Żegnaj

1. Paweł

Anka i Paweł leżą na podłodze koło łóżka. Ona ma na głowie indiański pióropusz, poza tym tylko majtki. On ma na sobie prześcieradło, owinięte wokół ciała, jakby był Juliuszem Cezarem. Są pijani. Obok nich prawie pusta butelka whisky i dwie szklanki. Palą skręta, całują się, pieszczą i śmieją. Są bez wieku, wyglądają raczej na studentów, a są raczej bliżej czterdziestki. Anka podnosi się i dolewa whisky. Podaje szklankę Pawłowi.

– Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.

– To moje najlepsze urodziny! – cieszy się Paweł.

– Ale ładny prezent, co?

Anka zdejmuje pióropusz z głowy i nakłada na głowę Pawłowi.

Paweł śmieje się i całuje rozbawioną Ankę. Wtedy zza zamkniętych drzwi, z głębi mieszkania, słychać dziecięce wołanie:

– Eeeej! Chodźcie tu! Eeeeej!

Zamierają. Paweł chce wstać. Anka przytrzymuje go gwałtownie. Przytula się do niego mocno, chichocze i mówi zduszonym głosem:

– Nie idź. Błagam cię. Udawajmy, że nas nie ma.

*

Sypialnia jest mała, trudno w ciemności powiedzieć, czy to w ogóle sypialnia, może pokój dziecięcy. Pościel na łóżku w każdym razie dziecięca, przy łóżku miśki. Anka leży obok opatulonej w pościel Mai. Dziewczynka przysypia. Anka czyta jej na głos „Dolinę Muminków w Listopadzie”.

– „Są tacy, co zostają w domu i tacy, co odchodzą. Zawsze tak było. Każdy może sam wybrać, ale musi to zrobić, póki jeszcze czas, i w żadnym razie nie rozmyślić się”.

Anka milknie. Patrzy na śpiącą dziewczynkę. Gasi lampkę nocną.

*

Anka szykuje przyjęcie urodzinowe Pawła. Tu sałatka, tam barszcz, krząta się chaotycznie. Przy stole siedzi Majka i rysuje na kartce obierkami z gotowanych warzyw. Tak się w tym zapamiętuje, że zaczyna rysować po stole, po sobie, smarować swoją twarz. Anka patrzy na dziewczynkę.

– To jest rysunek – tłumaczy mała, skruszona.

– Piękny!

Anka bierze garść obierzyn i smaruje sobie nimi na twarzy indiańskie paski.

*

Majka siedzi w wannie. Anka ją myje, śmieją się, pluskają. Wchodzi Paweł. Ubrany w garnitur, z teczką, z pracy.

– Gotowe wszystko?

Anka przestaje się uśmiechać.

– Nie. Nie wszystko jest gotowe.

*

Uroczyście zastawiony stół. Przy nim odświętnie ubrani Anka i Paweł, Maja oraz rodzice Anki i rodzice Pawła. Anka podaje teściowej sałatkę jarzynową, a teść polewa ojcu Anki wódkę do kieliszka.

– No to chlup! Za mojego syna!

Ojciec Anki z teściem wychylają kieliszki do dna.

– Pięknie to wszystko przygotowałaś, córciu – matka szepcze Ance do ucha z uznaniem.

– Za moją żonę, najlepszą na świecie!

*

Anka siedzi na skraju wanny i płacze z wściekłości. Niemo. Żeby sobie ulżyć, wali w wiszącą szafkę pięścią. Półka spada, kosmetyki rozsypują się po podłodze.

*

Paweł wbija gwóźdź i wiesza półkę. Na niej byle jak kosmetyki. Patrzy na dzieło. Wtedy półka spada z hukiem. Po chwili wchodzi Anka. Patrzy na bałagan, rozbity flakon perfum.

– Gwóźdź był za słaby.

Anka kuca, zaczyna zbierać stłuczone zkło. Paweł przygląda się jej.

– Wszystko było bardzo dobre. Mamie smakowała sałatka – mówi pojednawczo.

– Wyrzuciłam cię z Facebooka.

*

Anka stoi nieruchomo i patrzy jak jej przyjaciółka ubiera Majce kurtkę. Uśmiecha się do dziewczynki.

– Fajnie było u cioci?

– Tak.

– Mam nadzieję, że bardzo nie przeszkadzała.

– No co ty – Anka gładzi małą po miękkich, mysich włosach.

*

Paweł i Anka leżą w przestronnym małżeńskim łóżku. On na krawędzi, odwrócony do niej tyłem, ogląda facebooka w laptopie. Anka czyta „Muminki”. Po chwili zamyka książkę. Zdecydowanym ruchem zdejmuje koszulkę. Jest goła. Siedzi tak przez chwilę. Zakłada koszulkę.

*

Idą wzdłuż niewysokiego murku. Paweł trzyma na smyczy małego kundla. Anka z marszu wchodzi na murek, usiłuje zachować balans. Idą w męczącym milczeniu. Trwa to długo. Wreszcie Anka gwałtownie zeskakuje z murku. Skończył się. Przystają przed wejściem do sklepu.

– Sama to szybciej zrobię.

*

Anka wchodzi do sklepu, bierze wózek, chodzi między półkami. Mijają ją dwie młode, ostro wymalowane i kuso ubrane dziewczyny. Jedna zanosi się śmiechem. Druga patrzy na nią, zmieszana.

– No, powiesz wreszcie, z czego tak rżysz?

– On do mnie wczoraj zadzwonił i powiedział, że nie może ze mną być, bo ja mu daję siebie tylko na 99%, a on potrzebuje na 120. Zabrakło mi 21%, rozumiesz?!

*

Anka ogląda kuchenne noże. Mija ją para młodych, ładnych nastolatków.

– Dlaczego obciąłeś włosy?

– Bo brakowało mi czasu na układanie. Czasem jak się uczesałem to musiałem wychodzić z domu goły, bo już nie miałem czasu się ubrać.

Anka patrzy za nimi. Podchodzi do kasy, pakuje metodycznie rzeczy do płóciennej torby z długimi uszami i napisem „Jestem eko”, którą zabrała z domu. Na dole cięższe, na górze te delikatne, szczypiorek, jajka. Nadąża z pakowaniem za kasjerką, współpracują jak dwa automaty. Płaci gotówką i odchodzi od kasy. Zatrzymuje się tuż przed drzwiami wejściowymi. Wychodzi.

*

Idzie w stronę męża i psa. Mija ich bez słowa. Paweł patrzy za nią, zdziwiony. Anka idzie dalej, potem, mijając kosz na śmieci, nawet nie zatrzymując się, upuszcza do niego torbę z zakupami. Idzie dalej. Nie ogląda się. Mąż i pies patrzą za nią w milczeniu.

2. Janek

Świt. Janek pruje na rowerze niemal pustą ulicą. Dready powiewają mu spod czapki. Zauważa mężczyznę, który kuca na chodniku. Jego rower leży na boku, najwyraźniej zepsuty. Jasiek wjeżdża na chodnik, hamuje obok mężczyzny.

– Może pomóc?

– E, nie ma sensu. Zostawię tu dziada i kupię nowy.

Jasiek zsiada z roweru, przykuca obok mężczyzny, przygląda się jego rowerowi.

– Przecież tylko łańcuch spadł.

– Ciągle spada. Mam dosyć.

– Mogę?

Jasiek bierze ze swojego roweru narzędzia i naprawia łańcuch. Sprawia mu to wyraźną przyjemność, jest uparty, nie odpuszcza.

– No. Teraz panu nie powinno spadać.

*

Idzie energicznie korytarzem, uśmiecha się do siebie. Z realizatorki wygląda ubrany w bojówki chłopak z dziwną fryzurą, dużo młodszy od Jaśka. Ma zaniepokojoną minę. Na widok Jaśka oddycha z ulgą.

– No, jesteś, zaraz wchodzisz na antenę!

– Luz, Grześ, zdążymy.

Jasiek wchodzi do studia. Zaraz zacznie się jego poranna audycja.

*

Mała sypialnia. Prowizorka i nieład. Anka wciąż ma 35 lat. Śpi w poprzek dużego materaca. Na podłodze obok niej leży „Intymność” Hanifa Kureishi’ego. Elektryczny budzik wskazuje 5:59. Po chwili zmienia się na 6:00. Wtedy włącza się radio, które służy za dźwięk budzika. W radiu optymistyczny, energetyczny głos Janka. „Halo, halo, wstawać, pobudka! Dzisiaj jest specjalny, wyjątkowy dzień!”. Anka otwiera oczy. Zaspana. Siada na łóżku, podczas gdy Jasiek nadal energicznie tokuje. „Chcę z wami dzisiaj porozmawiać o miłości. To niemodne słowo, nie wypada o tym mówić, ale ja wiem, że jesteście odważni i pogadacie ze mną na ten temat. Dzwońcie, mailujcie, piszcie na facebooku. Będę z wami w miłosnym nastroju przez najbliższe dwie godziny”. Anka siedzi przez chwilę na łóżku. Potem wstaje.

*

Ubrana w strój do biegania (do tego czapka i rękawiczki), wychodzi z mieszkania, podchodzi do windy, wciska guzik. Po chwili winda zjeżdża z góry, zatrzymuje się. Otwierają się drzwi. W środku jest już sporo osób. Anka odruchowo cofa się o krok od windy. Nie wsiada, wszyscy się na nią gapią, wyczekująco. Jeden z pasażerów mówi, z zachętą w głosie:

– Niech pani wejdzie, zmieścimy się.

– Nie, nie trzeba, zejdę po schodach. Tam niżej pewnie ktoś jeszcze będzie chciał wejść.

– Ale pani jest wyżej – dziwi się mężczyzna.

Drzwi windy zamykają się. Winda zjeżdża. Anka stoi chwilę bez ruchu, potem podchodzi do schodów i zaczyna zbiegać na dół.

*

Biegnie szybkim, równym tempem. Na uszach ma słuchawki. Jej oddech miesza się z dźwiękami audycji prowadzonej przez Jaśka. Właśnie kończy się muzyka: „Przypominam, że dzisiaj rozmawiamy o miłości. I mamy pierwszy telefon. Justyna, chciałaś nam coś opowiedzieć o swoich miłosnych doświadczeniach”.

– Tak. Ja chciałam opowiedzieć o miłości z odzysku.

– Z odzysku? Co to konkretnie znaczy?

– To, że recykling jest w modzie, ale czy musi dotyczyć też byłych? Styl vintage jest fajny, owszem, ale w kieckach i meblach!

Anka biegnie dalej. Równym tempem. Po chwili mija ją dwóch biegaczy, są szybcy, sprężyści. Anka przyspiesza. Jasiek przestaje mówić i w słuchawkach pojawia się rytmiczna muzyka. Anka mija biegaczy, ale wtedy przez muzykę przebija się szczekanie psa i po chwili kudłaty, duży kundel skacze na nią. Zatrzymuje się, biegacze znowu ją wyprzedzają i szybko znikają z pola widzenia. Pies merda ogonem i skacze na Ankę z radością. Ta strzepuje go z siebie nieskutecznie i rozgląda się nerwowo.

– Cicho! No proszę cię!

Anka zauważa młodego mężczyznę. W ręce trzyma smycz dla psa. Anka zamiera na jego widok i od tego momentu nie spuszcza go z oka. Zdejmuje słuchawki z uszu.

– Krakers, proszę cię, wracaj. Wracaj do pana, ale już! – przemawia do psa.

Krakers siada i patrzy na Ankę w napięciu.

– No, wracaj do niego!

Właściciel psa rozgląda się z niepokojem. Gwiżdże. Anka zakłada na czapkę kaptur i szybko odbiega. Krakers siedzi i patrzy za nią. Ostatni raz krótko szczeka. Anka zakłada słuchawki. W słuchawkach wciąż audycja.

– A najgorsze, że trzeba się puszczać – stwierdza słuchacz.

– Trzeba? – pyta Jasiek.

– I to nie jest fajne puszczanie, bo nie jest z przypadku, tylko z przymusu.

– Z przymusu?

– No. Żeby odreagować.

*

Jasiek siedzi w studiu i prowadzi audycję.

– Ok, rozumiem. Ale może jednak jest ktoś, kto ma coś optymistycznego do powiedzenia? Ludzie, no, skupcie się! O dzwoni Anita!

Jasiek bierze do ręki płytę CD i przegląda się w niej. Usiłuje, traktując ją jak lusterko, zasłonić misternie włosami pierwszą maleńką łysinę na czubku głowy.

– Ja mam bardzo optymistyczną opowiastkę. Natknęłam się dzisiaj na żonę mojego chłopaka. Żeby było zabawniej, poznałam ją po jego psie!

Dziewczyna rozłącza się.

*

Anka idzie energicznie. W rękach ma reklamówkę z zakupami, warzywa, nabiał, w ręce świeża bagietka, pogryza ją. Na uszach wciąż ma słuchawki. Z zaciętą miną słucha audycji Jaśka o miłości. Wyjmuje z reklamówki papierosy i zapalniczkę, odpakowuje paczkę. Zapala jednego. Idzie. Tuż przed klatką schodową stoi dwóch sześciolatków, jeden z nich dmucha prezerwatywę, drugi ma ubaw. Balon jest na granicy wytrzymałości. Anka aż się krzywi, jakby oczekiwała, że kula zaraz pęknie z wielkim hukiem. Wreszcie nie wytrzymuje. Mijając chłopaka przykłada szybko papierosowy żar do balonu. Balon pęka. Chłopak patrzy na Ankę zaskoczony, a ona nie patrzy na niego wcale. Mija go szybko i wchodzi do klatki schodowej, rzucając wcześniej na bok papierosa.

*

Wchodzi do salonu połączonego z kuchnią. Panuje tu studencki styl i bałagan. Kładzie zakupy na blacie. Zdejmuje słuchawki z uszu, wyłącza iPoda, ale zaraz włącza stacjonarne radio i znowu w tle słychać Jaśka. Anka podchodzi do lodówki, zagląda do niej. Na drzwiach poprzyczepiana magnesami masa zdjęć i karteczek. Największe i najbardziej rzucające się w oczy jest polaroidowe zdjęcie Anki i Jaśka. Przytulone twarze, uśmiechnięci. Na każdym kolejnym zdjęciu są razem. I karteczki z napisami. Na wierzchu największa kartka: „Słuchaj mnie dzisiaj rano koniecznie”. Anka wyjmuje z lodówki piwo. W bałaganie szuka otwieracza. Otwiera piwo. Sięga po papierosy i zapalniczkę. W tle wciąż Jasiek: „To teraz posłuchajcie, jaka jest definicja miłości z Wikipedii: ‘Miłość – dowolna ilość emocji i doświadczeń zachodzących z powodu silnej więzi. Słowo >miłość< może odnosić się do wielu różnorodnych uczuć, stanów i postaw, poczynając od ogólnego zadowolenia, a kończąc na silnej więzi międzyludzkiej. Rozmaitość znaczeń, połączona z zawiłością powoduje, że miłość jest niespotykanie trudna do zdefiniowania’”.

*

Anka podchodzi do okna. Mimo zimy, otwiera je na oścież. Pali, wydmuchuje dym na zewnątrz i pije piwo z butelki. Obserwuje podwórko, tam dzieciaki, którym zepsuła zrobiony z prezerwatywy balon, bawią się z radosnymi wrzaskami. W tle słychać miłosną piosenkę, którą puszcza Jasiek. Anka dopala papierosa, gasi go i znika w głębi mieszkania.

*

Ubrana, z makijażem, wykonuje energiczne ruchy. Wrzuca do walizki wyszperane w bałaganie, wymięte ciuchy, książkę, leżący gdzieś żel do włosów. Kompletnie chaotyczne, nerwowe pakowanie. W tle audycja. Kończy się piosenka.

„Chcę wam teraz przeczytać fragment ‘Łaknąć’ Sarah Kane, moim zdaniem rewelacyjnego tekstu o miłości: ‘I chcę się z tobą bawić w chowanego i dawać ci swoje ubrania i mówić ci że podobają mi się twoje buty i siedzieć na schodach kiedy bierzesz prysznic i masować ci szyję i całować ci stopy i trzymać cię za rękę i wychodzić razem żeby coś zjeść i nie obrażać się kiedy mi wyjadasz z talerza i spotykać się w barze i rozmawiać o tym jak minął dzień i przepisywać na maszynie twoje listy i przenosić twoje pudła i śmiać się z twoich wariactw i dawać ci taśmy których nie słuchasz i oglądać wspaniałe filmy i oglądać głupie filmy i narzekać na programy radiowe i robić ci zdjęcia kiedy śpisz i wstawać żeby przynieść ci kawę i bułeczki i drożdżówki i chodzić do Florenta na kawę o północy i nic sobie nie robić kiedy podkradasz mi papierosy i nigdy nie masz zapałek i opowiadać ci program telewizyjny który widziałem poprzedniego wieczora i zabierać cię do okulisty i nie śmiać się z twoich dowcipów i pragnąć cię wczesnym rankiem ale nie budzić cię żebyś mogła sobie jeszcze pospać i całować twoje plecy i głaskać twoją skórę i mówić jak bardzo kocham twoje włosy twoje oczy twoje usta twoją szyję twoje piersi twoje pośladki twoją i siedzieć na schodkach paląc papierosa dopóki twój sąsiad nie wróci do domu i siedzieć na schodkach paląc papierosa dopóki ty nie wrócisz do domu i martwić się kiedy się spóźniasz i dziwić się kiedy jesteś wcześniej’” .

*

Anka zamyka walizkę, w pośpiechu wychodzi z mieszkania. Słychać trzask zamykanych drzwi.

*

– Kochani, a teraz chwila bardzo dla mnie ważna. Wybaczcie prywatę, możecie nawet nie słuchać, bo to, co teraz powiem skierowane jest tylko i wyłącznie do jednej osoby. Kochanie, tak, do ciebie mówię. Wiem, że siedzisz teraz na oknie w kuchni i palisz papierosa. Myślisz, że nie wiem, że palisz jak mnie nie ma? No więc siedzisz tam teraz, bo już wróciłaś z joggingu, palisz papierosa i pijesz kawę. Chciałbym, żebyś teraz wstała i podeszła do półki z książkami. Podchodzisz? To świetnie. A teraz sięgnij po książkę, wiesz którą, twoją ulubioną, dałem ci ją na urodziny. Masz? To teraz spójrz na półkę, tam coś stoi za tą książką, takie małe pudełeczko. Otworzysz? Tak, to jest pierścionek. Anka, zostaniesz moją żoną? Pytam przy świadkach, żebyś się nie wykręciła. Za godzinę wracam do domu.

Jasiek puszcza romantyczną muzykę. Ta zalewa puste, nieruchome mieszkanie.

3. Franek

Sypialnia. Gruby, szeroki materac, rozmemłana pościel. Anka śpi w dziwnej pozie. Obok niej puste miejsce, ale ktoś tu wyraźnie z nią spał. Na podłodze butelka po winie, dwie lampki, książki i czasopisma w nieładzie. Chomik w klatce. Cisza, dom śpi. W tle słychać jednak głuche odgłosy, nie wiadomo kto je wydaje. Budzą Ankę. Otwiera jedno, drugie oko. Nie ruszając się kompletnie, mruga i usiłuje zlokalizować źródło dźwięku. Jej wzrok zatrzymuje się w jednym miejscu i wtedy oczy otwierają się szerzej. Podnosi głowę, w pełni obudzona.

– Co robisz?

Franek, ubrany w czarny t-shirt i dżinsy, stoi przy otwartej szafie wnękowej. Wyjmuje z niej po kolei swoje ubrania i wrzuca je do leżącej na podłodze walizki. Mimo pytania, nie przestaje się pakować. Nie patrzy na Ankę. Przez dłuższą chwilę milczy.

Nie dam tak rady.

Wrzuca do walizki same czarne t-shity, szare koszule i niebieskie dżinsy. Anka przez chwilę przygląda mu się ze spokojem. Patrzy na chomika i posyła mu całusa. Potem wstaje, podchodzi do Franka, przytula się do jego pleców. Unieruchomiony Franek przestaje się pakować. Stoi bezradnie.

– Dopiero szósta, daj się wyspać – szepcze Anka.

Franek bezradnie rzuca do walizki koszulkę, którą trzyma w ręce i daje się zaprowadzić Ance do łóżka, padają na nie jak dzieciaki. Przykrywają się kołdrą. Anka zamyka oczy. Franek nie.

*

Anka i Franek jedzą śniadanie. Zdrowe. Ona miksuje sok z owoców, on zalewa ciepłą wodą owsiankę. Na stole stoi klatka z chomikiem. On też je śniadanie. Anka otwiera klatkę.

– Spacerek, Ernest. Nie chcesz spacerować?

Chomik wychodzi na stół. Franek je swoją owsiankę, nie spuszczając go z oka. Anka popija koktail, potem bierze listek tabletek, połyka jedną i przygląda się opakowaniu.

– „Aspargin. Na nadpobudliwość serca”. Gdyby wystarczyło połknąć procha, piękne by to było.

Chomik zbliża się do Franka.

– Czy on musi łazić między żarciem?

Anka patrzy na Franka ze spokojem. Wyciąga w jego stronę listek Asparginu.

– Może proszek?

Franek odpuszcza, uśmiecha się krzywo.

– Sam już nie wiem, co my robimy.

Anka całuje go w usta. Franek się odsuwa, wstaje od stołu. Anka patrzy smutno. Chowa chomika do klatki.

*

Para uprawia seks w półmroku. To Anka. W korporacyjnym uniformie. Mężczyzną nie jest Franek. Anka ma zaciętą, smutną twarz, która nic nie wyraża.

*

Mężczyzna, który kochał się z Anką, wychodzi z kanciapy. Poprawia krawat, włosy. Po chwili wychodzi Anka. Idzie korytarzem, poważna. Mija ją szef.

– O, właśnie miałam… czy mogę wyjść dzisiaj godzinę wcześniej? Mam obiad z mamą mojego… współlokatora. Ona rzadko bywa.

– Wiesz, że u nas się tego nie praktykuje.

– Wiem. Przepraszam.

*

Sms: „Nie pozwolił mi się urwać. Ale i tak ucieknę“. Franek odczytuje sms-a. Siedzi przed wielkim monitorem dla grafików, obrabia zdjęcie psa. Kundel siedzi koło budy z poważną miną. Obok gazetowy nagłówek: „Pies uratował życie 5-letniej dziewczynce“. Nad Frankiem zawisa szefowa. Patrzy krytycznie na psa.

– Co on taki ponury?

– Kto?

– Pies.

– Poważny po prostu.

– Powinien chyba być zadowolony. Weź mu zrób uśmiech.

Franek dorabia psu w photoshopie uśmiech od ucha do ucha. Patrzy na swoje dzieło z powagą.

*

Jasna restauracja. Anka z mamą Franka. Przy ich stoliku stoi kelner, matka zamawia z kary dań:

– … i jeszcze szarlotka na ciepło z bitą śmietaną i malinami.

Wpada Franek, całuje w policzek matkę, potem Ankę. Pokazuje na faceta z brodą, który przechadza się powoli przed restauracją, zgarbiony, mówi coś, mimo że jest sam. Widać go przez szybę.

– Myślałem że przed knajpą stoi hipster i rozmawia przez bluetootha. A to żul do siebie mamrocze. Co za czasy.

Franek siada. Kelner podsumowuje zamówienie.

– Czyli dla pani sałatka z kozim serem i gruszką, a dla pani szarlotka.

– Tak, szarlotka. I jeszcze poproszę tiramisu.

– Mamo.

– No co?

– Musisz zdrowo jeść. Zdrowo żyć. Musisz być dorosła.

– Ja już byłam dorosła.

– Spóźniłeś się – wypomina Anka.

– To przez psa.

*

Franek w ciemnej bramie, półmrok. Uprawia z kimś seks, nie widać z kim.

*

Anka zaciąga się jointem. Na twarzy błogość i spokój.

*

Anka i Franek leżą na łóżku, w ciuchach, wstawieni. Popijają wino z butelki. Ona przytula się do niego mocniej, wącha go.

– Pachniesz seksem.

– Ty też.

Franek bierze od niej butelkę, pociąga łyk wina. Oglądają film. Obok nich na łóżku chomik w klatce. Też ogląda.

*

Leżą na łóżku. Wciąż oglądają film. Anka ma nogi podniesione do góry. Chomik wciąż na swoim miejscu.

– Ale naprawdę, jedną masz dłuższą, a drugą krótszą!

Patrzą na nogi Anki, które ta wciąż trzyma w górze.

– No to która krótsza? – pyta Anka.

Franek kładzie się na Ance, by sięgnąć do szuflady w szafce stojącej po jej stronie łóżka. Wyjmuje linijkę. Przykłada ją do nogi Anki.

– Zmierzymy!

*

Anka i Franek leżą nadal na łóżku. Film się skończył, półmrok się pogłębił.

– Co z nami będzie? – pyta Anka.

– Weźmiemy ślub. Urodzą nam się dzieci. Zrobimy wigilię i rosół.

– Pojedziemy na weekend do Zakopanego.

– Kupimy ziemię za miastem i wybudujemy dom, żeby dzieci się lepiej rozwijały.

– A jak pójdą do szkoły, wrócimy do miasta, bo dowożenie ich na zajęcia pozalekcyjne nas przerośnie.

– Będziemy się widywać tylko w weekendy, w tygodniu praca.

– Upijemy się w Sylwestra, dzieci pójdą do dziadków.

– W rocznicę ślubu wezmę cię na sushi. Ale nie będzie dobre.

– Będę płakała, kiedy się wyda, że mnie zdradziłeś, ale ci wybaczę.

– Mimo trudności, jakie niesie życie, będziemy szczęśliwą rodziną.

Milczą.

– Ja bym naprawdę tego chciała. Myć rano zęby nad jedną umywalką i krzyczeć na wrzeszczące dzieciaki.

– Tylko że ja muszę mieć kubeczek na co najmniej cztery szczoteczki.

– Dlaczego musisz wszystko komplikować? Co? No, tłumacz się!

Anka się śmieje, ale Franek nie. Zaczyna okładać go poduszką. Franek początkowo się krzywi, ale wreszcie daje się wciągnąć w bijatykę. W ferworze walki strącają z łóżka klatkę z chomikiem.

– Ernest!

*

Na stole leży pudełko po butach. W środku nieruchomy Ernest. Anka ma zapłakane oczy. Franek zamyka pudełko z powagą. Na wieczku narysowany flamastrem krzyż.

– Zaczekaj! Chyba się poruszył.

– Przecież nie żyje.

*

Anka i Franek siedzą obok siebie na ławce pod ścianą. Wyprostowani i bladzi. Anka trzyma na kolanach klatkę z Ernestem. Z gabinetu wyłania się głowa sympatycznego weterynarza. Uśmiecha się do nich.

– Zapraszam.

*

Weterynarz wkłada chomika do klatki.

– Dam zastrzyki. Będziecie mu robić dwa razy dziennie. Ale to może nie pomóc. Musicie się szykować na najgorsze.

Anka przez chwilę milczy. W końcu wybucha płaczem. Szlocha coraz bardziej. Franek ją przytula.

– Daj spokój… to tylko chomik…

– Może dla ciebie! Dla mnie to jest ktoś! Bo mam tylko ciebie i jego! To nie moja wina, że cała moja rodzina to pedał i chomik!

Anka wychodzi z gabinetu, trzaskając drzwiami.

*

Franek wyjmuje ciuchy z szafy i wrzuca je do walizki.

*

Anka stoi przy oknie w kuchni. W dłoniach trzyma chomika. Obserwuje przez okno, jak z budynku wychodzi Franek. Ciągnie za sobą walizkę na kółkach. Walizka przewraca się na bok, Franak poprawia ją i idzie pospiesznie dalej. Anka całuje chomika.

– To nic. Wróci. Zawsze wraca.

4. Elek

Czerwiec, słoneczny dzień. Elek stoi nad rzeką nieopodal kładki, na której wisi masa „kłódek zakochanych”. Patrzy przez obiektyw na stojącą na kładce atrakcyjną kobietę w sukience. A może dziewczynę, trudno odgadnąć jej wiek. To Anka, która desperacko wyrywa kłódkę z siatki ogradzającej kładkę. Jest w tym tak zajadła furia, a jednocześnie nieporadność, że Elek odrywa twarz od obiektywu i śmieje się.

*

Anka usiłuje wyszarpać kłódkę z napisem „Anka+Rafał”. Nagle męska dłoń wygina pręty siatki i wyrywa kłódkę. Podaje ją Ance. Ta patrzy na wybawcę podejrzliwie. Potem bierze spory zamach i wrzuca kłódkę do rzeki. Obserwuje jak żelastwo z pluskiem ląduje w wodzie. Przez chwilę oboje patrzą na taflę wody z powagą. Jak na pogrzebie.

– Dzięki – mówi Anka z ulgą.

Elek milczy. Patrzy na Ankę z zainteresowaniem. Wygląda dużo doroślej, niż z daleka. To kobieta, nie dziewczyna.

– Głuchy jesteś?

On dalej milczy, przygląda się jej.

No wiem. Jestem żenująca. W ogóle, żeby taką kłódkę zakładać.

Elek podnosi do twarzy wiszący na jego szyi aparat i robi jej zdjęcie. Ona zniecierpliwionym gestem odsuwa aparat. Ale Elek się nie poddaje. Pstryka. Ona wkurza się i bierze swój aparat (wisi na jej szyi), fotografuje go. Stoją tak z wycelowanymi w siebie lufami aparatów fotograficznych i puszczają serię pstryknięć. On przestaje pierwszy. Opuszcza aparat i patrzy prosto w jej obiektyw. Ona przez widzi, jak on patrzy przenikliwie. Opuszcza aparat. Patrzy na niego. Wyciąga rękę.

– Anka.

On milczy. Wreszcie wyciąga rękę i podaje jej.

– Niemowa?

Elek mówi coś w języku, który brzmi jak węgierski. A może inaczej.

– Do you speak english?

Elek milczy.

– Chyba nie.

Anka patrzy na niego bezradnie.

– Jesteś głodny?

*

Wchodzą do knajpki. Przytulnie, niezobowiązująco. Anka pokazuje stolik, siada przy nim. Elek siada naprzeciwko. Obserwuje ją z zaciekawieniem. Podchodzi sympatyczna kelnerka. Podaje karty dań.

– Ja poproszę sałatkę caprese.

– A pan?

Elek patrzy na kelnerkę z uśmiechem, a w oczach ma pustkę. Kelnerka zdezorientowana.

– Pan chce się zastanowić, tak? – podpowiada.

Elek dalej gapi się na kelnerkę z głupim uśmiechem. Anka nachyla się lekko do niej i mówi konspiracyjnie:

– Przepraszam, ale mój chłopak, to jest taka delikatna sprawa, on nie mówi.

Kelnerka patrzy, przerażona.

– To ja przepraszam.

– Niech pani nie przeprasza, on się bardzo denerwuje, jak ktoś przeprasza, bo on wszystko słyszy.

– To może pani coś zamówi dla narzeczonego?

Elek bierze aparat i zaczyna robić zdjęcia Ance. Anka zdaje się kompletnie nie zwracać na to uwagi i ciągnie swoją opowieść.

– Miał wypadek na motorze. Wjechał w niego samochód. W środku były trzy psy, ledwo przeżyły i to był szok dla niego. Wykaraskał się, ale nie mówi. Podobno mu przejdzie jak będzie dostawał dużo bodźców. No i ja próbuję, wie pani, dziwne smaki, nowe miejsca, nowe twarze. Może pani z nami zje?

Kelnerka patrzy, osłupiała.

– Ja przepraszam, ale ja nie mogę. Jestem w pracy.

– W takim razie dla niego proszę penne z suszonymi pomidorami i do tego wlać krem z dyni i wrzucić ciasto czekoladowe z musem malinowym.

– Ale to wszystko razem?

– Tak. Mówiłam pani, szok smakowy. Muszę próbować wszystkiego, bo straciłam już nadzieję.

Anka patrzy z pełną powagą na kelnerkę. Elek tymczasem robi jej zdjęcia. Kelnerka przeczuwa, że ktoś tu sobie z niej robi jaja, odchodzi bez słowa. Anka patrzy na Elka, jakby nie mogła się zdecydować, czy walnąć jego aparatem o ścianę, czy zacząć pozować. Wybiera to drugie. On robi duże zbliżenia na usta, które ona oblizuje, na oko, na twarz, na piersi. Zabawę przerywa kelnerka, która stawia przed nimi po talerzu. On patrzy na swój, zdumiony – makaron pływa w zupie a na tym dryfuje ciasto. Po sekundzie wybucha śmiechem i, ku zdziwieniu kelnerki, zaczyna szybko mówić w swoim dziwnym języku.

– Przemówił! – wykrzykuje Anka. – Jezus Maria, dziękuję pani, on przemówił! Boże, ale w jakimś dziwnym języku! Kochanie, mów do mnie normalnie! Kochanie!

Kelnerka wznosi oczy do nieba, kiwa głową i odchodzi.

Pojeby.

Anka parska śmiechem, Elek nie przestaje się śmiać. Zaczyna grzebać w swoim daniu widelcem i usiłuje je jeść. Ona bierze aparat i robi mu zdjęcia. Duże zbliżenia, na usta i język.

– No i widzisz co zrobiłeś? Przestraszyłeś panią.

*

Idą bulwarami wiślanymi. Milczą. Anka zauważa budkę z żelkami.

– Żelki!

Podbiega do budki, dziecięco podekscytowana. Elek podchodzi w ślad za nią, lekko zdezorientowany jej podnieceniem. Ona pokazuje mu zielone i mówi:

– Te uwielbiam! Chcesz? Bo ja chcę! Proszę tyle!

Podaje garść ekspedientce, ta waży.

– Które lubisz?! Takie?

– Mmmm – przytakuje Elek.

– Mmmmm? – dopytuje się Anka.

Podaje garść sprzedawczyni i wraca do wybierania żelków. Pokazuje mu kolejne.

– Mmmmm… ?

– Mmmmm… – przytakuje Elek.

Anka pokazuje następne.

– Mmmm?

– Mmm!

– Ustaliliśmy, że nie da się wybrać – mówi Anka sprzedawczyni. – Proszę wszystkie.

*

Na kafelkowej podłodze walają się różnokolorowe żelki. Leży też komórka, z której gra muzyka. Anka siedzi na dnie pustego basenu (bez wody) i żuje kolejnego żelka z miną, jakby było jej niedobrze (bo jest). Obok niej torebki z wszystkimi rodzajami żelków i pełno ich walających się luzem po dnie.

– Nie da się zjeść wszystkiego – stwierdza, rozczarowana. – Heeeeelp!

Elek bierze kilka żelków i rzuca nimi. Upadają całkiem daleko. Anka bierze garść i także rzuca.

– Heeeeelp! – znowu woła Anka.

– Hilfe! Hilfe! – wtóruje jej Elek.

– Aiuto! Aiutoooo!

– Pomości, pomości!!!

– Heeeeeelp!

On pochyla się do niej. Całują się. Potem szuka czegoś w kieszeniach. Wyjmuje złożony papier, rozprostowuje go i podaje Ance. To bilet na pociąg. Ona przestaje się uśmiechać. Wpatruje się w bilet.

– Berlin? Od razu musisz mnie tak rozczarowywać?

Anka przez chwilę patrzy przed siebie, potem mnie w dłoni bilet i rzuca go w ślad za żelkami. Elek patrzy na nią, zaskoczony, zrywa się, szuka wśród żelków zmiętego biletu, znajduje go i rozprostowuje. Wykrzykuje kaskadę słów w swoim dziwnym języku.

Krzyk brzmi śmiesznie, Anka zaczyna się śmiać. Elek patrzy na nią, wzburzony, bierze swój plecak i zaczyna wspinać się po drabince, chce wyjść z basenu. Anka usiłuje przestać się śmiać i idzie za nim, chwyta go za nogę, a on usiłuje ją strząsnąć.

– No coś ty! Nie zostawiaj mnie! – prosi Anka melodramatycznie.

Jej wygłup przybiera desperacki ton. Nie puszcza Elka, przeciwnie, wiesza się na nim całym ciałem i w końcu oboje spadają na dno basenu.

– Nic ci nie jest?

*

Idą, milczą, fotografują. Docierają do placu, gdzie stoi grupka kolorowo ubranych ludzi. Każdy ściska po jednej lub dwie poduszki. Naprzeciwko nich, w groźnym szeregu, ustawili się strażnicy miejscy. Obie grupy stoją dokładnie naprzeciwko siebie, rzucają sobie groźne spojrzenia i nikt nie rusza się z miejsca. Anka zdecydowanym krokiem podchodzi do chłopaka z poduszką, zabiera mu ją (nie broni się, zaskoczony) i wali go nią po głowi. Chłopak rozpromienia się, zabiera poduszkę koledze i wali Ankę na oślep. Zaczyna się bitwa, wszyscy walczą na poduszki. Jakby ktoś ich uruchomił pstryczkiem. Strażnicy miejscy nie wiedzą co robić, naradzają się, któryś mówi coś nerwowo przez krótkofalówkę. Anka podchodzi do Elka i uderza go poduszką, a on jej oddaje. Leci pierze, poduszki rozdzierają się w walce. Anka bije Elka coraz mocniej i mocniej.

*

Idą uliczką. Anka ma widoczny ciążowy brzuch. Pali papierosa. On też. Są rozczochrani i mają we włosach pierze z poduszek. Ona chwyta go za rękę. On chce się wyślizgnąć, ale ona trzyma mocno. Uśmiecha się do niego. On też się uśmiecha i jednocześnie pobłażliwie puka w czoło. Ona też, przedrzeźniając go. W końcu wyjmuje spod sukienki poduszkę.

*

Elek wysiada (z trudem) z samochodu Anki. Wyciąga swój plecak. Zatrzaskuje drzwi. Ubiera plecak i rusza w kierunku dworca. Samochód wciąż stoi z włączonym silnikiem. Nie rusza. Elek po kilku krokach przystaje. Odwraca się i patrzy na samochód. Silnik pracuje. Auto mruczy, ale nie rusza z miejsca. Elek stoi i patrzy na nie. Trwa to długo. Nareszcie auto rusza. Znika za zakrętem.

5. Jakub

Anka stoi przy umywalce. Patrzy w lustro. Ma zapłakaną twarz, rozmazany makijaż. W tle dudni klubowa muzyka. Pstryk! Światło gaśnie. Anka wykonuje zamaszysty ruch ręką, by fotokomórka włączyła światło. Myje ręce, potem twarz. Prostuje się. Patrzy w lustro. Pstryk! Gaśnie światło. Znowu macha ręką. Pstryk! Światło się zapala. Anka patrzy na siebie z uwagą. Potem wychodzi z łazienki.

*

Anka wchodzi do sali. Pustawo. Przy barze siedzi jedynie wpatrzony przed siebie, nieruchomy młody mężczyzna. Anka siada na hokerze obok. Chłopak nawet nie drgnie. Nie patrzy w jej stronę. Anka zawiesza na nim oko. Ładny. Klasyczny profil. Jakub zaciąga się papierosem, wciąż patrząc przed siebie. Przed nim stoi szklanka whisky.

– To samo co on.

Barman potakuje. Anka i Jakub siedzą obok siebie. Milczą. Anka patrzy na paczkę papierosów, która leży obok whisky.

– Poczęstujesz mnie papierosem?

Jakub nadal na nią nie patrzy.

– Weź sobie.

Anka bierze papierosa, wkłada do ust i czeka ostentacyjnie, by jej go zapalił. Jakub ani drgnie. Anka niecierpliwym gestem sięga po zapalniczkę, zapala papierosa. Barman stawia przed nią whisky. Anka wypija duży łyk. Znowu zapada milczenie. Anka i Jakub palą papierosy.

– Masz dziewczynę?

Jakub milczy.

– Jesteś głuchy?

– Głuchy? Nie. Nie wydaje ci się, że to dosyć osobiste pytanie?

Jakub wciąż nie patrzy na Ankę, nonszalancko wypuszcza przed siebie dym. Jest denerwujący.

– Właśnie zostawił mnie facet.

– ‎”I znów jesteś bogatsza ode mnie – o tę śmierć
, którą ci wymyśliłem i już się stała ważna”

– Co?

– Nic.

– I dobrze.

– Aż tak źle mieć kogo kochać?


 Agnieszka upija kolejny spory łyk. Daje barmanowi znak, by uzupełnił szklankę. Dotyka delikatnie kolana Jakuba, on strąca jej rękę.

– Ale chyba nie jesteś prawiczkiem?

– Jestem.

– Nie przejmuj się.

– Gdybym się przejmował, zamilkłbym na wieki.

– No ale nie milkniesz.

– To niezdrowe.

– Niezdrowe, ale fajne.

– Milczenie czy uzewnętrznianie swojego ciężkiego stanu?

– Raczej to pierwsze.

– Nie ma nic fajnego w milczeniu – stwierdza Jakub i wciąż nie patrzy na Ankę.

– Ty nie milczysz.

– Trochę mi głupio milczeć.

– Czemu?

– Jesteś bardzo ładna. Nie w sensie że coś tam, tylko w ogóle. Ja tam nie jestem specjalnie płochliwy ani nieśmiały, ale ty naprawdę jesteś wybitnie piękna.

– Miło coś takiego usłyszeć, szczególnie, że nie znam nikogo, kto podziela twoje zdanie.

– Widziałem mnóstwo kobiet, ale ty… Nie traktuj tego zbyt poważnie. O ile tak można.

– Jestem kobietą, a nie babą. I to niezbyt poważną. Rozumiem na czym polegają komplementy.

– No dobra, przestańmy. To jest trochę głupie. Ale kręci.

– Podobnie jak słuchanie o tym.

– Fajnie?

– Przyjemnie.

– Która godzina?

Anka patrzy na Jakuba zdziwiona. Przed nim, nad barem, wisi ogromny zegar, podobny do okrągłych zegarów widywanych na dworcach. Jakub siedzi centralnie przed nim. Anka przez chwilę milczy, zaskoczona. Wreszcie zerka na zegar i mówi powoli, zastanawiając się, czy chłopak z niej nie żartuje.

– Piętnaście po jedenastej.

Jakub wstaje, wciąż nie patrząc na Ankę. Wychodzi z sali.

*

Anka wchodzi do łazienki. Przemywa twarz. Patrzy w lustro. Z głębi klubu dudni muzyka. Anka patrzy na swoje odbicie, gdy gaśnie światło. Zapala je gestem. Patrzy na siebie i zaczyna się śmiać. Śmieje się, aż światło gaśnie. Wykonuje gest, żeby je zapalić i zaczyna wykonywać rytmiczne ruchy, tańczy. Gdy zamiera, światło gaśnie, wtedy znowu się rusza. Taniec synchroniczny z fotokomórką. Aż wreszcie kończy się muzyka. Zdyszana Anka macha ręką, gdy światło znowu gaśnie. Patrzy na swoje odbicie w lustrze, rozluźniona.

*

Wychodzi z damskiej łazienki. Przez uchylone drzwi do męskiej toalety zauważa Jakuba. Myje ręce. Podchodzi bliżej, staje w drzwiach. Przygląda się pochylonemu nad umywalką Jakubowi. Ten nie reaguje na jej wejście. Starannie myje ręce. Nie widać jego twarzy. Nagle Pstryk! Gaśnie światło. Ciemność nie przeszkadza Jakubowi. Nadal myje ręce. Przez dobrą chwilę trwa mrok. Wreszcie Anka gestem przywołuje światło. Pystryk! Zapala się. Jakub wciąż myje ręce. Podnosi twarz. Jest niewidomy. Anka stoi nieruchomo, przygląda mu się.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *