An Najma – wywiad z tancerkami brzucha

Programy typu „Mam Talent” umożliwiają dotarcie do szerszej publiczności z rozmaitymi rodzajami sztuki i z tym, co pretenduje do jej miana. Wśród różnych pokazów zdarzają się także pokazy tańca brzucha, zwanego także tańcem orientalnym lub po prostu arabskim, mniej lub bardziej udane, które zwykle nie przechodzą bez echa, głównie ze względu na specyficzne kostiumy tancerek. Zarówno widzowie, jak i jurorzy, nie są odpowiednio przygotowani do odbioru tego rodzaju tańca, stąd pojawiają się komentarze typu „widowisko erotyczne”, powodujące powstawanie krzywdzących sterotypów. Nic bardziej błędnego. Taniec brzucha nigdy nie służył takim celom. O jego bogatej tradycji i różnych aspektach opowiedzą dwie wyjątkowe osoby – Anna „Amina” Zielińska i Grażyna „Farah” Kłębek – wrocławskie tancerki, choreografki i założycielki Szkoły Tańca i Agencji Artystycznej „An Najma”, mistrzynie Polski w tańcu brzucha.

images (1)

Karolina „Mangusta” Kaczkowska: Dlaczego akurat taniec brzucha? Jak zaczęła się Wasza przygoda z tym rodzajem tańca?

Grażyna Kłębek: Na samym początku była to forma jakiejś aktywności. Nigdy nie byłam zbyt wytrwała, jeśli chodzi o hobby. Na zajęciach z belly zaczepiłam się na dłużej chyba dlatego, że było to coś innego, coś intrygującego. Kultura arabska była mi w sumie obca, a przez to w jakimś sensie wydawała mi się bardzo egzotyczna, tajemnicza i kobieca. Aż mi wstyd, kiedy pomyślę sobie teraz, jak mało wiedziałam i jak łatwo dawałam sobie wcisnąć kit swoim pierwszym instruktorkom na temat tańca brzucha i tego, co reprezentuje. Ale chyba, na samym początku, czynnikiem, który sprawił, że nie odpuściłam zajęć z belly od razu, była mina, jaką wszystkie moje instruktorki miały, patrząc na siebie w lustro w trakcie zajęć. Z jednej strony drażniło mnie to, że patrzą na siebie w taki zadowolony sposób, pokazując nam jakąś figurę, a z drugiej strony im trochę zazdrościłam. I chyba też chciałam nauczyć się tak na siebie patrzeć – bez uprzedzeń i ze swego rodzaju akceptacją. I chyba dlatego zostałam, a taniec stał się moim największym i najukochańszym hobby. Oczywiście później wciągnęły mnie zupełnie inne aspekty – kultura arabska, możliwość samorealizacji, jeśli chodzi o kreatywność. Po paru latach zorientowałam się, że ja już też tak patrzę na siebie, jak kiedyś moje instruktorki.

Anna Zielińska: Zupełnie przypadkiem. Tańczyłam przez kilka lat taniec towarzyski i kiedy zrezygnowałam brakowało mi tańca, aktywności fizycznej, ruchu. Zaczęłam więc szukać czegoś dla siebie – próbowałam funky, hip-hopu, salsy, myślałam o flamenco. Wreszcie trafiłam na zajęcia z tańca brzucha i już zostałam. Powód był chyba dość nietypowy: po tańcach latynoskich byłam przyzwyczajona, że ruchy powinny być ostre, szybkie, dynamiczne, a w tańcu orientalnym dużą część figur wykonuje się powoli, miękko, zmysłowo. I tak mnie to intrygowało a nawet irytowało, że postanowiłam się tego nauczyć. Z biegiem czasu poznawałam ten taniec coraz lepiej i w końcu odkryłam, że całkiem już do mnie przylgnął. Później przyszło prowadzenie zajęć, warsztaty z egipskimi nauczycielami, otwarcie własnej szkoły, produkcja spektakli i pokazów. Obecnie w naszych projektach wykorzystujemy również elementy innych tańców, takich jak balet, taniec współczesny, towarzyski, salsa, ale miłość do Orientu nadal mi nie przeszła i jest ona podstawą naszych wszystkich działań.

KK: Jak doszło do powstania Waszej szkoły?

GK: Ja chciałam mieć własną szkołę już bodajże od 2006 r. Tańczyłam z Anią w zespole An Najma i gdzieś ten pomysł jej w międzyczasie przekazałam. Ale nie miałam odwagi zabrać się za to sama. Ania musiała to chyba starannie w głowie przetrawić, bo we wrześniu 2009 r. Ania przycisnęła mnie, abyśmy pomysł szkoły pchnęły dalej. W tym samym jeszcze dniu Ania przeszukała internet i wysłała mi parę linków do lokali do wynajęcia, poniekąd wymuszając na mnie przemyślenie, czy to właśnie nie jest najlepszy moment, aby swoje marzenie zrealizować. Kilka dni później byłyśmy już umówione na oglądanie lokali, a potem znalazłyśmy obecną miejscówkę, zakochałyśmy się w niej i w ciągu 2-3 tygodni oficjalnie stworzyłyśmy firmę, ruszyły pierwsze zajęcia.

1052407_10151508820248201_1829673391_o
An Najma – kursantki i instruktorki, czerwiec 2013

KK:Jak wygląda typowy dzień tancerki/ instruktorki tańca brzucha?

GK: Nie istnieje w naszym przypadku coś takiego jak typowy dzień 🙂 Oprócz bycia tancerkami jesteśmy też instruktorkami, choreografkami i businesswomen. Zawsze jest coś do roboty – czasem na sali, czasem przy komputerze, czasem na spotkaniu czy w teatrze, czasem pracujemy późno w nocy na pokazie, a czasem skoro świt gnamy do jakiegoś miasta na warsztaty lub konkursy. Każdy dzień jest inny, co w sumie stanowi zaletę bo ciężko o jakąkolwiek rutynę.

KK: Taniec brzucha wydaje się nie cieszyć popularnością w programach tv typu „You Can Dance” czy „Tylko Taniec”, do tego obrósł w rozmaite stereotypy. Jak sobie z tym radzicie?

GK:Taniec orientalny jest specyficzny i w pewnym sensie nie do końca medialny. Dopóki nie jest to folklor, to ciężko o np. mieszane duety, które najlepiej sprawdzałyby się w tego typu programach. Nie mamy zbyt wielu tancerzy orientalnych w Polsce, którzy potrafiliby tak pokazać nasz taniec, by w jakikolwiek sposób stereotypy obalić. A i folklor arabski nie jest tym, czym telewizja programach show jest zainteresowana. Taniec brzucha jednak najczęściej tańczy się indywidualnie. Każdy taniec jest interpretacją muzyki, stanowi osobistą historię tancerki, jej emocji, talentu i umiejętności. Często nie da się tego przełożyć na coś lekkostrawnego w telewizji. Telewizja wymaga show, wow, fajerwerków, a większość gatunków i stylów w obrębie tańca orientalnego nie zawiera żadnych rekwizytów, nie polega na akrobacjach, wygibasach i goliźnie. Nasz taniec naprawdę ciężko sprzedać mediom, bo on jest intymny, łatwiej go docenić oglądając go z bliska, przeżywając z tancerką. Wszelkie próby podciągania belly dance pod media wizualne odciągają go od korzeni, od źródła, przez co bardzo łatwo o to, by przestał on być orientalny, a zaczął być zachodni, dopasowany do innych odbiorców i nie mający ze Wschodem wiele wspólnego. Muzyka arabska może być naprawdę trudna w odbiorze, europejskie ucho ciężko się do niej przyzwyczaja – Orient trzeba pokochać, a to przychodzi z czasem, niełatwo go sprzedać w wersji możliwie najbliższej korzeni tak, by świat go przełknął.

Ze stereotypami radzimy sobie na różne sposoby. Uczymy nasze kursantki od pierwszych zajęć, czym jest taniec arabski, a czym nie jest. Nie występujemy na wieczorach kawalerskich ani na pokazach, które mają na celu promować np. goliznę, a nie kulturę arabską. Na pokazach nie pozwalamy sobie na wsadzanie napiwków w części garderoby, nie zbieramy ich z podłogi. Nie propagujemy bardzo odważnych, skąpych strojów. Ale czasem to nie wystarczy. Stroje do tańca brzucha są pełne świecidełek, najczęściej jest to bogato zdobiony stanik i spódnica. W naszym kraju to ciągle jednak już półnagość. Ludzie nie zastanawiają się nad tym, co wyraża nasz taniec, ale skupiają się na gołym brzuchu. Nie możemy zmienić wszystkiego. Jednak dbamy o to, by nie epatować cielesnością, a skupiać uwagę na tym, co tańczymy.

150402_10151373204418201_960486429_n
Anna Zielińska i Grażyna Kłębek podczas spektaklu pt. „Maska Faraonów”

KK: Taniec brzucha jest często mylony z tańcem bollywood. Czy możecie objaśnić różnicę między tymi tańcami?

GK: Wiele osób postrzega Wchód jako jedną krainę geograficzną. Arab czy Hindus? Żadna różnica. Nie nauczymy nikogo, kto nie chce się wsłuchiwać, jakie są różnice między muzyką i tańcem tych regionów, ale przy odrobinie dobrej woli łatwo je zlokalizować. Większość ludzi widziała co najmniej fragment jakiejś bollywoodzkiej produkcji, ale ani jednego filmu z tańcem brzucha. W związku z tym przypisują wyrażenie „taniec arabski” do tego co mają już jakoś w głowie zaszufladkowane i podporządkowane do szufladki „Wschód”. I nie zależy im na tym aby tą szufladkę dalej porządkować. W muzyce arabskiej są inne instrumenty, inne podejście do kompozycji, inny sposób śpiewania. W zasadzie wszystko jest inne i teraz już nawet nie wiem, jak można tego nie słyszeć. W obu tańcach są inne są stroje, inna interpretacja muzyki. Bollywood to nie taniec z bogatym rysem historycznym, narodził się wraz z indyjskim kinem i jest mieszanką różnych hinduskich tradycyjnych tańców i tym, co potrzeba, aby w telewizji/filmie wyglądało to efektownie. Nie zajmujemy się bollywoodem, więc też nie chciałabym się zbytnio wymądrzać na temat jego historii. Najbardziej widoczna różnica jednak chyba tkwi w tym, że bollywood najczęściej jest bardzo rozbudowany, jeśli chodzi o długość utworu, ilość osób tańczących jednocześnie i jakieś jego elementy, np. praca dłoni, mają swój konkretny przekaz. Taniec brzucha jest najczęściej indywidualny.

KK: Jak oceniacie kondycję tańca brzucha w Polsce?

AZ: Taniec brzucha w USA i Europie jest bardzo popularny już od wielu lat, do Polski dotarł ze sporym opóźnieniem, ale w za to rozwinął się i spopularyzował błyskawicznie. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z orientalem, było u nas dosłownie kilka instruktorek, a po stroje, czy nawet chustki do tańca, trzeba było jechać do Egiptu. Warsztaty z zagranicznymi gwiazdami odbywały się raz na rok. Uczyć się trzeba było z filmików, brakowało możliwości rozwoju. Obecnie w każdym mieście funkcjonuje kilka szkół tańca, mamy własnych projektantów strojów, praktycznie co miesiąc odbywa się jakiś konkurs. Co najmniej 3 razy w roku organizowane są parodniowe kongresy tańca brzucha z zaproszonymi z Egiptu nauczycielami światowej klasy, rośnie też nieustannie rzesza nowych bellydancerek. Ciągle jeszcze jest tego mniej, niż np. w Rosji czy Niemczech, ale gonimy naszych sąsiadów. W tym roku już drugi raz organizowane u nas były Mistrzostwa Europy Wschodniej, mamy również Mistrzostwa Polski w tańcu orientalnym. Stopniowo nasze najlepsze tancerki zaczynają wygrywać konkursy na całym świecie i są zapraszane jako nauczycielki na międzynarodowe festiwale tańca orientalnego. Jednym słowem środowisko rozwija się dynamicznie, rośniemy w siłę i coraz bardziej profesjonalnie podchodzimy do tematu. My, An Najma, w naszych pokazach i spektaklach staramy się pokazać, że taniec orientalny to nie kręcenie brzuszkiem do obco brzmiącej muzyki, ale piękny sposób ekspresji, który z powodzeniem potrafi współgrać i współbrzmieć z estetyką europejską. Że jest to język, jakim można przedstawić i opowiedzieć to wszystko, co nam w duszy gra.

47834_10151373198768201_883570047_n
Grażyna Kłębek i Anna Zielińska – „Maska Faraonów”

KK: An Najma jest pod wieloma względami unikalną szkołą tańca. Co takiego oferujecie swoim kursantkom, czego nie mają inne szkoły?

AZ: Myślę, że nasza wyjątkowość polega głównie na tym, jakie marzenie i jaki cel sobie obrałyśmy. Większość tancerek orientalnych marzy o karierze indywidualnej i do tego celu dąży, prowadząc po drodze zajęcia. Natomiast my od początku marzyłyśmy o tym, aby prowadząc szkołę tańca, wyuczyć sobie grupę tancerek i wraz z nimi stworzyć zespół taneczno-teatralny. To marzenie po części się już spełniło – zorganizowałyśmy już dwa spektakle taneczne we wrocławskim Imparcie: „Kamal i Latifa” oraz „Maska Faraonów”, którą zresztą ponownie wystawiamy tam 18 listopada i na którą serdecznie zapraszamy. Oprócz przedstawień zrealizowałyśmy też kilkanaście pokazów tanecznych, przeglądów i konkursów. W innych szkołach zazwyczaj nie ma tego typu możliwości – przychodzi się, płaci się za kurs, kończy kurs i tyle. U nas bardzo duża część kursantek zostaje na stałe – weteranki są z nami już 4 lata i chyba nigdzie się nie wybierają:) Myślę, że dzieje się tak dlatego, że mają możliwość pokazać to, czego się nauczyły, przed kilkuset osobową publiką, a to jest naprawdę uzależniające. Chyba doceniają to, że oprócz bycia mamami, studentkami czy pracownicami, po godzinach mogą zostać też gwiazdami (An Najma oznacza po arabsku właśnie gwiazdę) i w pięknych orientalnych kostiumach i scenicznych makijażach błyszczeć w świetle reflektorów. Ponadto podczas wspólnej pracy tworzy się między nami duża więź – jesteśmy dla siebie więcej niż kursantkami czy znajomymi z zajęć. Nieraz dostajemy od dziewczyn nawet zaproszenia na wesela. Jesteśmy więc bardziej rodziną, lub jak kto woli, sektą;) niż tylko szkołą tańca. A to się chyba czuje i chce się w takim miejscu przebywać. Dla mnie również to jest zawsze przyjście do An Najmy, a nie do pracy. Taniec i teatr to również odkrywanie siebie, przełamywanie własnych barier, wstydu i kompleksów. Wiele razy obserwowałam takie metamorfozy: przychodzi do nas dziewczyna zamknięta w sobie, zgarbiona, przestraszona z opuszczoną głową. Po roku czasu chodzi wyprostowana z uniesionym czołem, nie chowa się już po kątach, nie wstydzi się wyjść na środek i coś powiedzieć lub zatańczyć. Uwielbiam obserwować takie przemiany, to chyba największa satysfakcja z mojej pracy, zwłaszcza że te zmiany przenoszą się też na życie prywatne i zawodowe. Czasem ktoś przy nas dosłownie rozkwita i my bardzo staramy się ten proces rozbudzać.

1382914_10151720093763201_999737104_n

KK: O czym jest Wasze najnowsze przedstawienie „Maska Faraonów”? Czy jest skierowane tylko do wielbicieli tańca brzucha?

AZ: Absolutnie nie! Jest to spektakl adresowany do wszystkich. Opowiada tańcem, zupełnie bez użycia słów, historię walki o władzę, którą symbolizuje tytułowa maska. Powiedziałabym, że jest to historia o ludziach, o tym jacy są, jak władają nimi namiętności i pożądanie. „Maska Faraonów” pokazuje pragnienie władzy, zło ukryte gdzieś w każdym z nas i czekające na właściwy moment, by się uaktywnić. O agresji, jaką potrafimy wykazać, by zdobyć to, czego pożądamy. Ale mówi też o miłości i o tym, jak wielka potrafi być jej siła. Akcja przedstawienia rozgrywa się częściowo w starożytności w mitycznej krainie faraonów i bogiń, a częściowo we współczesności, przez co chciałam pokazać, że te nasze ludzkie namiętności są ponadczasowe i takie bardzo nieodłączne. Oprócz uniwersalnej fabuły, postarałyśmy się, żeby również muzyka i sam taniec nie były skierowane do hermetycznej publiki związanej z tańcem orientalnym. W choreografiach tym razem, oprócz tańca brzucha, królują również taniec współczesny oraz elementy jazzu i baletu, pojawia się również akrobatyka. Dużą rolę odgrywają także różnorodne rekwizyty, takie jak pióra, skrzydła, jedwabie. Muzyka jest prawdziwą mieszanką wybuchową – podczas spektaklu usłyszymy zarówno folklor egipski, jak i walca, muzykę filmową oraz dub step. Zwiastun „Maski Faraonów”

KK: Jakie macie plany na przyszły rok?

AZ: Wiosną planujemy zorganizować Festiwal Tańca – przegląd różnorodnych form tanecznych – na którym, oprócz naszej szkoły, zaprezentują się również tancerki z innych szkół tańca orientalnego, jak i tancerze innych technik. Myślę, że zobaczymy takie style jak samba brazylijska, tango argentino, hip hop czy balet.W maju planujemy wystawić kolejny spektakl – „Wyrocznia” – ale nie będę na razie zdradzać, o czym jest, żeby nie zepsuć niespodzianki. Jeśli chodzi o plany dalekosiężne, marzy mi się spełnienie naszej fantazji do końca i założenie teatru tańca, grupy tanecznej, która jeździłaby po całym świecie ze swoimi produkcjami, takimi jak spektakle taneczne, rewie czy wielkie orientalno-ekwilibrystyczne show.

KK: Życzę powodzenia w realizacji tych planów. Dziękuję za rozmowę.

zdjęcia: Łukasz Szmigiel

About the author
(poprzednio Górska), współpracowniczka Szuflady, związana także z portalami enklawanetwork.pl i arenahorror.pl, pasjonatka czytania, pisania i oglądania horrorów, tancerka i zbieraczka lalek. Wieloletnia członkini Gdańskiego Klubu Fantastyki. Z wyboru mieszka we Wrocławiu z mężem i zwierzakami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *