Zgorzkniała pizda – Maria Sveland

zgorzkniala pizdaTej książki nie kupi ci pod choinkę narzeczony, mąż ani mama. Nie znajdziesz jej pewnie również w małej osiedlowej bibliotece, prowadzonej przez kulturalne panie w średnim wieku. Żadna szanująca się lokalna księgarnia nie wystawi jej w głównej witrynie sklepowej. Co krzywdzi tę zupełnie dobrą, napisaną sprawnym piórem książkę, że jest odtrącana przez tak zwanych przyzwoitych czytelników? Za co dostaje od nich punkty karne już w przy pierwszym kontakcie? Dobre pytanie!

„Zgorzkniała pizda” – oto ów zły demon. Ten tytuł, notabene napisany wściekle różową czcionką, oraz zdjęcie skąpo ubranej kobiety z kieliszkiem wina implikuje negatywne odczucia. Nieważnie, że z tyłu można przeczytać rzeczową notatkę o książce i szwedzkiej autorce, Marii Sveland,  bynajmniej nie potwierdzającą przykrych obaw na temat treści.

Tytuł i okładka odrzucają. Użycie wulgaryzmu nie tylko uderza w kulturę osobistą, ale może dyskwalifikować tę książkę nawet jako prezent. Cóż. Tłumacz chyba za bardzo chciał utożsamić tytuł z autorką, nie biorąc pod uwagę wyczucia dobrego smaku polskich czytelniczek. Autorka bowiem z zawodu jest dziennikarką. Ma na swoim koncie wiele programów dla szwedzkiego radia i telewizji. W 2003 roku dostała prestiżową nagrodę Ikarosprise za radiowy dokument pt.: „Jak dziwka”. Igranie z wulgarnymi tytułami jest przez Svelan zamierzone. Autorka twierdzi otwarcie, że gdyby nadała swojej książce uroczy tytuł w rodzaju „Dziewczyna z kwiatem w dłoni”, pies z kulawą nogą by jej nie zauważył (Newsweek kultura, wywiad z 13 października 2013). Jednak polscy czytelnicy nie traktują takich językowych manewrów za coś nadzwyczaj atrakcyjnego i nie chodzi tu o fałszywie pojmowaną moralność, tylko o wyczucie dobrego tonu.

Wulgarny tytuł jest na szczęście jedyną wadą książki. Jeśli któraś z czytelniczek zdoła unieść się ponad to, być może nie pożałuje darowanego autorce kredytu zaufania. Bohaterką „Zgorzkniałej…” jest trzydziestoletnia dziennikarka Sara. Poznajemy ją w trudnym momencie życia, w którym zmęczenie macierzyństwem i małżeństwem dochodzi do zenitu. Mąż Sary nie jest złym człowiekiem, próbuje być dobrym mężem i ojcem. Mimo że zaraz po urodzeniu dziecka wspiera Sarę i pomaga jej w chorobie, potem dostaje duże zlecenie i wyjeżdża od poniedziałku do piątku do innego miasta, zostawiając ją samą z niemowlakiem. Od tej pory dni Sary są wypełnione spacerami, karmieniem, praniem, sprzątaniem, gotowaniem. Jest dzielna i kocha synka nad życie, ale wieczorami płacze ze zmęczenia. W weekendy płacze też w sobie. Kiedy mąż wraca zmęczony po tygodniu pracy i też pragnie odpoczynku, ona czuje się samotna oraz bezradna. Oddala się od męża, hodując w sercu żal i rozczarowanie.

„Zgorzkniała…” to książka specyficzna w swojej formie. Pisana w pierwszej osobie, jest rasową psychoanalizą życia wewnętrznego bohaterki, można ją odebrać jedynie jako wyraz wielkiego marudzenia oraz rozczarowania życiem i rodziną. Czytelniczki, które nie zrażą się tą cechą, na pewno docenią klasę „Zgorzkniałej…”. Pod przykrywką malkontenctwa znajdą w niej liczne wnioski, przemyślenia, które mimo że dotyczą życia bohaterki, są uniwersalne i mądre w swej wymowie.

Sara przyznaje przed sobą i światem, że jest wściekła. Na siebie i na partnera. Na nieudanego ojca, na obojętność rodziców. Dochodzi do niej, że całe życie tłumi emocje i udaje, że wszystko jest w porządku. Ucieczka na Teneryfę jest pretekstem, aby móc w końcu eksplodować i zwerbalizować wszystkie pretensje krzykiem, płaczem lub wysiłkiem fizycznym. Tygodniowy pobyt samej ze sobą pomógł Sarze dojść do względnej równowagi. Niestety, nie ma nic za darmo. Kobieta spokój okupiła wielkimi wyrzutami sumienia, że zostawia trzyletnie dziecko z mężem i wyjeżdża, aby odzyskać równowagę i zregenerować siły fizyczne. Panuje bowiem powszechne  przekonanie, że jeśli matka wyraża pragnienia, w których nie ma miejsca dla dziecka i męża, to powinna się ich wstydzić. Jeśli więc kocha swą pracę, nie chce siedzieć z dzieckiem w domu albo pragnie pobyć sama z daleka od rodziny, natychmiast czuje się winna. Dlatego Sara nie od razu potrafi nawet zwyczajnie się odprężyć psychicznie, bo zżyma się nad swymi wewnętrznymi, sprzecznymi uczuciami

Mimo że „Zgorzkniała…” ma wydźwięk feministyczny, to jednak jej wymowa nie jest skrajna. Sara zdaje sobie doskonale sprawę z braku równouprawnienia kobiet w pracy i w związku. Ale wie także, że nie ma nic wspanialszego niż męskie wsparcie i miłość przede wszystkim.

„Na pewno da się kochać i żyć w równouprawnieniu. Na pewno da się uwolnić miłość z więzienia gównianego patriarchatu. Na pewno da się zrobić tak, żeby miłość była największa, żeby stała ponad wszystkim. Była tym, co umożliwia zmianę. Co sprawia, że ludzie chcą dobrze „.

Sara zamierza w to wierzyć, chce w to wierzyć. Czego i wam drogie czytelniczki, jeśli jesteście zdeptane przez rutynę, pracę zawodową lub domową oraz ciężar macierzyństwa, życzę.
Przeczytajcie tę książkę. Warto.

Klaudia Maksa
Ocena: 5/5

Tytuł: Zgorzkniała pizda
Autor: Maria Sveland
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Czarna Owca

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *