Zaklęty dwór – Walery Łoziński

images (1)Zabory to czas przedstawiany jako totalne zniewolenie polskiego narodu. Tymczasem na terenach np., zaboru rosyjskiego Polakom udawało sie jakoś utrzymać swą polskość i nawet wydawać książki, których zadaniem było podbudowanie świadomości narodowej. Naturalnie było to niełatwe, ale polscy pisarze tego okresu z dużym talentem usypiali czujność cenzorów, tworząc dla swych rodaków prawdziwe perły literatury. Czy do takich pereł należy powieść Walerego Łozińskiego „Zaklęty dwór”, jest rzeczą dyskusyjną – na pewno stanowi ona ciekawe świadectwo czasów, choć dziś zaciekawić może jedynie czytelników będących znawcami literatury. Jest rzeczą mocno wątpliwą, by pokolenie wychowane na „Harrym Potterze” i „Zmierzchu” znalazło coś urokliwego w tej napisanej trudnym językiem powieści, naszpikowanej odniesieniami i aluzjami w większości dziś niezrozumiałymi. A jednak warto ją poznać, jeśli ktoś interesuje się polską powieścią, nieco ambitniejszą niż nieudolne próby naśladowania zagranicznych bestsellerów.

W miejscowości Oparki mieszka pan Juliusz Żwirski, któremu bogaty krewny zapisał cały swój majątek. Niezbyt lubiany w okolicy ze względu na to, że wychował się w biedzie, nie udziela się towarzysko i ma niewielkie pojęcie o tym, co dzieje się w jego majątku. Korzystają na tym urzędnicy i zarządcy, bogacąc się jego kosztem. Wszystko się zmienia, gdy do posiadłości przybywa dawny kolega szkolny Żwirskiego, Damazy Czorgut, noszący przydomek Katylina. Zorientowawszy się w skali nadużyć, jakich dopuszczają się zaufani pracownicy jego przyjaciela, postanawia je ukrócić. W przeciwieństwie do Juliusza Żwirskiego, delikatnego marzyciela, jest zahartowanym na wszelkie przeciwności, twardo stąpającym po ziemi cynikiem, pod szorstką powłoką ukrywa jednak szlachetne serce. Pomaga Juliuszowi bezinteresownie, widzi bowiem że on sam nie umie zająć się własnymi sprawami, a mieszkający niedaleko hrabia Zygmunt Żwirski, przyrodni brat zmarłego starościca, jest usposobiony do niego niechętnie. Mało tego, bo za podszeptem swego plenipotenta, Żachlewicza, chce odebrać kuzynowi majątek. Sprawy komplikują się, gdy Czorgut postanawia wyświetlić sprawę opuszczonej rezydencji powszechnie uważanej za nawiedzaną przez ducha Mikołaja. Na drodze stają mu wędrowny maziarz Mykita i pilnujący starego zamku klucznik Kostia Bulij, a nawet hrabia Zygmunt. W dodatku Juliusz zakochuje się w przygodnie spotkanej dziewczynie, którą bierze za córkę hrabiego, Eugenię….

Ciekawa i niebanalna powieść napisana jest na swoje nieszczęście dość ciężkim, archaicznym językiem. Z biegiem czasu staje się on coraz mniej zrozumiały i podczas lektury trzeba zaglądać nieustannie do słowniczka, co jest raczej nieporęczne. Styl pisarza też nie jest łatwy, brak mu lekkości, czasami zdaje się zbyt rozwlekły mimo braku przydługich opisów, znanych choćby z prozy Orzeszkowej. Niewątpliwą zaletą książki jest jej tło polityczne i bardzo dobrze zarysowane postacie głównych bohaterów. Również sama zagadka „zaklętego dworu” jest dostatecznie interesująca, by skłonić reżysera Antoniego Krauze do ekranizacji powieści. Dziesięcioodcinkowy seria, w którym główne role grali Olgierd Łukaszewicz i Roman Wilhelmi, jest ciekawy i dobrze zrealizowany, ale nie zdobył jakoś większej popularności. Mimo to warto sięgnąć po tę książkę i zadać sobie ten trud, by ją przeczytać. Tak czy inaczej stanowi ona świadectwo minionych czasów i część naszego narodowego dziedzictwa.

Luiza Dobrzyńska

Ocena: 3/5

Tytuł: „Zaklęty dwór”

Autor: Walery Łoziński

Okładka: miękka

Ilość stron: 428

Rok wydania: 1978

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

 

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

komentarz

  1. Książka Walerego Łozińskiego pt. „Zaklęty Dwór” ukazała się w Galicji, a więc na obszarze zaboru austriackiego, a nie rosyjskiego jak sugeruje autorka tekstu. Akcja powieści rozgrywa się również w Galicji. W jednym z rozdziałów książki pojawia się zdanie, że starościc Żwirski tępił używanie rosyjskiego – języka zaborcy wśród swoich chłopów co było ukłonem właśnie w kierunku cenzury austriackiej. Z oczywistych względów nie mógł napisać, że chodziło o język niemiecki.

Skomentuj Piotr Kałuża Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *