Drag Queen – recenzjo-felieton

Lubię takie książki. Te, które trafiają się przypadkiem, przy okazji, jaka miała nigdy się nie pojawić. Właśnie wychodziłam z literackiego festiwalu razem z dawno niewidzianą przyjaciółką, kiedy na stoisku z tanią książką mój wzrok przyciągnęła kiczowata okładka przedstawiająca umalowanego mężczyznę z lizakiem w ustach i pokaźnym, wrzosowym pióropuszem na głowie. Powieść „Drag queen” z podtytułem „Wyzwolony z ograniczeń płci” autorstwa Josha Kilmera-Purcella dokonała wreszcie czegoś, co już prawie wydawało mi się niemożliwe – wydobyła mnie z recenzenckiego marazmu.

mysfel

Ale po kolei. Josh jest produktem swoich szalonych, szybkich czasów – świeżo upieczonym nowojorczykiem, zakochanym w narkotykach, alkoholu i damskich ubraniach. W dzień pracuje w prestiżowej agencji reklamowej, w nocy zaś przemienia się w ponętną Aquę, popularną drag queen, która króluje na scenach nocnych klubów. Ta efemeryczna istota, jak w trakcie lektury lubiłam myśleć o głównym bohaterze, drżącym krokiem podąża za pragnieniami swojej przewrotnej natury bez względu na to, czy chwieje się na wysokich szpilkach, przyglądając się złotym rybkom pływającym w jej sztucznych, plastikowych piersiach, czy też w męskim wcieleniu prawie czołga się rano do pracy. Od początku do końca jest niestabilna, kapryśna, po sam czubek głowy pogrążona w swoich rozedrganych emocjach, wzmacnianych hektolitrami wódki i starą, dobrą koką. Przypomina samotną damę błądzącą na parkiecie pełnym wirujących par, które potrącają ją przy każdym obrocie. Odbija się wtedy od ścian, licząc siniaki i zadrapania niczym ordery przy generalskim mundurze.

Tak, Josh jest generałem chaosu, dumnie skaczącym w sam środek huraganu, z przyjemnością unoszącym się na fali kłębiącego się wiatru. Aż poznaje Jacka i nagle ten bezwolny wir zdarzeń, kiedyś nazywany przez niego jego życiem, zaczyna nabierać konturów, a co więcej – kruchego sensu, opartego na delikatnie utkanym zaufaniu między dwojgiem skrajnie różnych, ale również skrajnie samotnych ludzi. Nagle dama dołącza do roztańczonych par, a jej onieśmielający partner łokciami toruje jej drogę do wymarzonego, bajkowego szczęścia. A potem do zagłady. Oczywiście, nie ma się co oszukiwać. Nowojorska drag queen w parze z męską dziwką, specjalizującą się w praktykach sado-maso – to może skończyć się tylko źle. Nawet bardzo, bardzo źle. A jednak nie sposób oderwać się od tej historii.

drag

„Drag queen” albo raczej: „I am not myself these days”, podając tytuł za oryginałem, chwyta czytelnika za rękę długimi, ostrymi pazurami, tylko po to, żeby po chwili uświadomił sobie, że stracił ją aż do samego ramienia. Nie chodzi nawet o bardzo dobry, sugestywny styl ani o przekonujący obrazek nowojorskich klubów i nocnego życia. Nie, to bohaterowie rządzą tą powieścią, a ich nieskończenie toksyczny związek epatuje smutkiem, tym bardziej dojmującym, że autor grubym pisakiem podkreślił, iż gdyby nie pęd obu mężczyzn do samodestrukcji, mogliby po prostu być ze sobą szczęśliwi. Czytając tę książkę, zdałam sobie sprawę, że chyba lubię, kiedy lektura mnie nieco uwiera, zadaje mi trochę bólu, związanego ze świadomością, że nie wszyscy chcą być uratowani, niektórzy od początku godzą się z brakiem happy endu i mimo to dążą do spełnienia. Ze skarpy można spadać z krzykiem, ale można też przyglądać się migoczącym kolorom krajobrazu, rozkoszując się pędem wiatru na twarzy i we włosach. Właśnie tak spadają Aqua i Jack. Ona wydaje się pozbawiona wewnętrznego kompasu, kompletnie obojętna na to, dokąd zmierza. On wydaje się silnym, bezwzględnym sukinsynem z batem w ręku, obdarzonym naturalnym talentem do dominowania.

„– Aha. I nie pij dziś zbyt dużo. Nara.
Odłożył słuchawkę w chwili, gdy zacząłem się wkurzać. Nie pij zbyt dużo? Za kogo ten gość się uważa? Nie pamiętam nawet, żebym się z nim pieprzył. Nikt, absolutnie nikt, nie będzie mi mówił, co mam robić, kiedy wychodzę wieczorem”.

„Pamiętam, że siedział na skraju wanny i patrzył, jak jego balsamem i papierem toaletowym usuwam makijaż. Patrzył, jak zdejmuję trzy pary sztucznych rzęs. Dał mi dzban z letnią wodą, w którym umieściłem moje rybki. Kiedy zdjąłem perukę, wyciągniętą ręką wzburzył moje przygniecione włosy. Przygotował mi kąpiel bez żadnych wymyślnych bąbelków czy olejków i słuchał, jak opowiadam o piosence, którą tego wieczoru wykonywałem, i o publiczności, i o pracy w branży reklamowej. A kiedy stanąłem w wannie i nic już nie mówiłem, owinął mnie miękkim, białym ręcznikiem. Byłem pijany i zmęczony, najbardziej samym sobą, a on popatrzył mi prosto w oczy i powiedział: – Witaj ponownie”.

„To takie nieskomplikowane. On jest taki nieskomplikowany. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, który robiłby to, co chce robić, bez tysiąca zbędnych podszeptów, płynących z zakamarków mózgu, tłumaczących, że posuwa się trochę za daleko albo przyjdzie mu za to zapłacić wysoką cenę, albo powinien przestać i dobrze to przemyśleć. Jack chyba nigdy nie zajmuje się przemyśleniami na temat swojego postępowania. Nie ma żadnej strategii. Żadnego planu”.

„Próbuję sobie wmówić, że wreszcie nauczyłem się rozróżniać dobro od zła. Że wiem już teraz, iż takie pojęcia w ogóle istnieją. Choć tak naprawdę nauczyłem się tylko, że o dobru i złu tylko nam się opowiada. Po to żebyśmy wierzyli. Bo to są rzeczy, których nie spróbowaliśmy”.

Ostatecznie i tak okazuje się, że nie jesteśmy w stanie przestać grać – bez względu na to, jak wolni i wyzbyci społecznych ograniczeń się sobie wydajemy. Zresztą nie wszyscy, którzy próbują, potrafią tacy być. Zwłaszcza gdy brakuje im umiejętności stawiania granic.

Magdalena Pioruńska

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *