PATRONAT SZUFLADY: Zawisza Czarny. Droga do króla – Szymon Jędrusiak

ZawiszaPowieści historyczne nie są teraz tak modne jak kiedyś – przypomnijmy choćby często kiczowatą twórczość Kraszewskiego, bijącą mimo to rekordy popularności, czy powieści Zofii Kossak-Szczuckiej. Przez jakiś czas nowe dzieła w tym nurcie pozostawały jakby na marginesie, można było odnieść wrażenie, że w ogóle nikt ich nie wydaje. Ostatnio to się zmieniło. Nowe pokolenie czytelników zaczęło interesować się dawnymi czasami, gdy podobno słowo „honor” pojmowano inaczej niż teraz, a miłość była czymś czystym i wzniosłym. Oczywiście dziś już nikt nie wierzy w bajki o rycerzach bez skazy, nadal jednak w naszym języku potocznym można znaleźć odniesienia do nich. Choćby „polegać jak na Zawiszy” . Tego wyrażenia używają nawet ci, którzy nie mają zielonego pojęcia, kim był ów rycerz i jaką rolę odegrał w naszej historii. Jego postać usiłuje nam przybliżyć Szymon Jędrusiak w trylogii zatytułowanej po prostu „Zawisza Czarny”. Robi to bez zbytniego lukrowania, stawiając raczej na realizm niż na tworzenie historycznej bajki. Obecnie mamy okazję zagłębić się w drugi tom tej porywającej opowieści.

Zawisza Czarny powraca z Aragonii. Towarzyszy mu Aaron Abnarrabi, z którym polskiego rycerza połączyła szczera przyjaźń i braterstwo broni. Młody Żyd poszukuje zaginionej arabskiej niewolnicy Ayhe, w której jest beznadziejnie zakochany, i jednocześnie realizuje tajną misję, o której nie mówi nawet Zawiszy. Polski rycerz ma z kolei własne plany co do Aarona. Bardzo go lubi i ceni, ale mimo to traktuje jak jeszcze jedno z narzędzi do osiągnięcia zamierzonego celu. Po przybyciu do Gdańska Zawisza dowiaduje się, że szpieg jego stronnictwa, niegdyś zamożny gdański kupiec, utopił się w rzece. Odkrywa, że nie była to przypadkowa śmierć. Krzyżacy rozpoczęli bowiem brutalne „czyszczenie” swego otoczenia z polskich szpiegów. Zawiszę zastanawia przede wszystkim to, że Niemcy dokładnie wiedzą, gdzie uderzyć, tak jakby informacji dostarczał im ktoś, komu są one dostępne u źródła. Musi odkryć, kto za tym wszystkim stoi. Jednocześnie pomaga Aaronowi w poszukiwaniach Ayhe i próbuje zdobyć damę swego serca, która – jak na złość – woli zalecającego się do niej Krzyżaka…

Drugi tom sagi Szymona Jędrusiaka w niczym nie ustępuje pierwszemu, jeśli chodzi o barwność opisów i szybkość akcji. Chwilami autor nieco zmienia znane z historii postacie, a raczej perspektywę, z której zwykliśmy na nie patrzeć. Nie ustanawia też ostrej jak nóż granicy – my dobrzy, oni źli. Dla przykładu Krzyżacy mają w tej książce swoje racje i niekoniecznie są źli do szpiku kości, choć niewątpliwie żywią niedobre zamiary wobec Polski. Owszem, są chciwi, ciemiężą poddanych, a czasem to, czego pragną, zdobywają po prostu siłą. Tyle, że przy tym wszystkim nie wydają się dużo gorsi niż inni współcześni im rycerze, z których wielu tworzyło na swoich terenach małe niby-państwa i dopuszczało się przeróżnych samowoli.  Czy więc nie są źli? Ależ oczywiście, są – z naszego punktu widzenia. Zakon Krzyżacki to przecież niejako archetypiczny polski antagonista.  O tym, że jego rycerzom lepiej nie wchodzić w drogę, przekonuje się każdy, kto miał taki niefortunny pomysł. Jednak ci, którzy narażą się stronie polskiej, kończą równie marnie. Nawet sam Zawisza, archetypiczny polski rycerz bez skazy, jest dla nich bezlitosny. Tak na marginesie warto zauważyć, że jego poczynania czasem w ogóle nie pasują do portretu polskiego Rolanda, i bardzo dobrze. W końcu Jędrusiak opisuje postać z krwi i kości, nie wydumanego księcia z bajki.

Autor starał się zachować w swej książce realia historyczne, nie ustrzegł się jednak kilku wpadek, głównie natury obyczajowej. Są to drobiazgi, ale trudno ich nie zauważyć. Dla przykładu – w jednym miejscu opisuje szubienicę z zapadnią. W czasach Jagiełły takowych nigdzie nie było! Pojawiły się dużo później, gdy pomyślano już o skróceniu cierpień skazańców podczas egzekucji , W średniowieczu, trzeba to mieć na uwadze, traktowano ją jak rodzaj rozrywki dla widzów. Przestępców spychano wtedy z drabiny lub ze specjalnie podstawionej beczułki, ewentualnie podciągano na sznurze do góry, dbając o to, by jak najdłużej zabawiali tłum przedśmiertnymi drgawkami. W innej scenie rozmawiający z Aaronem mężczyzna – karczmarz –  wyciera nos chustką. Tymczasem pierwsze chustki o tym przeznaczeniu pojawiły się w powszechnym użyciu dopiero w siedemnastym wieku (król Ludwik XIV, którego raczej nie można posądzić o zbytnią powściągliwość w stroju, miał ich… sześć, jak mówią dworskie spisy), wcześniej w najlepszym razie wycierano nos rękawem. Owszem, legenda mówi, że jako pierwszy użył kawałka płótna w tym celu król Ryszard II, badacze zaś twierdzą, że chusteczka do nosa narodziła się we Włoszech w XV wieku, jednak jeszcze przez dwieście do trzystu lat stanowiła ona raczej element wytwornego stroju, nie przedmiot użytkowy.  I nie zapominajmy, że mówimy tu o arystokracji, z której karczmarz raczej się nie wywodził.. Podobnych lapsusów  jest więcej, ale nie będę ich tu wyliczać.  Nie uważam natomiast za błąd użycia w dialogach współczesnego języka. Operowanie czymś, co Robert Stiller nazwał „językową fikcją staropolszczyzny”, lepiej zostawić Sienkiewiczowi.  Język, którym rozmawiali między sobą ludzie w czasach Zawiszy, dla nich był potoczny, zatem lepiej nie męczyć czytelnika zdaniami w rodzaju:  Onże smerda iest otrokiem jeno, nie lza mu konfudować mężów doźrałych.

W recenzji pierwszego tomu wyraziłam zdziwienie, że jednym z głównych bohaterów swej opowieści Szymon Jędrusiak uczynił Żyda, skądinąd zresztą sympatycznego młodzieńca. Po lekturze drugiego tomu lepiej rozumiem ten koncept i uważam go za bardzo dobry. Dzięki postaci Aarona pisarz miał doskonały pretekst do ukazania pozycji społecznej i znaczenia Żydów w dawnej Polsce. Nie zawsze przy tym opisuje ich życzliwie, jednak w sumie stara się wiernie przedstawić hermetyczną społeczność żydowską i jej powiązania z najbardziej wpływowymi ludźmi w królestwie. Niekoniecznie dobrze wypada też w książce Jędrusiaka strona polska. Pełno tam ludzi niejednoznacznych moralnie, czasem nawet wprost sprzedajnych, a bywa, że będących po prostu zdrajcami, jak na przykład Piotr Kmita. Jednym słowem, co już podkreślałam, nie jest to świat czarno-biały, w którym po jednej stronie walczą Siły Światłości, a po drugiej Wojska Ciemności.

 

Lektura „Drogi do króla” sprawiła mi wiele przyjemności i przyznam, że z niecierpliwością czekam na trzeci tom.

 

Tytuł: Zawisza Czarny. Droga do króla

Autor: Szymon Jędrusiak|

Tom: 2

Liczba stron: 455

Rok wydania:  2017

Wydawnictwo: Bukowy Las

 

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *