Pięćdziesiąt twarzy Greya – E.L.James

Zewsząd otaczają nas reklamy tego bestsellera, gdzie spojrzeć, widać szarą okładkę pierwszego tomu trylogii E. L. James Pięćdziesiąt twarzy Greya. Wydawnictwo i sprzedawcy prześcigają się w pomysłach na zwiększenie sprzedaży, zarzucając półki stosami książki, oklejając okna wielkimi plakatami czy – to nowość – dodając możliwość wygrania waginalnych kulek smartballs. Ponad 40 milionów sprzedanych egzemplarzy, 37 krajów, które zakupiły już prawa do publikacji i najszybciej rozchodzący się w historii paperback, bo aż jeden egzemplarz sprzedawany na minutę, a ja nie widzę osób, które by czytały tę książkę, nie słyszę wrażeń z lektury.

Jedynie prześmiewcze artykuły, chichoty w ukryciu jak u zawstydzonych nastolatek. Gdzie jest ta rzeczywistość, która kreuje książkę James na bestseller? Obracając się w światku blogowym (celowo piszę „światku”, bo zakres blogów, które obserwuję, nie jest duży), nie natknęłam się na ani jedną recenzję na temat pierwszego tomu, jaki ukazał się w Polsce. Usłyszałam jedną niezbyt pochlebną opinię od koleżanki, która „podjęła się tego wyzwania” i czyta książkę – a przynajmniej próbowała czytać.

Nie wiem więc, na czym polega sukces tego tytułu. Próbując pojąć fenomen tej opowieści o współczesnym Sinobrodym (wiele wspólnych cech nasuwa to skojarzenie: siny, a raczej szary odcień oczu Greya, liczne partnerki życiowe i pochodzenie), staram się jakoś ją zakwalifikować. Czy opowieść o uwiedzeniu przez sadystę dziewicy, umowie na seks opartej na uległości, sadyzmie i masochizmie przy jednoczesnym płynącym mlekiem i miodem pożyciu można określić jako pozycję erotyczną? Określaną z drugiej strony jako mummy porn trylogię trudno też polecić (o ile TO w ogóle można komuś polecić – Grzegorz Wysocki w artykule Ale Ból! napisał o Pięćdziesiąt twarzy Greya, że to książka, o której nie powinno się mówić w ogóle) konkretnej grupie odbiorców. Niektórzy twierdzą, że taką grupą są sfrustrowane życiem i małżeństwem panie po czterdziestce (wtedy możemy mówić o BDSM – według Wikipedii ang: bondage&discipline, domination&submission, sadism&masochizm), inni nastolatki (w takim razie może to swego rodzaju podręcznik), jeszcze inni – podobne głównej bohaterce, Anastazji, niedoświadczone zakompleksione purytanki (tu można poszerzyć spectrum o pamiętnik z niewypowiedzianymi fantazjami erotycznymi).

Nie czytałam książki E.L. James, więc trudno mi do końca zdecydować, czym i dla kogo ona jest, myślę jednak, że burza, jaką wywołują wydawcy na całym świecie, wystarczy do wyrobienia sobie opinii na jej temat. Więc kolejny raz pytam – kto kupuje te greyowe stosy? Dla czyich oczu i zmysłów marnuje się tyle drzew na tę kiczowatą opowiastkę angielskiej gospodyni domowej, której sukces przyrównuje się do Harry’ego Pottera?

Mój ukochany autor napisał w posłowiu do swojej powieści, którą co niektórzy odbiorcy również uznali za bulwersującą: W pornograficznych powieściach akcja musi ograniczać się do kopulacji banałów. Styl, struktura, obrazowanie nie mogą czytelnika odciągać od jego przytulnej lubieżności. (słowa te wspomina także autor wspomnianego artykułu Ale Ból!). Być może E. L. James uznawała Vladimira Nabokova również za swojego Mistrza, a Lolitę za wzór i do jego słów zastosowała się, pisząc Pięćdziesiąt twarzy Greya? W końcu nie ona pierwsza i nie ostatnia. Tylko czy dobrze je pojęła?

Niezależnie, jak byśmy naśmiewali się z książki E. L. James i niezależnie od tego, czy będziemy ją czytać, czy nie, lub też czy będziemy robić to w ukryciu (audiobook to doskonały pomysł dla pseudointelektualistów) odniosła ona już sukces. I tylko można przerazić się, jak nisko upadamy, budując ten sukces.

Monika Mellerowska

1. Ale Ból!, G. Wysocki, Książki, Nr 3 (6), Październik 2012, s. 48-49.

Zdjęcie okładki: Sonia Draga

5 komentarzy

  1. I ja się niestety zaliczam do tych budujących sukces tej pozycji. I to ja, nieświadomie, ale jednak nisko upadłam;) Przyznam, że złapałam się na reklamę i nie czytałam żadnych recenzji. Uwiodła mnie zapowiedź kontrowersji i czegoś nowego, pociągającego w literaturze. Nie znalazłam niczego z wyżej wymienionych, poczułam się oszukana;) I mimo, że mam wrażenie, że każda z nas czasami lubi przenieść się w świat rodem z harlekinowych opowiastek, to 50 twarzy Greya jest po prostu miernym romansidłem, bez pomysłu, polotu i gdyby nie w miarę odważne, erotyczne sceny, nikt by o niej nawet nie wspomniał.

    1. Goszka gdyby takich nieświadomych, uwiedzionych (jakże adekwatne słowo do tej książki) było więcej! Niestety często słyszę o kolejkach za książką, urlopach poświęcanych na jej lekturę – to jest dramat! A z drugiej strony … o gustach się nie dyskutuje;)

  2. nie rozumiem faktudlaczego wzięła się pani za opinię książki której nie miała nawet czelnosci przeczytać . jest przysłowie „nie oceniają książki po okładce” a pani tak właśnie postąpiła . znam ogrom ludzi którzy chętnie podjeli się tej lekturze i czytali ją z wielkim zachwytem . pryywatnie mówiąc .przeczytałam całą trylogie i z niecierpliwością czekam na kolejna cześć . zalecam pani przeczytanie tej książki i dopiero wtedypani wypowiedź na jej temat będzie wiarygodna z pani relacjami .chętnie dowiem się co pani myśli na jej temat po zaglebieniu się w jej historię . dziękuje

  3. chętnie podyskutowalabym z panią o tej książce . ale dopiero wtedy gdy pojela by się przeczytaniu jej . a pani ocenila ją po okładce . czy na tym polega pracę recenzenta ? osoba zainteresowana ta książka czytając pani opinię mogłaby odnieść wrażenie że w sumie ma pani rację i nie ma sensu jej czytanie . ta historia może nie jest zbyt nowatorska , ale jakze porusza . namiętność która przerodziła się w tak czystą i piękna miłość . polecam pani przeczytanie tej powieści .

  4. Pani Jolu jak być może Pani zauważyła czytając mój powyższy tekst ja książki, jako takiej nie oceniam. Nie recenzuję jej, a jedynie zastanawiam się nad jej fenomenem (być może – jak inteligentny czytelnik wywnioskuje – chcę ją przeczytać – stąd te pytania). Jednak gdyby – czytając raz jeszcze mój tekst uważnie – wpadła Pani na tę samą myśl – już szybko rozjaśniam sprawę. Nie, nie chcę przeczytać. Fenomen Greya nie został mi wyjaśniony, na recenzje (polecające) nadal się nie natknęłam. A – Pani wybaczy – kolejki po kolejną część książki E. L. James nie są dla mnie wystarczającym powodem do lektury.
    Może Pani porwie się na recenzję trylogii, na coś więcej niż trywialne „namiętność przerodziła się w (..) miłość”. Bo jak dla mnie to za mało aby zachęcić do jakiejkolwiek książki.
    Pozdrawiam i życzę wzniosłych i poszerzających horyzonty lektur.
    Monika Mellerowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *