muzyka: Paweł Mykietyn, Piotr Domiński
Choreografia: Iwona Olszowska
Reżyseria światła: Piotr Pawlik, Jackqueline Sobiszewski
Występują: Magdalena Cielecka / Katarzyna Warnke, Ewa Dałkowska, Aleksandra Konieczna / Roma Gąsiorowska / Agnieszka Podsiadlik, Magdalena Kuta, Aleksandra Popławska, Danuta Stenka / Katarzyna Herman, Danuta Szaflarska, Adam Ferency / Mariusz Benoit / Roman Gancarczyk, Andrzej Chyra, Jan Dravnel, Carlos Ferreira / Christian Emany, Wojciech Kalarus, Marek Kalita, Marek Kępiński, Redbad Klijnstra / Waldemar Obłoza / Janusz Chabior, Cezary Kosiński / Lech Łotocki, Zygmunt Malanowicz, Jan Peszek, Stanisław Sparażyński
Premiera: 5 czerwca 2001 r.

W najbliższym czasie – 12 i 13 kwietnia w Hali ATM Studio grany będzie T.E.O.R.E.M.A.T. Grzegorza Jarzyny. Spektakl uważany jest za jedno z największych osiągnięć artystycznych reżysera.

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *