Cyrano de Bergerac i jego nos

Gravure-cyrano2Postać Cyrana de Bergerac czymś w rodzaju archetypu romantycznego brzydala. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że bohater sztuki Edmondo Rostanda istniał w rzeczywistości. Był znanym w swych czasach poetą, dramatopisarzem i bodaj pierwszym na świecie autorem powieści fantastyczno-naukowej „Tamten świat”, w której opisuje podróż do ludów zamieszkujących Księżyc i Słońce. Koncept jak na jego czasy niezwykle śmiały i naprawdę wyprzedzający epokę! A że wyprzedzanie epoki nigdy nie jest dobrze widziane, powszechnie uważano go za dziwaka i omalże wariata.

Hektor Savinien de Cyrano de Bergerac – bo tak brzmi jego pełne imię i nazwisko – całe życie miał kompleksy na punkcie swego zbyt długiego nosa. Jeśli wierzyć jego współczesnym, był to organ powonienia rzeczywiście dobrze rozwinięty, choć wcale nie musiał być tak monstrualny, jak często się go przedstawia. Prawdopodobnie nikt nie zwracałby na niego większej uwagi, gdyby nie urastające do rozmiarów manii prześladowczej przeczulenie właściciela na jego punkcie. W jednej ze scen kadeci tłumaczą to nowoprzybyłemu rekrutowi:

– Cyt! Nigdy słowo to przez usta nasze
wymienione nie bywa, bo źle jadać kaszę
z tym oto zawadyaką. Wszak raz w gniewu chwili
dwóch zabił, za to jeno, że przez nos mówili!
Kto nie pragnie przed czasem poślubić kostusi
wzmianki o tej nieszczęsnej chrząstce strzec się musi
Dość słowa, gestu! Chustkę wyciągnąć w potrzebie
znaczy, mosanie, całun wyciągnąć dla siebie…

Za sprawą licznych pojedynków i – jak byśmy to dziś nazwali – pyskówek, biedny Cyrano do dziś jest kojarzony głównie ze swym dużym nosem. A przecież był on przede wszystkim wspaniałym dramaturgiem. Ponieważ w tych czasach nie istniało coś takiego jak prawo autorskie, obszerne fragmenty jego utworów zapożyczył sławny Moliere. Inaczej mówiąc, ukradł je po prostu i podał za swoje. Jest to fakt historyczny, bardzo źle świadczący o Molierze i stanowiący swoistą przestrogę dla jego naśladowców – plagiat zawsze zostanie w końcu zdemaskowany i nawet w grobie można najeść się wstydu. Zostawmy jednak te sprawy i wracajmy do naszego bohatera.

Pewnie niewiele osób wiedziałoby dziś cokolwiek o panu de Bergerac, gdyby nie sztuka Edmondo Rostanda. Jest ona tym bardziej cenna, że zachowuje pewne realia rzeczywistej biografii Cyrana. Nie możemy mieć oczywiście pewności, czy romatyczny wątek miłości żołnierza-poety do Magdaleny Roxany de Robin wyglądał tak, jak go Rostand przedstawił i czy w ogóle śliczna kuzynka naszego bohatera istniała. Jako dziecię epoki i zdrowy mężczyzna pewnie nie raz był zakochany, nie jest jednak wiadome, by u jego boku była jakaś dama. Jakąś bogdankę Cyrano miał na pewno, bo w siedemnastym wieku gwardzista królewski, szlachcic z dobrej rodziny i w dodatku poeta nie mógł się bez niej obyć. Prawdopodobnie przekonany o swej niebywałej brzydocie poeta rzeczywiście – jak w sztuce – nie śmiał jej wyznać miłości. Osłaniał swe cierpienie i kompleksy płaszczykiem autoironii, udawał że strzały Amora go nie dosięgają, ale znając ludzką naturę wiemy, że to niemożliwe. W jednej ze scen sztuki padają znamienne słowa:

Cyrano: – Ach, przyjacielu, miewam ja swoje rozpacze
i kiedy sam jestem…
Le Bret: – To płaczesz
Cyrano: – Ja, płaczę?
O nie! To by już nazbyt śmiesznym było, gdyby rosa
łez popłynęła kiedy wzdłuż takiego nosa.

Nasz bohater nie ma bynajmniej pretensji do kobiet o to, że go nie kochają. Uważa, że dla istot z natury wzniosłych, delikatnych i kochających się w tym, co piękne (a za takie je uważał), jest rzeczą niemożliwą patrzeć na niego bez wstrętu. Fakt, że kuzynka bardzo go lubi, przyjmuje jako dar od Boga i nawet nie śmie żądać czegoś więcej. Pokornie ustępuje pola przystojnemu Chrystianowi de Neuvillette, co więcej, sam pisze mu listy do ukochanej, młody baron bowiem znacznie zręczniej włada szpadą niż słowem. Doprowadza nawet do ślubu zakochanych, a choć mimo wszystkich wysiłków nie udaje mu się uratować Chrystiana od śmierci pod Arras, stara się przynajmniej ocalić prawo Roxany do pamięci o wspaniałym, wrażliwym kochanku. Pod koniec sztuki wyznaje jej gorzko:

– Nie zaznałem słodyczy kobiet, świat był szorstki
Dla matki byłem brzydki, a nie miałem siostry
Dzięki tobie w mym życiu pewien cud się zdarzył…

Czy sprawy rzeczywiście wyglądały tak, jak Cyrano je widział? Rzecz wysoce wątpliwa, by kobiety odtrącały go tylko z powodu… rozmiarów nosa. Zachowały się przecież zapiski świadczące o tym, że był on mimo wszystko uważany za przystojnego mężczyznę. Prawdopodobnie „nosowe nieszczęście” istniało głównie w jego wyobraźni wskutek złego traktowania przez matkę, która rzeczywiście go nie kochała i zostało rozdmuchane przez jego własne histeryczne reakcje na choćby drobną aluzję. Dzisiaj zaradziłby temu dobry psychoterapeuta lub w ostateczności chirurg plastyczny, wtedy takie rozwiązanie było nieosiągalne. Hektor Savinien de Cyrano musiał radzić sobie sam z kompleksami i złośliwościami ludzi, którzy spostrzegłszy jego wrażliwość na tym punkcie skwapliwie podchwycili sposobność do drwin. Radził sobie z tym dwojako – szpadą i piórem. Był świetnym fechmistrzem i nie mniej dobrym pisarzem, ale życie obeszło się z nim surowo. Dwukrotnie ranny musiał porzucić służbę w gwardii gaskońskiej i miał poważne trudności ze znalezieniem godnego siebie zajęcia. Częściowo utrzymywał się z pisania sztuk teatralnych. Znane są również jego satyryczne „Listy”. Podczas Frondy stanął po stronie kardynała Mazarin i nie wybaczono mu tego, choć był bohaterem wojny z Hiszpanią. Zmarł w biedzie, samotności i zapomnieniu wskutek wypadku wspomnianego w sztuce, mając ledwie trzydzieści sześć lat.

Prawdopodobnie gdyby nie artyzm Edmondo Rostanda, Cyrano de Bergerac byłby dziś postacią nieznaną szerszemu ogółowi. Sztuka pozwoliła zachować pamięć o nim, a że mimo upływu wieków zachowała swój wdzięk i dowcip, reżyserzy teatralni chętnie po nią sięgają. Nie tylko oni. Cyrano był też bohaterem kreskówek, powstało o nim kilka filmów, w tym uwspółcześniona wersja pt. „Roxana”, a także komedia „Cyrano i d’Artagnan”, w której gwardzista i muszkieter spotykają się i działają wspólnie w intencji zdobycia wymarzonych dam oraz dla królewskiej chwały. Nie zapominajmy, że i postać d’Artagnana była wzorowana na osobie rzeczywiście istniejącej, tak że wizja ta nie była taka znów niemożliwa. Dla polskiego widza jednak najważniejszą chyba interpretacją sztuki pozostaje sfilmowane w 1980 roku dla Teatru Telewizji przedstawienie ze wspaniałą rolą Piotra Fronczewskiego w roli Cyrana. Oprócz niego wzięli w nim udział Marek Kondrat jako Chrystian de Neuvillette, Liliana Głąbczyńska jako Roxana i Edmund Fetting jako książę de Guische. Nie sposób nie wspomnieć też, że w epizodycznej roli aktora Mauntfleuryego wystąpił młody Wiktor Zborowski, a jako cukiernik Ragueneau – Władysław Kowalewski. Wspaniale obsadzone przestawienie zostało zrealizowane w skróconej wersji tekstu, żeby mogło zmieścić się w normie czasowej przewidzianej dla programów Teatru Telewizji. Piotr Fronczewski był wspaniałym Cyranem, o wiele bardziej interesującym niż lalusiowaty Chrystian i kto wie, czy nie oddającym przez to rzeczywistego stanu rzeczy. Pozostali aktorzy również zrobili świetną robotę. Nawet ktoś, kto nie lubi teatru, z pewnością obejrzy tę wersję sztuki Rostanda z prawdziwą przyjemnością.

Luiza Dobrzyńska

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *