Powieść autobiograficzna jest to – według „Słownika Prawdy i Zdrowego Rozsądku” – panegiryk napisany samemu sobie. Autor „Słownika” wyjaśnia w dalszej części definicji, że po prostu z większości autobiografii można wyczytać, jeśli nie wprost to między wierszami, że prawie wszyscy z którymi bohater tego dzieła ma do czynienia byli głupi i złośliwi, a on jeden święty i właściwie patrzący na świat. Na szczęście nie zawsze tak jest. Niektórzy pisarze odznaczają się zdrową autoironią i nie kryją przed czytelnikiem swych potknięć ani wad. Doskonałym przykładem może tu być Shirley Jackson, która postanowiła ujawnić przed czytelnikami swych książek (w większości romansów obyczajowych) część swego życia. W książce „Życie wśród dzikusów” opisuje kilka lat, podczas których „dorobiła się” jeszcze dwojga dzieci i kilku powieści. Nie znam jej powieści, ale ta książka wyszła jej pierwszorzędnie.
Shirley i jej mąż mieszkają w Nowym Yorku. Są szczęśliwymi rodzicami dwojga dzieci. Laurie ma trzy i pół roku, zaś Jannie dopiero szeć miesięcy. Rodzinną sielankę przerywa wizyta właściciela kamienicy, w której mieszkają. Oznajmia on, że w ciągu miesiąca muszą się wyprowadzić, ponieważ ich umowa najmu wygasła, a nie przedłużyli jej w terminie. Małżonkowie wpadają w popłoch. Ich finanse są w opłakanym stanie i nie mają nic na widoku. Dosłownie w ostatniej chwili udaje się im znaleźć stary dom, którego właściciel żąda jedynie symbolicznego czynszu. Przeprowadzają się więc do Vermont, w zupełnie im obce środowisko i starają się przede wszystkim oswoić z nowym domem. Wydaje im się on początkowo zbyt duży na ich potrzeby, zbyt mroczny i zbyt staroświecki, jednak to wrażenie szybko mija. Nowi sąsiedzi okazują się życzliwi, choć życie w maleńkim miasteczku, gdzie każdy zna każdego i każda rzecz pozornie ma swoje miejsce, niesie mnóstwo niespodzianek, nie zawsze przyjemnych…
Przezabawna książka, traktująca głównie o problemach z wychowywaniem w nowych warunkach absorbującego niemowlęcia i jednocześnie dwojga podrośniętych, aktywnych i niezależnych dzieci. Narratorka ma problemy z byciem „panią domu”, czasem okazuje się bezradna w sytuacjach zupełnie zwyczajnych dla każdej żony i matki, jednocześnie jest jednak niezwykle wyrozumiała dla dzikich pomysłów swych dzieci i męża, który sam bywa jak dziecko. A przecież nie jest to łatwe, bo jak przystało literatce, Shirley ma potomstwo obdarzone niezwykle żywą wyobraźnią i silnym charakterem Tę swoistą „bandę dzikusów” dopełniają pies i dwa koty, z których każde ma własną, niezależną osobowość i dokłada swą cegiełkę do rozgardiaszu panującego w ich nowej siedzibie. Zająć się nimi wszystkimi, wykonać codzienne prace domowe i mieć jeszcze czas na pisanie to rzeczywiście nie lada problem. Barwny język i cięty dowcip Shirley Jackson czynią z małej książeczki (popularny w czasach PRLu, tani format kieszonkowy) lekturę ciekawą i wesołą, od pierwszej do ostatniej strony.
Na zakończenie mała próbka przemyśleń autorki:
Ludzie sentymentalni twierdzą że kobiety rodzą trzecie dziecko, bo bardzo lubią małe dzieci. Ale cynicy mówią że każda matka dwojga zdrowych, aktywnych dzieciaków odda wszystko za dziesięć dni spokojnego pobytu w szpitalu. Jeśli chodzi o mnie, to waham się między pierwszym a drugim punktem widzenia, z wyraźną skłonnością raczej do drugiego.
Luiza „Eviva” Dobrzyńska
Ocena: 5/5
Tytuł: „Życie wśród dzikusów”
Autor: Shirley Jackson
Język oryginału: angielski
Okładka: miękka
Ilość stron: 213
Rok wydania: 1977
Wydawnictwo: CZYTELNIK
Seria wydawnicza: „Z kotem”