Człowiek, który spadł na Ziemię – Nicholas Roeg

Czlowiek-ktory-spadl-na-ziemie_Nicolas-Roeg,images_product,15,5906190323019Filmy science fiction dzielą się generalnie na filmy akcji i dzieła filozoficzne. Czasami udaje się połączyć jedno z drugim, choć jest to nie lada sztuka. W dzisiejszych czasach nikomu na tym nie zależy, gdyż współczesne kino tworzy się dla widowni mało wymagającej, kiedyś jednak twórcy mniej zwracali uwagę na rankingi oglądalności, a bardziej na to, by widz wyciągnął z seansu coś poza błahą zabawą. Nie mam wątpliwości, że obecnie nakręcenie filmu „Człowiek, który spadł na Ziemię” i wprowadzenie go do normalnego obiegu nie byłoby możliwe. Nawet jak na lata 70. był to obraz szokujący podejściem do tematu i sposobem prowadzenia akcji.

Mary Lou jest pokojówką w małym hotelu. Pewnego dnia pomaga jednemu z klientów, który zasłabł w windzie, i jest to dla niej początek przygody – jednocześnie fascynującej i przerażającej. Szczupły i delikatny z wyglądu mężczyzna jest kimś innym, niż Mary Lou sądzi. Thomas Jerome Newton to w istocie przybysz z obcej planety, przedstawiciel wysoko rozwiniętej rasy, ucharakteryzowany na mieszkańca Ziemi. Jego świat umiera z braku wody i na naszej planecie Newton ma zamiar opracować sposób ratunku. Potrzebuje też nowego statku, by móc wrócić, i to jest dla niego największy problem. Przede wszystkim opatentowuje szereg wynalazków znanych w jego świecie, a na Ziemi nowatorskich, i tworzy potężne imperium technologiczne. Pomaga mu wynajęty prawnik i genialny naukowiec, wyrzucony z uniwersytetu za romanse ze studentkami. Wszystko idzie dobrze, jednak działalność Newtona zwraca uwagę konkurentów w branży. Kosmita nie przeczuwa zagrożenia, gdyż coś takiego jak zawiść czy wyścig szczurów jest obce jego rasie. Na swe nieszczęście nie rozumie też przywiązania Mary, która zakochała się i pragnie z nim zostać na dobre i na złe. Z czasem specyficzny sposób bycia bogatego kochanka doprowadza ją do desperacji. Po jednej z awantur kosmita decyduje się pokazać jej, jak wygląda pod ludzką powłoką. Śmiertelnie przerażona Mary dostaje ataku histerii. Traci grunt pod nogami i wpada w popłoch. Ci, którzy czekają na jakieś potknięcie Newtona i śledzą go, natychmiast wykorzystują okazję…

Ekranizacja powieści Waltera Tevisa jest dziełem naprawdę niezwykłym. Jego atmosfera zupełnie nie pasuje do obecnie preferowanej formy gatunku s.f. Senny, niemal nierealny nastrój jest niepostrzeżenie mącony przez narastające poczucie zagrożenia – nie dla całej ludzkości, jak to zwykle w filmach bywa, a dla samotnego przybysza z gwiazd, zagubionego w naszym świecie. Thomas Newton (jego prawdziwego imienia nie poznajemy do końca) zna ludzkość z przechwyconych programów telewizyjnych i wyrobił sobie zupełnie fałszywe pojęcie o Ziemianach. Ma genialny umysł, ale nie zna uczuć. Nie potrafi odwzajemnić miłości biednej Mary, obcy jest mu fałsz i agresja. Nie umie się bronić ani też docenić tego, jak ważna jest przyjaźń. Nie jest uroczym gadzim stworkiem z „E.T.” ani bronionym przez robota Klaatu z filmu „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia”, nie stoi za nim żadna armia, nie może liczyć na „swoich”. Tak naprawdę widzowie nie wiedzą nawet, czy jego rasa jeszcze istnieje, czy może Newton i jego rodzina, którą widzimy w domu na jakichś wydmach, nie są ostatnimi jej przedstawicielami. To bardzo możliwe, jeśli weźmie się pod uwagę tak katastrofalną suszę. Tak czy inaczej, Newton jest na Ziemi zupełnie sam i wiemy, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą.

Wybór aktora do tej roli był prawdziwym majstersztykiem – Nicholas Roeg zatrudnił Davida Bowie, będącego wtedy w wyjątkowo mrocznym okresie swego życia. Być może swą decyzja uratował mu życie, gdyż wyrwał go w ten sposób z kręgu narkomanii, tym niebezpieczniejszej, że wtedy akurat Bowie został samotnym ojcem. Praca na planie filmowym pozwoliła mu zrozumieć, co jeszcze może osiągnąć, i dała impuls do skorzystania w końcu z terapii odwykowej. Trzeba też przyznać, że ten artysta okazał się jedynym możliwym odtwórcą tak skomplikowanej roli. Wywiązał się ze swego zadania w sposób godny podziwu, tym większego, że w tym filmie nie mógł użyć swego największego atutu – magicznego głosu. Film był oceniany bardzo różnie. Większość krytyków niewiele z niego zrozumiała, wszyscy jednak byli zgodni co do jednego – że debiut filmowy kontrowersyjnego muzyka był bardzo udany. Nic dziwnego, że przyniósł mu nominację do Oscara.

Paradoksalnie dzisiaj ten film jest bardziej zrozumiały niż wtedy, gdy powstał. Warto go obejrzeć i trochę się nad nim zastanowić. Bardzo dużo mówi o nas samych, o naszym społeczeństwie i o tym, co uważamy za ważne, choć może to wcale nie być istotne. Gorzki w wymowie, depresyjny, mimo wszystko wciąż urzeka swą niepowtarzalną poetyką.

Luiza Dobrzyńska

Tytuł: Człowiek, który spadł na Ziemię
Reżyseria: Nicholas Roeg
Produkcja: USA
Gatunek: s.f.
Obsada: David Bowie, Rip Torn, Candy Clark
Długość: 138 min
Rok produkcji: 1976

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *