Demonologia lasu – od wielkoludów po wilkołaki

Las to przestrzeń tajemnicza. W cieniu starych drzew i zbutwiałych, porośniętych mchem, rozłożystych konarów żyją istoty, które nie należą do świata ludzi ani nawet nie są do nich podobne. Słowianin, oswoiwszy sobie miejsca, w których żył i przebywał: dom, zagrodę, pola czy łąki nie wkroczył w leśną gęstwinę ze względu na zrozumiały strach przed nieznanym. Las pozostał więc dziki i nieprzychylny. Rządzą tu inne niż na zewnątrz potężne siły. Jest obcy do tego stopnia, że jego mieszkańcy zatracili cechy antropomorficzne.

Mimo że puszcza była naturalnym żywicielem chłopstwa i czynnie ją eksploatowano: bartnicy wybierali pszczołom miód, dzieci zbierały jagody i poziomki, w ogóle chodziło się na grzybobranie, a także polowało na dzikiego zwierza, obszary te stanowiły dla ówczesnych zagadkę, którą rozwiązywało się barwnymi wyobrażeniami ukrywających się w cieniu drzew stworów. Potęgowały to poczucie cechy leśnych zwierząt takie jak: skryty tryb życia, płochliwość, a z drugiej strony agresywność drapieżników. Każdy trzask, szelest, niepokojący powiew wiatru, a nawet same efekty wizualne: tańczące na mokradle świetliki, odbijające się od ciemnej kory refleksy świetlne, wywoływały w ludziach oswojonych z otwartymi przestrzeniami pól i łąk niesamowite wrażenie.

I tak właśnie strach i obawa zaowocowały w ludzkiej wyobraźni rojem duchów i demonów, które stanowić miały namacalną odpowiedź na pewne wątpliwości i niewytłumaczalne przypadki. Na przykład, co dzieje się z ludźmi, którzy pobłądzili w lesie i nigdy już nie wrócili.

Wytłumaczeniem może tu być niecna praktyka laskowca, tudzież borowego – ducha lasu, stojącego niejako najwyżej w hierarchii demonów leśnych. Laskowiec należy jeszcze do grona istot człekokształtnych, przypomina bowiem gajowego – nosi jego mundur, przechadza się w gęstwinie, a niekiedy w dłoni dzierży strzelbę. Ale głupi ten, co da się nabrać. Laskowiec jest bowiem figlarzem i to z nim kojarzony jest diabeł Boruta. Zwodzi ludzi na manowce, czasem porywa zabłąkane dziewczyny, by zostały jego żonami, wabi dzieci koszami pełnymi apetycznych jagód i poziomek. Jest też opiekunem wszelkiego leśnego stworzenia. W trakcie długich spacerów dogląda swojego „inwentarza”, wypasa stada saren i jeleni, a towarzyszy mu wataha płaszczących się przed nim wilków. Wyobrażenia borowca ulegały jednak zmianie i zdarzało się, że bywał niewyrośnięty i przypominał skrzata lub wręcz przeciwnie – był olbrzymem, ospale sunącym przez leśne poszycie, jak ten tu na załączonym obrazku.

Niekiedy nocną porą rozlegał się tumult, słychać było tętent końskich kopyt i szczekające psy. Przez puszczę przedzierał się galopem leśny jeździec w otoczeniu sfory psów. Dziwny ten duch leśny w ogóle nie zawracał sobie głowy ludźmi. Gnany nieznaną siłą, pędził przed siebie namiętnie i to stanowiło cały sens jego demonicznej egzystencji. Ale jeśli ktokolwiek stanąłby mu na drodze, czy to specjalnie, czy przypadkiem przechodząc tą samą drogą, pozostałby bez wątpienia stratowany i nie uszedłby z życiem.

Także leśne wielkoludy, od których mógł się wziąć sam borowy, nie miały w zwyczaju zaczepiać ludzi. Jednak spokojne usposobienie musiało zostać czasem przełamane nielicznymi skokami temperamentu, wymierzonymi przeciwko wieśniakom, pracującym w puszczy. Wielkoludy w ślepym szale rzucały się na ludzi zbierających ściółkę, drwali, bartników itd. Mało kto mógł mierzyć się z siłą olbrzyma. Czasami udawało się wspólnymi siłami ukatrupić stwora, ale częściej tego typu napady kończyły się tragicznie.

Oczywiście las to domena takich stworzeń jak mamuny, rusałki i wiły, o których była już mowa przy okazji demonów wodnych. Jeziora i strumienie znajdowały się w końcu w bliskim sąsiedztwie puszczy, która niegdyś była rozległa jak dzisiejsze łąki i nagie użytki rolne. Żeńskie demony pląsały więc niestrudzenie, wabiąc młodzieńców, by załaskotać ich na śmierć. Z tego kręgu duchów można wyodrębnić postać znaną jako zielona bądź czerwona pani. Na pewno dla daltonistów nie stanowiła ona większej zagadki, niemniej większość mężczyzn poddawało się jej urokowi. Sprzeczność w wizualnym postrzeganiu pani lasu wynika z mnogiej ilości podań na jej temat, a objawia się ona w różnych kolorach. Więc owa zielona bądź czerwona pani, w przeciwieństwie do rusałek, które tańcowały nocą, a harce te odsypiały za dnia, ukazywała się około południa, tak by blask słońca uwydatniał jej urodę. Oczarowani mężczyźni szli za nią w głąb lasu, by wreszcie zniknąć i nigdy już nie wrócić.

Nie można nie wspomnieć o Babie Jadze, którą zna każdy, kto czytał choćby bajkę o Jasiu i Małgosi. Motyw Baby Jagi został jednak tak wyeksploatowany, że trudno jest stwierdzić, które elementy tej opowieści stanowią oryginalne wierzenia Słowian, a które zostały stworzone przez bajkopisarzy dla potrzeb samej fabuły. Baba Jaga to prawdopodobnie żeńska forma diabła. Występuje pod różnymi nazwami: leśna jędza, jędzona, babojędzona, jest zjawiskowo brzydka, pomarszczona i ma wielki nos. Określana jest jako jeden z najgroźniejszych demonów, który żywi szczególną nienawiść do młodych chłopców i dziewcząt. Wysysa z nich krew, ale znane są też przypadki łapania dzieci, tuczenia ich słodkościami, by w końcu można było je zjeść.

Istnieją są też demony, które przybierają postać zwierząt. Jelenie, sarny, a nawet zające, udając, że są utykające, zwabiały ludzi w głąb lasu, by potem szybko dać drapaka i zniknąć w gęstwinie. Niedźwiedzie, rysie, żbiki atakowały ludzi i w dzikim szale agresji rozszarpywały na strzępy swoje ofiary. Wierzenia w demony zwierzęce pokrywały się z faktycznymi wypadkami napaści drapieżników na, powiedzmy, bawiące się w lesie dzieci. Zdarzały się też przypadki śmiertelnego stratowania kogoś przez dzika, co Słowianie poczytywali jako atak złośliwego demona. Ale niebezpieczeństwa należało się spodziewać także z góry. Otóż puszczę zamieszkują krwiożercze ptaki, które zwykły porywać małe dzieci. Jedna z wersji głosi, że były one (dzieci) rozszarpywane i zjadane, ale druga, ciekawsza, opisuje ptactwo jako swego rodzaju „społeczność”, która w najmroczniejszych zakątkach puszczy robiła ze swoich ofiar niewolników.

Najbardziej znanym demonem leśnym pozostaje jednak wilkołak. O wilkołakach wspominał już Herodot, pisząc o Neurach, którzy mieli w zwyczaju zamieniać się w wilki. Na naszych rodzimych ziemiach wilkołaki pojawiły się około XVI wieku. Pierwsza wzmianka z tego okresu mówi o człowieku, który miał zdolności likantropiczne, ujawniające się w Boże Narodzenie i Noc Świętojańską i w ogóle z wyglądu przypominał dzikiego, nieokiełznanego zwierza. Słowianie rozróżniali trzy formy wilkołactwa. Pierwsza, przysługująca tylko czarownicom i czarownikom, to przemienianie się w wilka, poprzedzone rzucaniem czarów. Likantropia wymagała specjalnych praktyk, na przykład trzeba było obiegnąć siedmiokrotnie każde z siedmiu wybranych drzew, wypowiadając przy tym specjalne słowa zaklęć. Druga to rzucenie uroku. Znane były przypadki zaklinania w wilki orszaku weselnego, co czynił zazdrosny młynarz czy owczarz, którego to zapomniano bądź nie chciano na uroczystość zaprosić. Wilkołaki te nie stanowiły jednak zagrożenia, stawały się bardziej ofiarami złego uroku, przez co wzbudzały litość. Natomiast trzecią formą wilkołactwa, a jednocześnie najgroźniejszą była dusza złego człowieka, zaklęta w tegoż potwora, a więc coś bardziej w rodzaju reinkarnacji niż likantropii. Człowiek, który za życia uczynił coś, za co nie mógł nawet w świętym spokoju spocząć w piekle, musiał pokutować w ciele wilka, na przykład przez to, że śmiał się ze śpiewów kościelnych albo zamordował księdza.

Przebrnąwszy przez różnorodny panteon leśnych bóstw pomniejszych, widzimy wyraźnie jak mistyczna aura lasu wpłynęła na wyobraźnię Słowian. Dzięki barwnej fantazji ówczesnych puszczę zamieszkały stworzenia różniące się od siebie diametralnie, ale mimo to egzystujące obok siebie, tworząc ważny element słowiańskiego folkloru. Bo, choć wychowywani jesteśmy w cieple domowego ogniska i tam też czujemy się najbezpieczniej, to jednak przestrzeń lasu wciąż pozostaje fascynująca i w końcu frapuje większość z nas.

Ewa Jezierska

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *