Wywiad z Kazimierzem Kyrczem Jr: Mordercy, tak jak inni ludzie, zazwyczaj w swoich działaniach dążą do uzyskania konkretnego celu.

Kazimierz Kyrcz Jr – redaktor, publicysta oraz pisarz kryminałów, horrorów i literatury fantastycznej. Tłumaczony na angielski, rosyjski, czeski i słowacki. Opublikował kilkanaście książek, w tym zbiory opowiadań „Femme fatale” i „Okruchy mroku” oraz powieści „Podwójna pętla”, „Dziewczyny, które miał na myśli” i „Chłopcy, których kochano za mocno”. Wkrótce nakładem wydawnictwa HarperCollins ukaże się kontynuacja tej ostatniej, czyli „Kobiety, które nienawidzą”. 

M.P.: Lubisz trudne tematy, prawda?

K.K.: Zgadza się. Myślę, że należy wysoko stawiać sobie poprzeczkę. I pisać nawet o tym, co wzbudza w człowieku opór, wewnętrzny sprzeciw, gniew. Wyrywać się ze strefy komfortu. Dopiero wtedy istnieje szansa na stworzenie czegoś wartościowego.

M.P.: Czy to, że pracujesz w policji, przekłada się na tematykę poruszaną w Twoich powieściach?

K.K.: Tak, ta praca wiele we mnie zmieniła. Przy czym wybierając taką właśnie drogę życiową, poniekąd zrobiłem to z takim zamiarem. Poniekąd, bo rzecz jasna nie spodziewałem się, że ta firma wywrze na mnie aż tak destrukcyjny wpływ.

Nie da się ukryć, że plusem służby w policji jest to, że daje ona od groma inspiracji. Niestety, zazwyczaj negatywnych.

M.P.: Zaczynałeś jako autor horrorów. Czy sądzisz, że polski czytelnik jest gotowy na polską literaturę grozy? Opowiesz nam o tym fragmencie swojego życiorysu?

K.K.: Zawsze odczuwałem potrzebę bycia częścią czegoś większego. Kiedy zacząłem swoje pierwsze próby literackie, ktoś określił je mianem grozy. Podobało mi się to, co wtedy pisał Łukasz Orbitowski, a że to też była groza, bez oporów przyjąłem tę łatkę. Zająłem się nie tylko pisaniem, ale i popularyzowaniem gatunku w Polsce. Zarówno jako gość wielu konwentów fantastycznych, jak i redaktor czy współtwórca portalu Niedobre Literki, który to portal, choć deklaratywnie poświęcony bizarro fiction, w dużej mierze bazuje właśnie na dziwniejszej, zakręconej wersji horroru.

Przez ładnych kilka lat czułem, że robię coś z sensem, bo rodzima groza zaczęła stawać na własnych nogach. Pojawiły się tematyczne antologie, imprezy, nagroda, fandom, a nawet wydawnictwa celujące właśnie w ten gatunek… W pewnym momencie jednak to wszystko siadło. Pojawiły się niesnaski, kłótnie o to, kto lepszy, kto gorszy, złośliwości i zwykły hejt.

Przestało mnie to bawić. Jednocześnie w tak zwanym międzyczasie, który nie istnieje, moja samoświadomość wzrastała. Aż zorientowałem się, że nie tyle chcę, ile muszę pisać thrillery… Dlaczego? Pamiętam, że jako dzieciak i nastolatek zaczytywałem się fantastyką, która w tamtych czasach podejmowała niewygodne, pomijane przez literaturę głównonurtową tematy. Później tę pałeczkę przejęła groza i horror. Od jakiegoś czasu odnoszę natomiast wrażenie, że to właśnie thriller ewoluował w coś na kształt krzywego zwierciadła naszej rzeczywistości.

M.P.: „Chłopcy, których kochano za mocno” to Twoja najnowsza książka, osadzona w realiach krakowskiego półświatka. Czy to realia, które sam też dobrze znasz? Opowiesz nam?

K.K.: Pisząc tę powieść, starałem się odwoływać do mojego buntu. Tego młodzieńczego, który kazał mi farbować i tapirować włosy, grać w zimnofalowych zespołach czy pisać wiersze. I tego obecnego, który narastał jako odpowiedź na powszechny w policji mobbing.

W tworzeniu półświatka, który znalazł się na kartach „Chłopców…”, pomogły mi wieloletnie obserwacje tego, jak zmienia się nasza mentalność. Często bowiem nie dość, że brakuje nam wsparcia ze strony najbliższych, to jeszcze jesteśmy przez nich niszczeni. Przy czym nie chodzi mi wcale o ględzenie, że kiedyś było lepiej… Było i nie było. Zależy gdzie i komu.

M.P.: Czy wzorujesz się na prawdziwych osobach, wymyślając profile seryjnych morderców pojawiających się w Twoich powieściach?

K.K.: Może to dziwne, ale uważam, że najgorsi wcale nie są ci seryjni zabójcy, których wymyślam na potrzeby książek, ale psychopaci, którzy zyskują odrobinę władzy i wykorzystują ją do niszczenia podwładnych. Ci pierwsi są bowiem wymyśleni bądź zdarzają się naprawdę rzadko, tych drugich natomiast jest coraz więcej i wciąż mają się dobrze.

M.P.: Zdradzisz nam, jak przebiega proces tworzenia przez Ciebie przekonujących sylwetek morderców?

K.K.: Mordercy, tak jak inni ludzie, zazwyczaj w swoich działaniach dążą do uzyskania konkretnego celu. Pragną czegoś, potrzebują. Dlatego wymyślając – było, nie było: kluczową dla historii – postać zabójcy, staram się go zrozumieć. Co nim powodowało, jaka jest jego motywacja. Co musi albo wydaje mu się, że musi zrobić, by osiągnąć spełnienie. Później staram się spojrzeć na świat jego oczami. Wczuć się w niego czy w nią… Jak łatwo się domyślić, emocjonalnie to dość wyczerpujące zajęcie.

M.P.: O czym jeszcze chciałbyś napisać a o czym nigdy nie odważysz się napisać? Czy są jakieś granice, które boisz się przekroczyć?

K.K.: Są. Z jednej strony chcę zaskakiwać czytelnika, no i przy okazji samego siebie, przełamywać swoje upodobanie do określonych rozwiązań fabularnych, z drugiej natomiast tkwi we mnie irracjonalna obawa, że moje pisanie ma wpływ na rzeczywistość. Z tego też powodu nie sądzę, bym kiedykolwiek odważył się sportretować zabójcę dzieci.

M.P.: Czy planujesz jeszcze wrócić do pisania horrorów?

K.K.: Hm, to trudne pytanie, bo czasami sam się zastanawiam, na ile to, co dotąd pisałem, rzeczywiście tymi horrorami było… Cóż, tu można by wejść w długie rozważania o zawartości cukru w cukrze, a przecież nie o to chodzi. Choć na pewno będę przede wszystkim koncentrował się na tworzeniu kolejnych powieści, nadal od czasu do czasu piszę też opowiadania grozy. Kilka z nich czeka na publikację w antologiach.

M.P.: Poleć nam swoich ulubionych pisarzy i powieści.

Może poprzestanę na samych autorach, dobrze? Kathe Koja, Jonathan Lethem, Lucius Shepard, Jack Ketchum, Kurt Vonnegut Jr, no i oczywiście Michał Bułhakow.

M.P.: Jakie masz plany na przyszłość? Kiedy możemy się spodziewać Twojej nowej powieści?

K.K.: Moja dziewięcioletnia córka wymyśliła ostatnio wierszyk: „Kto ma plany, ten będzie w tyłek kopany”, co chyba całkiem nieźle odzwierciedla kwestie związane w planowaniem w obecnej sytuacji… Tym niemniej, moja następna powieść – „Kobiety, które nienawidzą” – ma ukazać się już pod koniec maja nakładem wydawnictwa HarperCollins. I tej wersji będę się trzymał.

Rozmawiała: Magdalena Pioruńska

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *