Złota rybka

pobrane (2)Lubię wędkować. Może to nie jest zbyt popularne hobby wśród kobiet, ale mnie to nigdy szczególnie nie zrażało.

Kiedy tylko przychodziło lato, zabierałam wiadro, wędkę po tacie i kapelusz z daszkiem i szłam nad Wartę, żeby posiedzieć w cieniu drzew i rozmyślać o życiu. Dla jednych łowienie ryb wiązało się ze sportem, a dla mnie było tylko pretekstem do pławienia się w samotności. Owszem, czasami coś złowiłam – zwykle płotkę, którą od razu wypuszczałam, ale to nie był główny cel moich wypraw nad rzekę.

Irys twierdził, że to on był tym celem, schlebiając swojej męskiej próżności. Zawsze wyprowadzałam go z tego błędu, ale on zdawał się nie pojmować, że nie interesuje mnie bliższa znajomość z męską syreną, ani tym bardziej trzy życzenia, które ponoć miał dla mnie spełnić. Jestem jednak mało sentymentalna – nie wierzę w bajki ani w ich nieudolne substytuty. Złowiłam go w zeszłe wakacje, co niezmiernie mnie zdumiało. Był bardzo okazałą rybą, zdecydowanie niepodobną do płotki. Spytałam go o wagę i długość, żeby potem pochwalić się tacie i swoim zwyczajem wypuściłam. Do tej pory nie mógł się nadziwić, że zignorowałam jego bredzenie o spełnieniu wszystkich moich marzeń i jego przystojną buźkę osadzoną na umięśnionych ramionach. Wyglądał trochę jak Johnny Depp z ogonem – ciemnowłosy, ciemnooki z wiecznie lirycznym wyrazem twarzy. Efekt psuła jego nieposkromiona chęć mówienia, zapewne wynikająca z tego, że uwielbiał słuchać dźwięku swojego głosu. Nie cierpiał, gdy nie zwracałam na niego uwagi, ale ja już zdążyłam przyzwyczaić się do jego towarzystwa i nie stanowił dla mnie jakiejś wielkiej atrakcji. Ot, zwyczajna, męska syrena w rzece Warcie.

Kiedy się nie odzywał, był całkiem znośny, ale te chwile zdarzały się niezwykle rzadko.

– Wiesz, że jestem księciem? – zapytał teraz akurat w momencie mojej kontemplacji horyzontu.

Nad rzeką latały ważki o srebrnych skrzydełkach i głośno bzyczące muchy. Woda miała ciemnozielony kolor, kontrastujący z białymi chmurami na błękitnym niebie. Trwało lipcowe, leniwe popołudnie i sam ten fakt napawał mnie radością.

– To w końcu z jakiej ty jesteś bajki? – zapytałam z przekąsem, zarzucając dalej wędkę. – „Złota rybka” czy „Królewna zaklęta w żabę”?

– Kompletnie nie rozumiem twoich nawiązań do literatury – obruszył się. – Miałaś ogromne szczęście, że mnie spotkałaś. Gdybyś chciała, moglibyśmy się nawet pobrać…

– Po tym jak z syreny zamienisz się w pełnokrwistego przystojniaka po moim namiętnym pocałunku?

– Ja już jestem przystojniakiem. Nie zauważyłaś? W Podwodnym Królestwie dziewczyny się o mnie zabijają!

– Nie, nie zauważyłam – odparłam spokojnie.

– Doprowadzisz mnie w końcu na skraj rozpaczy! I niby dlaczego miałbym cię całować.

– Nieważne.

Zrezygnowana machnęłam ręką. Irys był absolutnie beznadziejnym przypadkiem. Nie dość, że próżny, to jeszcze do tego niewykształcony. Chociaż może syreny mają swoje bajki?

Zapadła chwila wymownego milczenia. W tym czasie Irys niecierpliwie pływał w tę i z powrotem, chlapiąc swoim pozłacanym ogonem, a ja powróciłam do natchnionego wpatrywania się w dal. Jak na złość, ryby w ogóle nie chciały brać. Pewnie odstraszała je te pokraczna syrena.

– Chciałabyś mnie pocałować? – odezwał się ponownie, odwracając się na plecy.

Podłożył zgięte ramiona pod głowę i wesoło pomachał ogonem w moją stronę.

– Nie.

– Jesteś potwornie nudna, Haniu.

– A ty potwornie namolny, Irysie.

Nie patrzyłam na niego, ale kątem oka dostrzegłam, że aż spieniła się woda, gdy gwałtownie zanurkował. Naprawdę nie byłam ciekawa, jak męska syrena trafiła do Warty. Może po prostu Warta pozazdrościła Wiśle kobiety-syreny i dla odmiany sprawiła sobie mężczyznę. Nie dziwiło mnie też, dlaczego Irys pojawił się na odcinku, w którym rzeka przepływała przez wieś Gidle, gdzie mieszkałam od urodzenia i zapewne też skończę w niej życie. Pracowałam w bibliotece, a mój ojciec był wójtem w gminie. Może i wiodłam potwornie nudne życie, ale wystarczało mi to, co miałam. Odkąd sięgałam pamięcią, nie wyobrażałam sobie siebie w roli bogatej damy, słynnej piosenkarki czy wpływowej businesswoman. Nie marzyłam też o księciu z bajki, a już na pewno o księciu syren.

Irys wrócił do brzegu i nagle pociągnął przynętę mojej wędki z taką siłą, że aż wyrwał mi ją z rąk, a potem rzucił ją w tataraki po drugiej stronie rzeki.

Demonstracyjnie westchnęłam.

– Jesteś też infantylny – stwierdziłam.

– Wypowiedz w końcu trzy życzenia i uwolnij mnie stąd! Przysięgam, że więcej nie będę płynął przez Polskę! Wymarzę ją nawet z mapy!

– Ale ja nie mam żadnych. Nie rozumiesz? – wzruszyłam ramionami. – Nie możesz mi nic dać poza tym, co sama mogę zdobyć bądź kupić.

– Na pewno o czymś marzysz! – uparł się, zaciskając dłoń w pięść. – Dłużej tego nie wytrzymam! Zamknęłaś mnie w bezlitosnej niewoli i nawet nie jestem w stanie z tobą normalnie rozmawiać!

– To też mi się bardzo podoba – wyznałam w końcu – Jesteś dopełnieniem wszystkich moich pragnień.

Zrobił wielkie oczy.

– Nic już z tego nie rozumiem…

– Zawsze chciałam dręczyć takiego nieprzyjemnego typa, jak ty.

Uśmiechnęłam się do niego, ani trochę niewzruszona wyrazem rozpaczy w jego ciemnych oczach, które teraz wydawały się prawie czarne.

Wstałam ze składanego krzesełka, zapakowałam z powrotem przynęty i poprawiłam kapelusz na głowie. Moje jasne włosy zdążyły się już spod niego wydostać i przysłoniły mi twarz.

– Mam nadzieję, że jutro wędka będzie na swoim miejscu. W przeciwnym wypadku przestanę tu przychodzić.

Wydał z siebie przeciągły dźwięk, przypominający warknięcie.

– Więzisz mnie, bo zazdrościsz mi wolności i wszystkich tych rzeczy, które widziałem i doświadczyłem i jeszcze zobaczę i doświadczę, gdy ciebie już dawno będą żarły robaki!

– Gratuluję nieśmiertelności i mnogości zainteresowań – zakpiłam. – Zobaczymy się jutro.

***

Nie byłam pewna, czy następnego dnia zastanę go nad rzeką. Nie wiedziałam też, czy tego chcę. Jego ostatnie słowa przez całą noc nie dawały mi spokoju. Nie byłam przecież zazdrosna. A może byłam? Może lubiłam obserwować jego gniew i bezsilność, bo wiedziałam, że będzie musiał ze mną zostać, choć bardzo pragnął ruszyć dalej? Jego życie było płynne i zmienne, jak najczystszy nurt rzeki, a moje sztywne i zastane, bardziej podobne do zamulonego stawu, w którym woda zaczynała już gnić. Zmiana nawet mnie nie przerażała, raczej wydawała mi się niemożliwa.

Nad rzekę poszłam od razu po pracy, nie zabierając ze sobą wiadra i kapelusza. Moja wędka stała oparta o drzewo obok miejsca, z którego zwykle łowiłam ryby. Nigdzie jednak nie dostrzegłam Irysa.

Nie pojawił się też kolejnego dnia i kolejnego… Zostałam sama z moimi rozmyślaniami i pustym horyzontem. Wiedziałam, że chował się gdzieś w nurtach rzeki, czekając aż będę gotowa na zmiany.

Może go wtedy zawołam, a może po prostu odejdę i sama zajmę się spełnianiem moich marzeń. Na razie jednak trwam w moim dobrze znanym bezruchu i rozkoszuję się ciszą.

KONIEC

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *