Wywiad: Marta Kisiel

Marta.KisielMarta Kisiel-Małecka (ur. 18 października 1982 roku we Wrocławiu) – polska pisarka fantasy, z wykształcenia polonistka. Zadebiutowała opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna na łamach internetowego magazynu literackiego „Fahrenheit” nr 53/2006. W 2010 roku wydawnictwo Fabryka Słów opublikowało jej pierwszą książkę Dożywocie, należącą do serii Asy Polskiej Fantastyki. Niedawno pojawiła się jej najnowsza książka „Nomen Omen”.

M.P.: Jakiś czas nie było o tobie nic słychać. Jak go spożytkowałaś pisarsko?

M.K: Cóż, najpierw pożytkowałam go na wszelkie możliwe sposoby, tylko nie pisarsko. Mniej pisarsko chyba by się nawet nie dało. Praca, dziecię, praca, dziecię, praca, dziecię… Taki mały dzień świstaka w wersji całorocznej. Ale w trakcie ciągnących się w nieskończoność sesji bujania, tulenia, karmienia i inszych form obsługi potomkini z nudów zaczęłam knuć. Mieszanie mleka – knuję. Wędrówki z wózkiem po bezdrożach – knuję. Usypianie przez czterdzieści minut – knuję. Nieplanowana przerwa w spaniu między drugą a czwartą nad ranem – też knuję. I klnę, na czym świat stoi, ale knuję. Te klimaty. Z tego knucia koniec końców wyszła cała historia, z kompletem bohaterów i tak dalej. A potem zaczęły mnie swędzieć palce, żeby może usiąść do tego komputera, postukać, wydusić to z siebie już tak konkretniej… No i masz, stało się.

M.P.: Powracasz w nieco zmienionej wersji. Nowe wydawnictwo, nowa fabuła, nowe pisarskie doświadczenia. Co zatem zostało z tamtej Marty Kisiel w nowej Marcie Kisiel? 😉

M.K.: Nierówności pod deklem, to na pewno… Takoż zamiłowanie do romantyzmu, długich zdań po wielokroć złożonych, zapętlonych i pokręconych oraz bohaterów irytujących otoczenie samym swoim oddechem. I domów. Dziwnych, strasznych domów w stanie wskazującym na zużycie. W zasadzie pomału wychodzi mi z tego motyw przewodni twórczości.

M.P.: Dlaczego nie zdecydowałaś się na kontynuację „Dożywocia”?

M.K.: Najpierw wszystko we mnie protestowało. Na samą myśl o kontynuacji aż mnie dreszcze brały. Zresztą byłam święcie przekonana, że po takim zakończeniu nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby się domagać kontynuacji. Ale chodzili za mną, męczyli, dręczyli, jojczeli i jęczeli, no i stało się. Wykrakali. Pewnego dnia przypałętał się zalążek pomysłu, jak to dalej pociągnąć. Gdy się z tym w końcu pogodziłam, Nomen Omen czekało już w bloku startowym, zwarte i gotowe. Uznałam, że to będzie dobra rozgrzewka przed drugim Dożywociem. Taka mała próba sił. Przyznam zresztą szczerze, że trochę się bałam od razu brać za kontynuację. Przede wszystkim brakowało mi przekonania co do tego pomysłu, a poza tym coś mi mówiło, że zupełnie odrębną książką zrobię unik przed bezpośrednimi porównaniami. No i sprawdzę przy okazji, czy potrafię napisać coś innego, czy może już zawsze będę „tą od Dożywocia”.

nomen.omenM.P.: O czym właściwie jest „Nomen Omen”? Dlaczego wybrałaś konwencję parodii? Mam wrażenie, że krok za krokiem doskonale drwisz sobie z horroru.

M.K.: Tam od razu doskonale…  Owszem, są w Nomen Omen takie sceny, kiedy się tą grozą bawię i wcale tego nie ukrywam, ale są też i takie, w których, jakkolwiek by to zabrzmiało, jaja idą na bok. Chociaż horrorem bym tego nie nazwała, co to, to nie. Nie piszę horrorów, nie przepadam za horrorami. Książkowe mnie nie ruszają, bo ja w ogóle – o, ironio! – rzadko kiedy reaguję emocjonalnie na słowo pisane, nie wzruszam się ani nie boję, z kolei filmowych nie oglądam, bo mi potem wyobraźnia funduje ostre jazdy. Ale grozę jako taką lubię, a to przecież nie tylko domena horrorów.

M.P.: Skąd wziął się pomysł na główną bohaterkę – Salkę (Salomeę)?

M.K.: Ha, dobre pytanie. Od czasu do czasu wpadałam do księgarni i gdzie spojrzałam, wszędzie czyhały wampiry we wszelkich możliwych wydaniach. Dla młodzieży, dla dorosłych, krwiożercze i spragnione, krwiożercze, ale na suplementach, seksowne, ale żyjące w celibacie, seksowne i rozwiązłe, mądre mądrością wieków albo stare, a głupie jak but, w luksusowych apartamentach albo w przaśnym M-3. Do wyboru, do koloru. Strach było zajrzeć do książki kucharskiej… I kiedyś zaczęłam sobie wyobrażać bohaterkę, która stanowiłaby całkowite zaprzeczenie typowej dziewoi, wprost stworzonej do skonsumowania dla takiego krwiopijcy. Ale nie taką, która strzeliłaby dziadowi w łeb z dowolnego uzbrojenia, zamiast padać mu z gracją w ramiona i wdzięcznie nadstawiać tętniczkę, tylko taką, która owszem, w te ramiona by padła, lecz tylko dlatego, że się potknęła, a przy okazji przygniotłaby dziada na amen. Albo taką, której ów dziad mógłby co najwyżej nadgarstki poobgryzać, bo do szyi już by nie sięgnął. Ewentualnie nie dałby rady przegryźć się przez warstwę izolacyjną. Do tego musiała być rudowłosa, bo ja uwielbiam rudzielce, i te ludzkie, i te kocie. A potem doszłam do wniosku, że życiowych katastrof nigdy za wiele, i jako posiadaczka zabawnego nazwiska oraz szczęśliwa jedynaczka postanowiłam ją doszczętnie pognębić w obydwu tych kategoriach.

M.P.: Twoja książka została określona jako powieść dla młodzieży. Czy zgadzasz się z tą klasyfikacją?

M.K.: Nie klasyfikowałabym moich książek pod kątem wieku odbiorcy, bo to się zawsze skończy wykluczeniem a to jednych, a to drugich. Poza tym sama bardzo chętnie sięgam po fantastykę młodzieżową, ostatnio częściej nawet niż po tę dla teoretycznie dorosłych, i nie do końca ogarniam sens takiego podziału, przynajmniej w moim przypadku. I nigdy nie piszę z myślą o konkretnej grupie wiekowej, lecz o czytelnikach ze specyficznym poczuciem humoru. Ani Dożywocie, ani Nomen Omen nie są książkami tylko dla młodzieży czy tylko dla dorosłych, choć pewne niuanse mogą młodszym odbiorcom umykać. To książki przede wszystkim humorystyczne, z wątkiem fantastycznym. Aczkolwiek Nomen Omen odbija w nieco inną stronę niż Dożywocie, miejscami ma też zdecydowanie cięższy klimat.

M.P.: Czy pisanie książek to twoje główne zajęcie? Co cię najbardziej motywuje do pisania?

M.K.: Moim głównym zajęciem są jak na razie tłumaczenia i to się raczej przez jakiś czas nie zmieni. Może nawet nigdy, kto wie? Na pisanie własnych tekstów poświęcam tylko te chwile, które wespół z małżonkiem zdołamy dla mnie wydrzeć z doby. A najbardziej motywuje mnie tłok, jaki panuje w mojej głowie. Lubię robić w niej miejsce na nowe pomysły, a przelanie ich na papier to jedyna metoda, jaką udało mi się opanować.

M.P.: Kiedy możemy się spodziewać kolejnej książki twojego autorstwa? Masz już coś w planach?

M.K.: Kiedy konkretnie można się spodziewać, tego nie wie nikt, ze mną na czele, ale następna książka już powstaje i raczej nie powinna budzić wątpliwości, czy jest dla młodzieży, czy nie. W planach mam też kolejne – często w bardzo konkretnych planach. Wśród nich, rzecz jasna, drugie Dożywocie.

M.P.: Myślisz, że „Nomen Omen” powtórzy sukces „Dożywocia”?

M.K.: Na razie staram się w ogóle nie myśleć, co zrobi ta powieść. Niech po prostu zrobi swoje, o. Bawiąc, uczy, ucząc, bawi i tak dalej. Zresztą nie wiem, czy w przypadku Dożywocia można mówić o sukcesie? Zależy, jak to pojęcie rozumieć. Owszem, dorobiło się grona naprawdę oddanych fanów, w tym takich, którzy z zapałem zarażają tą miłością kolejne ofiary, a potem dobijają je wiadomością, że książka jest od dawna praktycznie niedostępna. Tak, pod tym względem na pewno odniosła sukces, z którego jestem dumna. Mam nadzieję, że Nomen Omen też znajdzie swoich czytelników.

M.P.: Czego możemy Ci życzyć na przyszłość?

M.K.: Marzenie w zasadzie mam jedno. No, dobrze, może dwa. Głowa zawsze pełna pomysłów i czas na ich urzeczywistnienie. Reszta to jest pikuś.

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

komentarz

  1. Pani Marto nie powinna się Pani obawiać stwierdzenia „tą od Dożywocia”. Są np. tacy, którzy będą mówić „tą od Nomen Omen”, bo to będzie ich pierwszy raz z Pani twórczością. Zaznaczam tylko, że nie jest to z wyboru, bo jak już zauważono są tacy, którzy są bombardowani Dożywociem i plączą po kątach, smarkają w swój rękaw i wołają wznosząc wzrok ku niebu „dlaczego nigdzie nie ma Dożywocia!!”. Ale taki nasz los.

Skomentuj Lara Notsil Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *