Z głębi nauczycielskiego serca

Niedawno powróciłam do zapamiętanej z dzieciństwa „Strefy Mroku” („Twilight Zone”). Był to amerykański serial fantastyczny mający kilka odsłon, tę z lat 1985-1989 emitowała TVP około roku 1990. Odcinek 14 z pierwszego sezonu zatytułowany „Examination Day” nie utrzymał się w mojej pamięci, być może wówczas nawet go nie obejrzałam, jednak prawie 30 lat od jego powstania wywarł na mnie ogromne wrażenie – mówiąc ściślej i potocznie, zdołował mnie ogromnie.

(Uwaga! Spoiler) Rzecz dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Trzyosobowa rodzina świętuje czternaste urodziny jedynego syna. Zdmuchując świeczki na torcie, chłopiec życzy sobie, by jak najlepiej wypaść na zbliżającym się egzaminie rządowym. Rzeczony rząd wydaje się być wszechobecny w życiu obywatela przedstawionej rzeczywistości. Ilekroć pada słowo egzamin, rodzice patrzą po sobie z niepokojem. Kiedy nadchodzi wielki dzień, chłopiec udaje się z ojcem do odpowiedniej palcówki, zostaje zabrany do odosobnionego pokoju, gdzie będzie zdawał test. Zanim zacznie, musi wypić serum prawdy. Rodzice chłopca czekają w domu na telefon z placówki. Wkrótce zostają „z żalem zawiadomieni”, że iloraz inteligencji dziecka okazał się za wysoki na rządowe normy i mają zgłosić się po ciało.

Dlaczego ta krótka, niespełna 15-minutowa historyjka sf mnie tak przygnębiła? Bo to już się dzieje, z tą tylko różnicą, że na razie nikt nie umiera, w każdym razie nie dosłownie. Szkoła bowiem ogłupia dzieci. Nie mówię tego z rozpowszechnionej niechęci wobec nauczycieli, ale będąc jednym z nich i znając sprawę od podszewki. Teoria zakłada, że szkoła ma przygotować dziecko do życia w demokratycznym społeczeństwie i nauczyć wolności myślenia w oparciu o uniwersalne wartości. Szczytne hasła mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, za to całkiem sporo z Gombrowiczowskim upupieniem. Z uczniami nie rozmawia się szczerze, pokazuje im się rzeczywistość według pewnego klucza, traktując ich jak białe karty pozbawione własnych doświadczeń. Pewne zjawiska pokazuje się w związku z tym jednostronnie, ignorując nie tylko wiedzę młodych ludzi, ale także ich inteligencję. W tym miejscu przypominam sobie odgórnie narzuconą lekcję wychowawczą o dopalaczach w oparciu o nadesłane z ministerstwa materiały. W ten sposób rząd zareagował na niepokój w społeczeństwie wywołany nagłośnieniem zgonów młodych ludzi w wyniku zażycia tychże substancji. Materiały były beznadziejne pod względem pedagogicznym, sam szatan nie skonstruowałby lepiej zakazanego owocu. Na koniec lekcji zapytałam uczniów, kto poczuł się zachęcony do spróbowania dopalaczy po niniejszej lekcji, rękę do góry podnieśli prawie wszyscy.

 i-naszywka-szkola-oczy-1O sprawach istotnych dla uczniów często wręcz nie wolno rozmawiać w ogóle, co z tego, że dzieci tego potrzebują? Weźmy choćby często nagłaśniany problem wychowania seksualnego. Jeśli nauczyciel nie ma uprawnień do nauczania wychowania do życia w rodzinie, takich tematów ze swoimi uczniami poruszać nie może. Chcąc wyjść naprzeciw uczniowskim potrzebom, ryzykuje niezadowolenie rodziców, dywanik u dyrekcji i nieprzyjemne konsekwencje. Polska szkoła jest chora. Nie wiedzieć czemu, zdejmuje się z rodziców odpowiedzialność za pokazywanie świata własnemu dziecku i przekłada ją na nauczycieli. Z drugiej strony dopuszcza się publiczne szkalowanie tej grupy zawodowej w mediach, zarzuca im się niedouczenie, brak kompetencji, lenistwo i opowiada legendy o tym, jak wiele zarabiają i jak mało czasu poświęcają przy tym obowiązkom. Kto nie stał pod tablicą, nigdy nie zrozumie, jak czuje się nauczyciel przywalony bezsensowną biurokracją, stojący między dyrektorem, uczniem i rodzicem, z których każdy ma inne oczekiwania i potrzeby, musząc sprostać wymogom ministerialnym, przygotować ciekawe lekcje i chociaż od czasu do czasu poświęcić chwilkę własnej rodzinie, co staje się trudne, gdy wciąż przynosi się do domu cudze problemy.

Dla pedagoga najważniejsze powinno być dobro dziecka i generalnie tak jest. Paradoksalnie jednak to najważniejsze zadanie spycha się na margines. Najpierw trzeba wyprodukować stosy papierów, programy, rozkłady, dzienniki, sprawozdania, ministerialne ankiety, których z roku na rok robi się coraz więcej. Koronowane głowy MENu wydają się zapominać, że nauczyciel ma pracować z uczniem, istotą żywą, a nie z papierami. Efektem takiego stanu polskiej edukacji są osamotnione, zagubione w rzeczywistości dzieci, które nie ufają dorosłym, bo z wydolnością pedagogiczną rodziców bywa dziś bardzo różnie, a świat poznają przez pryzmat tego, co wygrzebią w internecie. To nie jest wina ich wina, że nie wykorzystują efektywnie swojego potencjału. Obecne założenia programowe robią z dzieci ciepłe kluchy, ponieważ zdejmuje się z nich wszelką odpowiedzialność za własne czyny i proces uczenia się za pomocą rozmaitych wynalazków pseudopedagogicznych, w imię poczucia bezpieczeństwa. Otrzymujemy obywatela z głową napchaną luźno związanymi informacjami, z których nie wyłania się żaden spójny obraz rzeczywistości, nie umiejącego działać samodzielnie, dopóki nie pokaże mu się przysłowiowym palcem, bezrefleksyjnego i niechętnego samodzielnemu myśleniu, wszak uczono go jedynie wybierać pomiędzy A, B, C, względnie D. Zakładam, że takimi łatwo się rządzi. Garstka o szerszych horyzontach będzie cierpiała w takiej rzeczywistości, ale to już ani MENu, ani tym bardziej rządu nie obchodzi, wszak to jedynie plewy w gąszczu obywateli modelowych.

Karolina „Mangusta” Kaczkowska

About the author
(poprzednio Górska), współpracowniczka Szuflady, związana także z portalami enklawanetwork.pl i arenahorror.pl, pasjonatka czytania, pisania i oglądania horrorów, tancerka i zbieraczka lalek. Wieloletnia członkini Gdańskiego Klubu Fantastyki. Z wyboru mieszka we Wrocławiu z mężem i zwierzakami.

komentarz

  1. To faktycznie bardzo przygnebiajace. Dla pocieszenia moge jedynie wskazac, ze Polska nie jest tu jedyna. We wszystkich krajach rozwinietych ( a moze i tych co je gonia) jest to samo. Jak Sir Ken Robinson wskazal w swoim przemowieniu sprzed 6-ciu juz lat, szkola zabija kreatywnosc; zostala stworzona na potrzeby przemysly, ktory nagle potrzebowal pracownikow do obslugi maszyn. Pewna iskierka nadzieji przychodzi teraz z Finlandii, gdzie nauczyciel jest zawodem szanowanym, a dzieci lubia chodzic do szkoly. Ponadto oceny i egzaminy okazaly sie im niepotrzebne. Z Hameryki natomiast przychodzi rewolucja technologiczna, ktora rozpoczal Sal Khan. Wywrocil model szkoly do gory nogami: dzieci ogladaja video-wyklady w domu przygotowujac sie do lekcji podczas ktorej robia cwiczenia na komputerze. System podpowiada nauczycielowi, ktorzy uczniowie maja problem z danym zadaniem, wiec nie marnuje czasu i poswieca uwage tam gdzie jest najbardziej potrzebna. Uczniowie ucza sie we wlasnym tempie i nie przechodza do nastepnego mini-modulu jesli nie opanuja poprzedniego w 90%. Wyniki sa fantastyczne i Jasiu z tylu klasy nagle dostaje szanse stania sie najlepszym uczniem, bo nie musi gonic materialu w tym samym tempie co najlepsi uczniowie w danym momencie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *