Wywiad: Tomasz Kołodziejczak

TK i MuppetyTomasz Kołodziejczak: Rocznik 1967. Debiutował w 1985 na łamach „Przeglądu Technicznego”.

Autor nowoczesnej SF, social fiction i space opery. Pisał także utwory fantasy oraz fantastykę humorystyczną. Kilkakrotnie nominowany do Nagrody im. Janusza Zajdla (ostatnio w roku 2006 za opowiadanie „Piękna i graf”), zdobył ją w roku 1996 za powieść „Kolory Sztandarów”. Jest trzykrotnym laureatem Śląkfy i wielu innych wyróżnień literackich i komiksowych.

Był redaktorem, publicystą i wydawcą w pismach „Voyager”, „Feniks”, „Magia i Miecz”, oraz w programach „Fantastykon” i „Magazyn Fantastyki Radia Wawa”. Od 1995 roku pracuje jako redaktor naczelny największej dziecięcej gazety w Polsce – tygodnika „Kaczor Donald”.

W czerwcu 2010 r. wyróżniony przez Bogdana Zdrojewskiego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Lubi koszykówkę, interesuje się polityką, astronomią, historią. Żonaty. Dwie córki. Dwa koty.

M.P.: Jest Pan jednym z czołowych twórców fantastyki w Polsce. Wielokrotnie gościł Pan na konwentach oraz je organizował. Po okresie chwilowej nieobecności powraca Pan teraz do konwentowej aktywności. Co się zmieniło? Czy to zasługa sukcesu „“Czerwonej mgły”? A może zapowiedź wydania kolejnych powieści?

T.K.:Rzeczywiście moja największa aktywność pisarsko-fandomowa do końcówka lat 80-tych i lata 90-te. Wtedy organizowałem konwenty, pisałem sporo publicystki, wydałem kilka książek. Potem pochłonęła mnie działalność zawodowa – wydawcy komiksów dla dzieci i dorosłych w Egmoncie. Przez 17 lat prowadziłem tygodnik „Kaczor Donald”, uruchomiłem pismo „Świat Komiksu” i całą linię wydawniczą „Klub Świata Komiksu”. Myślę, ze wraz ze współpracownikami z Egmontu, zrobiliśmy kawał dobrej roboty dla rozwoju rynku komiksowego w Polsce. Ale praca na pełnym etacie, z przyczyn oczywistych, zmniejszyła moje zasoby czasu, energii i mózgownicy, które mogłem poświęcić na pisanie. Jednak nawet w pierwszej dekadzie tego stulecia ukazywały się moje nowe opowiadania, publicystka, komiksy z moimi scenariuszami. Rzeczywiście jeździłem mniej na konwenty stricte fantastyczne, bo z przyczyn zawodowych odwiedzałem imprezy komiksowe i międzynarodowe targi książki – na kolejne podróże brakowało czasu.

KOLODZIEJCZAK_CzerwonaMgla_2DM.P.:“Czerwona Mgła” to zbiór opowiadań osadzonych w świecie Pana wcześniejszej powieści “Czarny Horyzont”. Poza nowymi opowiadaniami pojawiają się w niej także teksty, które są już dobrze znane Pana czytelnikom, jak chociażby „Piękna i Graf”, opowiadanie nominowane do Nagrody Zajdla w 2006r. Dlaczego zdecydował się Pan na takie rozwiązanie? Czy to próba uporządkowania przedstawionego uniwersum?

T.K.: Uniwersum zaczęło powstawać niemal 10 lat temu, pierwszym tekstem był „Klucz Przejścia”, w którym próbkowałem możliwości, jakie daje rzeczywistość przyszłej Polski, z miksem fantastyki, historii, magii, technologii. Uznałem świat za rozwojowy i zacząłem lokować w nim kolejne opowiadania. Zebrane teraz, wraz premierową mikropowieścią „Czerwona Mgła”, stanowią po prostu pierwszy tom opowieści o przygodach geografa Kajetana Kłobudzkiego. „Czarny Horyzont” można czytać jako samodzielną książkę, ale nowym czytelnikom polecałbym raczej rozpoczęcie zwiedzania mojego uniwersum od „Czerwonej Mgły”.

M.P.: W wywiadach zapowiadał Pan kontynuację losów Kajetana, głównego bohatera “Czarnego Horyzontu” oraz “Czerwonej Mgły”. Czy może nam Pan już teraz zdradzić nieco więcej z tych planów? Czy wyklarowały się Panu wybrane wątki? Osobiście najbardziej ciekawi mnie jak elfy znalazły się w Polsce…

T.K.: Zacząłem tworzyć nową powieść – jej akcja będzie się dziać po „Czarnym Horyzoncie”. Nie chciałbym zdradzać szczegółów, tym bardziej, że to początek pracy i wiele wątków i pomysłów będzie mi się na pewno w trakcie pisania zmieniać i rozwijać. A planuję powieść zdecydowanie grubszą niż „Czarny Horyznot”, kilkuwątkową, z szerszą perspektywą. Obok znanych bohaterów pojawią się nowi, wiele tajemnic mojego uniwersum zostanie wyjaśnionych. Taki przynajmniej jest plan.

113852_czarny-horyzont_300M.P.: Pozostając w temacie literatury, czy pamięta Pan jeszcze swoje pierwszy pisarskie próby? Czy teraz miałby Pan odwagę przedstawić je teraz szerszej publiczności?

T.K.: Ja tę próbę przedstawiłem :). W informatorze warszawskiego Polconu, bodajże w 1999, opublikowano – jako żart oczywiście – opowiadanie, które napisałem w wieku 10 lat. Kompletna grafomania. Jako dzieciak ciągle coś pisałem – opowiadania, scenariusze filmów, reguły gier planszowych. Mój debiutancki tekst, opowiadanie „Kukiełki” (1985), zacząłem pisać jako 15-latek, potem je wielokrotnie przepisywałem, poprawiałem, pastwili się na nad nim skutecznie moi starsi koledzy z Klubu Tfurcuf (Jarosław Grzędowicz, Rafał Ziemkiewicz), w końcu wysłałem je Maciejowi Parowskiemu, do „Fantastyki”, a on puścił je w „Przeglądzie technicznym”. Debiutowałem jako 17-latek, jeszcze w klasie maturalnej. Gdybym szykował teraz jakąś wspominkową antologię moich tekstów, to „Kukiełki” by się w niej znalazły – to klasyczne, prasowe opowiadanie SF, nie za długie, jednowątkowe, z puentą. Takie teksty pisało się wtedy do popularno-naukowych pism typu „Młody Technik” czy „Problemy”, które przeznaczały ledwie kilka stron na science fiction.

M.P.: Jest Pan laureatem wielu prestiżowych nagród w tym Nagrody Zajdla za “Kolory Sztandarów”, a w 2010 r. został Pan uhonorowany odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej. Jak Pan postrzega te nagrody z perspektywy czasu? Jak wpłynęły na Pana twórczość i podejście do literatury?

T.K.: Lubię być laureatem nagrody im. Janusza Zajdla. To wciąż – niezależnie od dyskusji, które się na jej temat toczą – najważniejsze środowiskowe wyróżnienie, znak, że czytelnicy zauważają i doceniają twórczość autora. Przyjemnie jest doświadczyć takiego uznania. Na dodatek jestem miłośnikiem prozy samego Zajdla, więc nagroda jego imienia to dla mnie zaszczyt. A poza tym (nie wiem, czy tak jest nadal) kiedyś laureaci Zajdla dostawali gratisowe akredytacje na Polconach :).

Wyróżnienie z ministerstwa związane było z moją działalnością wokół kulturalną – wydawaniem pisma „Voyager” i antologii polskich komiksów, promocją fantastyki i komiksu w mediach, organizowaniem konwentów. Zawsze fajnie takową odznakę otrzymać, a ma to znaczenie nie tylko dla mnie, ale i dla całego naszego środowiska. To dobrze, że czynniki oficjalne dostrzegły, że komiks i fantastyka to nie jest jakaś tam podkultura dla półgłówków i małolatów, tylko pełnoprawny język wyrazu artystycznego. W ostatnich latach takie wyróżnienia otrzymało zresztą więcej twórców i animatorów z naszej branży.

M.P.: Jest Pan również mocno związany z mediami, min. tworzył Pan program telewizyjny oraz audycję radiową, poświęcone fantastyce. Czy ma Pan w planach kolejne medialne projekty? Nie myślał Pan nigdy o swoim własnym medium internetowym bądź papierowym? Ma Pan bardzo bogate doświadczenie w tej dziedzinie…

T.K.: Wciąż zdarza mi się występować w radiu i TV – jako pisarzowi, jako wydawcy komiksów, jako znawcy kultury popularnej. Ale stałego powrotu nie planuję – wciąż pracuję zawodowo w wydawnictwie Egmont. Internet? Kusi nas z kolegami z Klubu Tfurcuf, żeby po raz 5. odpalić fanzin „Fantom” (poprzednie 4 edycje ukazywały się – z długimi przerwami – w latach 1984-2001), i pewnie byśmy to robili już w Internecie. Ale na razie nie ma decyzji, czy się za projekt zabierzemy.

M.P.: Zawsze byłam ciekawa skąd u studenta mechaniki precyzyjnej wzięło się literackie zacięcie, który w dodatku debiutował w “Przeglądzie Technicznym”. Czy Pana wykształcenie wpływa na Pana twórczość?

T.K.: Musi Pani pamiętać, że ja rozpoczynałem swoje zawodowe życie w realiach PRLu. Nie istniał wolny rynek wydawniczy, działała cenzura. Żeby wykonywać różne zawody – trzeba było mieć stosowne papierki. Byłem nastolatkiem, którego fascynowało wiele dziedzin – fantastyka i historia, astronomia i biologia, fizyka i archeologia. Nie miałem problemów z pisaniem wypracowań, ale też – z rozwiązywaniem równań różniczkowych. Chciałem pisać, chciałem być dziennikarzem, ale nie interesowało mnie uprawianie komunistycznej propagandy, czym zajmowali się dziennikarze w normalnych mediach. Więc wymyśliłem sobie, że spróbuję się zaczepić w jakiejś gazecie popularyzującej naukę i/lub technikę. Uznałem, że przyda się do tego dyplom inżyniera z jednej, a pisarskie umiejętności z drugiej strony. Żeby było jasne – to nie żadne kombatanctwo, po prostu przedstawiam zgrubny plan na życie w zasyfiałym PRLu końca lat 80-tych, jaki wymyślił sobie Tomasz Kołodziejczak, lat 17. Nie byłem ani oryginalny, ani jedyny – w naukach ścisłych, z natury rzeczy mniej zindoktrynowanych, znalazło sobie niszę wielu mądrych ludzi, którzy chcieli realizować jakieś intelektualne pasje, ale bez oddawania czerwonym zbyt wielkiego trybutu. Większość twórców SF tego okresu to inżynierowie albo naukowcy „ściśli”, że wspomnę samego Janusza Zajdla.

Nie bez znaczenia był fakt, że nie obawiałem się egzaminów na politechnikę, a zdanie na studia umożliwiało uniknięcie dwuletniej służby wojskowej. I jeszcze – ot, bardzo odpowiedzialne wybory nastolatka! – że na ten sam wydział szło aż 4 moich kumpli z licealnej klasy (VI LO im Tadeusza Reytana w Warszawie). I – to już odpowiedzialniejsze – że zawód inżyniera dawał jednak konkretny fach, jakby z tym pisaniem nie wyszło. No i tak sobie studiowałem na wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej (specjalność: Inżynieria Biomedyczna), a jak byłem na 3. roku, to komunę szlag trafił, przynajmniej oficjalnie. I mogłem już bez ograniczeń zająć się tym, co naprawdę chciałem robić w życiu – pisaniem, wydawaniem, organizowaniem. W 1990 ukazała się moja debiutancka książka (powieść „Wybierz swoją śmierć”), zredagowałem też antologię polskiej SF „Jawnogrzesznica”. W 1991 roku razem z Darkiem Zientalakiem uruchomiliśmy pismo z rodzimą fantastyką „Voyager”. Pisałem felietony do „Fenixa”, robiłem audycje o popkulturze w radiu i telewizji, współpracowałem z „Magią i Mieczem”. Bodajże w 1991 zorganizowałem miesięczny konwent „Lato z RPG” w warszawskim klubie „Stodoła”, potem z Pawłem Wierzbickim przez niemal 3 lata robiliśmy comiesięczne „Soboty z Fantastyką”.

Przez cały czas grałem wtedy w koszykówkę, w III lidze, w zespole AZS Politechniki Warszawskiej. No i tak studia przeciągnęły mi się do 9 lat… Uniknąłem wprawdzie wojska, ale nigdy nie pracowałem jako inżynier. Plan 17-letniego Tomka wziął w łeb, ale nie żałuję. 🙂

M.P.: Jest Pan urodzonym warszawiakiem, zafascynowanym historią i polityką, które też ściśle wiążą się z tym miastem. Czy myślał Pan kiedyś o chwilowym zerwaniu z fantastyką i napisaniu powieści historycznej osadzonej w Warszawie?

T.K.: Nie muszę zrywać z fantastyką, żeby pisać o Warszawie. W cyklu „Mgła i Horyzont” akcja wielu tekstów częściowo dzieje się w Warszawie, tak będzie i w nowej powieści. Rzeczywiście, Warszawa to moje miasto. Tu urodził się mój tata, jako dziecko przeżył Powstanie Warszawskie. Dziadkowie z dzieciakami, jak większość ocalałych, musieli wynieść się z tych ruin, które zafundowali nam w 1944 Niemcy i sowieci. Po wojnie osiedli w Gdyni, a ojciec wrócił do stolicy na studia i ponownie tu zamieszkał. Z Powstania tata pamiętał tylko migawki, ale dziadek spisał swoje wspomnienia w pamiętniku. Więc mam w historię Warszawy wgląd i historyczny, i rodzinny. Każde miasto ma swojego ducha, inne jest miejskie napięcie post-fabrycznej Łodzi; inne zasiedlonego przez wygnańców ze wschodniej Rzeczpospolitej Wrocławia; inne Poznaniaków ze wspomnieniem zwycięskiego powstania, buntu ’56, ale i przemysłu, i wielkopolskiej organizacji. Inne w Warszawie – z tablicami na murach odliczającymi liczbę ofiar rozstrzelanych przez Niemców; z corocznymi emocjami 1 sierpnia; z Powązkami wojskowymi.I jednocześnie z chaosem urbanizacyjnym, nowymi biurowcami i osiedlami, i z tym pędem typowym dla stolicy dużego kraju. Ja lubię tego warszawskiego ducha, jestem stąd.

M.P.: Prężnie działa Pan w komiksie. Min. pisze pan scenariusze do komiksów Przemysława Truścińskiego. Jak Pan wspomina tę współpracę i czy planuje Pan kolejne projekty z Panem Przemysławem?

T.K.: Z Przemkiem znamy się i przyjaźnimy od lat. Każdy realizuje dużo indywidulanych projektów, ale staramy się, co jakiś czas, zrobić coś wspólnie. Ja pisuję dla niego scenariusze komiksów, on ilustruje moją prozę fantastyczną (np. książkę „Czerwona Mgła”). Trust ufa moim tekstom, jak – sile jego plastycznej wyobraźni. Wciąż potrafimy się nawzajem zaskoczyć. Mam nadzieję, że Przemek zilustruje moją nową powieść. I że wreszcie skończymy i złożymy w album cykl komiksów historycznych, które sobie od czasu do czasu (zazwyczaj do jakichś antologii) tworzymy. To byłby dobry plan na rok 2013.

M.P.: Jest Pan osobą o wielu talentach z bardzo bogatym doświadczeniem. Czy w Pana życiu znajduje się jeszcze czas na czytanie książek? Czy jakaś powieść ostatnio Pana zafascynowała? Co może Pan polecić czytelnikom Szuflady?

T.K.: Czytam, staram się zachować w tej materii dyscyplinę. Pomaga mi fakt, że do pracy jeżdżę metrem, gdzie wygodnie się czyta. Więc oprócz tygodników politycznych pochłaniam wciąż spore ilości książek i komiksów. Lektury z lutego to: Florian Czarnyszewicz – Chłopcy z Nowoszyszek; Wacław Holewiński – Opowiem ci wolności; Terry Pratchett – Wiedźmikołaj; Fannie Flagg – Witaj na świecie, maleńka!; Batman – Trybunał sów; Rafał Orkan – Dziki mesjasz; 1493 Świat po Kolumbie – Charles Mann; Biała Gwardia – Michaił Bułhakow; Thorgal – Młodzieńcze lata, tom 1; Jeremi – 4 tomy komiksów. Wszystkie wymienione – polecam :).

M.P.: Czego możemy Panu życzyć na przyszłość? Więcej weny, pomysłów na nowe powieści, a może całkiem nowych wyzwań? Myślał Pan kiedyś o napisaniu scenariusza do filmu?

T.K.: Żebym zdołał skończyć w tym roku powieść tak, jak to sobie planuję. No i żeby udało mi się spać nieco krócej, bo oprócz czytania i pisania jestem też maniakiem wielu innych rozrywek: życia rodzinnego i towarzyskiego, gier planszowych (grywam raz w tygodniu), koszykówki (grywam dwa razy tygodniu), dobrych seriali (aktualnie: Jak poznałem waszą matkę, Big Bang Theory). Tylko doba taka krótka…

Rozmawiała: Magdalena Pioruńska

Zdjęcie: Joanna Kołodziejczak

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *