Wywiad: Agnieszka Gil

IMG_1658aAgnieszka Gil – kobieta, mama, pisarka wyróżniająca się niebywałą empatią, poczuciem humoru, inteligencją i artystycznym wyczuciem. Urodzona i zakochana we Wrocławiu, autorka powieści młodzieżowych „Dziki szczaw” i „Herbata z jaśminem”. Debiutowała bajką opublikowaną w antologii „Wesołe historie”. Od bajek przez powieść młodzieżową jej kariera dojrzewa i początek 2014 roku przynosi „Układ nerwowy” – powieść skierowaną do dorosłego czytelnika. Pisarka z głową pełną pomysłów pracuje nad kolejnymi publikacjami. Organizatorka GILgotek – cyklicznych spotkań dla najmłodszych czytelników, dzięki którym skutecznie pielęgnuje w dzieciach miłość do literatury. Inspiracją do wszelkich zajęć są dzieci Agnieszki Gil – Martyna i Kacper. Internetowym zakątkiem pisarki jest jej blog – Piszę z Wrocławia (http://agnieszkagil.blox.pl/)

K.M.: 29 stycznia była Pani gościem Środy dla Autora, szufladowej akcji na Facebooku. Śledząc Pani aktywność i zaangażowanie, można było odnieść wrażenie, że jest Pani osobą niezwykle energiczną, kipiącą pomysłami, zawsze gotową do działania. Tę teorię potwierdzają również Pani codzienne zajęcia – prace artystyczne, pisanie, czytanie, spotkania z dziećmi, autorami (i przygotowania do nich), wycieczki, zwiedzanie, nie wspominając o obowiązkach domowych czy rodzinnych. Skąd czerpie Pani na to wszystko siły? Co daje taki napęd?

Agnieszka Gil: To prawdopodobnie odpowiedź na moją wewnętrzną gnuśność, z którą walczę na różne sposoby… Bo zasadniczo jestem statyczna. Ale serio – mam wrażenie, że motorem wszelkich działań zawsze były moje dzieci. Od nich zaczęło się pisanie bajek, spotkania w bibliotece, promowanie czytelnictwa u najmłodszych. Córka rosła, moje zainteresowania, choć pozostały w ramach zajęć z dziećmi w wieku 5-10 lat, również ewoluowały. Stąd kolejne utwory dla coraz starszych odbiorców. A same spotkania z dziećmi na GILgotkach – to daje potężną dawkę energii!

K.M.: Proszę opowiedzieć czytelnikom trochę o GILgotkach. Organizuje Pani spotkania dla najmłodszych w bibliotece. Każda impreza ma swój temat przewodni, dzieciaki miło spędzają czas, zdobywają nowe doświadczenia i umiejętności. Zaczęło się od spotkań w bibliotece, ale co sprawiło, że postanowiła Pani zająć się tym „poważniej”? Co te spotkania znaczą dla Pani prywatnie? Rozwijają, uczą?

Agnieszka Gil: GILgotki zaczęły się od Brombowania… Brzmi tajemniczo? Nie dla tych, którzy znają zarówno Brombę – bohaterkę książek Macieja Wojtyszki, jak i niegdyś prężnie działający serwis o książkach dla dzieci i młodzieży Bromba.pl. Na forum założonym przez redaktor naczelną tego serwisu od lat spotykają się rodzice czytający dzieciom, wnikliwie poszukujący najlepszej literatury dla swych pociech, jak i autorzy, ilustratorzy, dzięki czemu można mieć niemal żywy kontakt z ich twórczością. Tam właśnie pozazdrościłam mieszkańcom innych miast, że spotykają się ze sobą i postanowiłam zorganizować spotkanie we Wrocławiu. Na wypadek, gdyby rozmowa nie od razu nam się kleiła, przygotowałam kilka wakacyjnych fragmentów książek, kilka zabaw, zgadywanek, kalamburów – no i tak to się zaczęło.

Dlaczego trwa do dziś? Trochę z przyzwyczajenia (śmiech), a trochę dlatego, że każde takie GILgotki (od pewnego czasu zmieniłam nazwę spotkań) napełniają mnie radością i jakąś siłą. Biblioteka to magiczne miejsce, dzieci, które tam przychodzą, to nie tylko zwykłe łobuziaki rozrabiające na podwórku, ale wyjątkowe osoby, dla których ważne są światy zamknięte w książkach – razem otwieramy do nich drzwi i wędrujemy po krainach wesołych, smutnych, na serio i żartując. Jeśli to może być wytłumaczeniem, to właśnie dlatego GILgoczę już ponad pięć lat.

K.M.: Pięć lat to wspaniały jubileusz! Proszę zatem przyjąć podwójne gratulacje. Te drugie z powodu premiery (29.01.2014) Pani najnowszej powieści. „Układ nerwowy” to ciężki kaliber. Dlaczego wybrała Pani właśnie alkoholizm na temat pierwszej „dorosłej” książki?

Agnieszka Gil: Gdy pisałam pierwszą książkę, „Dziki szczaw”, poruszałam się ostrożnie w tematyce lekkiej, wakacyjnej, to była książka sentymentalna. W „Herbacie z jaśminem” odważniej poruszałam tematy trudniejsze, ale odzew od czytelników przerósł moje oczekiwania – właściwie dopiero po listach i telefonach od nich zorientowałam się, co tam było ważniejsze – nie sama historia, ale problem. Problem nastolatki funkcjonującej w rodzinie patologicznej, alkoholowej właśnie. Poszukiwanie swojego miejsca, samotność mimo ludzi wokół – bo rodzina taka jak u Kury nie dawała wsparcia, nie była wzorcem. Szukanie drogi, którą można pójść bez lęku, tęsknota za bezpieczeństwem, którego nie zapewniali opiekunowie.

Po wielu mailach i rozmowach uznałam, że warto spróbować spojrzeć na to z drugiej strony – osoby dorosłej, rodzica, który powinien zrobić wszystko, by jego dziecko było spokojne i bezpieczne, tymczasem on sam nie radzi sobie z rzeczywistością. Tak jak ojciec Kury w „Herbacie z jaśminem”, jak ojciec Gabrysi w „Układzie nerwowym”. I jak jej matka, która, choć sama nie jest alkoholiczką, ma duże trudności w ocenie rzeczywistości, bo jest uwikłana w układ alkoholowy, współuzależniona.

Współuzależnienie to problem dotykający osoby mieszkające z alkoholikami – współmałżonków, rodziców, dzieci – często nie zdają sobie z tego sprawy, mechanizmy obronne psychiki doskonale pomagają wypierać ten fakt ze świadomości. Nie wiedzą też o tym, że mogą sobie pomóc – istnieją miejsca, poradnie, w których specjaliści tym właśnie się zajmują. Pomimo dostępu do wielu informacji, choćby dzięki Internetowi, to temat może już nie tabu, ale wciąż wstydliwy. Żony ze zdumieniem otwierają oczy, bo to przecież niemożliwe, by akurat ich mąż był uzależniony, to z pewnością pomyłka… Dlatego postanowiłam przedstawić czytelnikom Magdalenę – kobietę, w której wzrasta wiara w rzeczywistość, zaczyna dopuszczać ją do siebie. I działać.

K.M.: Nie boi się Pani ataków o brnięcie w schematy (mąż pijak, żona ofiara)?

Agnieszka Gil: Nie boję się. Oczywiście, nie jest tajemnicą, że pije wiele pań. Z problemem współuzależnienia borykają się także mężczyźni, ale zwyczajnie łatwiej było mi pisać o kobiecie. A że schemat? One nie biorą się znikąd. Takie najczęściej bywa życie – ilu zna Pani mężczyzn pozostających na utrzymaniu żony, zajmujących się domem i wychowywaniem dziecka, od których żona wracająca z pracy wymaga, popijając? W mojej ocenie problem kobiet w tej sytuacji jest na tyle szeroki i ważny, że warto go zaznaczać w beletrystyce – nie każdy sięgnie po poradnik, choć na ich brak akurat nie można narzekać. W filmach, książkach wszystko kręci się wokół osoby uzależnionej. A w Polsce już od ponad dwudziestu lat istnieją poradnie dla tych, którzy mieliby wspierać małżonków w niepiciu, podczas gdy sami z trudem sobie radzą – kto o tym wie? Nie mówi się o tym głośno zbyt wiele. Szeregi kobiet mogłyby spróbować sobie pomóc, gdyby wiedziały.

K.M.: Rozumiem, że to przede wszystkim „Układ…” ma pomóc wielu współuzależnionym (żonom, dzieciom, itd.)? Ale to też powieść bardzo dobrze napisana, przemyślana pod względem literackim. Ma Pani obawy, że walory artystyczne jednak zostaną pominięte, a czytelnicy docenią jedynie terapeutyczny (i edukacyjny) charakter Pani książki?

Agnieszka Gil: Dla mnie to przede wszystkim możliwość przedstawienia problemu, oświetlenia go tak, jak potrafię, jak sama go widzę. Jeśli komuś pomoże, będzie świetnie, chociaż nie mam specjalnie misyjnych oczekiwań. Na profilu fb napisałam, że „Układ nerwowy” to powieść udająca obyczajową. Ale wszak i taka – temat trudny, jednak książki powinno się czytać dla przyjemności, nie tylko, by się czegoś nauczyć.

Dlatego mam nadzieję, że nie zostanie pominięte to, co niezbędne w literaturze, która nie ma być poradnikiem – już dostaję pierwsze sygnały od czytelników, którzy widzą i mój Wrocław, i moją pasję, jaką jest projektowanie dzianin. Dlatego właśnie oprowadzam bohaterkę po stolicy Dolnego Śląska i pozwalam jej tworzyć tak, jak sama lubię – „grać na strunach włóczki”.

Czytelnicy są różni i wierzę, że każdy, komu „Układ nerwowy” przypadnie do gustu, znajdzie tam coś dla siebie – jeden zgłębi problem i rozejrzy się wokół pod tym kątem, inny, jak moja zaprzyjaźniona już czytelniczka z Otwocka, znów przyjedzie do Wrocławia, wsiądzie na rower i tym razem zwiedzi miasto „„śladami Magdaleny”. Kolejny spojrzy na dzierganie znajomej nie jak na zajęcie archaiczne i zbędne, lecz twórcze, przypomni sobie podzwanianie drutów swojej babci czy mamy.

Może uśmiechną się przy mniej trudnych epizodach. A jak ich znam, to wysnują z powieści jeszcze więcej – mam wyjątkowo inteligentnych i spostrzegawczych czytelników!

K.M.: Pani kariera pisarska rozwija się niczym człowiek – debiutowała Pani bajką, potem były powieści młodzieżowe, teraz literatura dla dojrzałych czytelników. Czy teraz skupi się już Pani wyłącznie nad prozą „dorosłą”?

Agnieszka Gil: Mam poczucie, że moja twórczość rośnie troszkę wraz z moimi dziećmi – bajki powstawały dla kilkuletniej córki, treści dla młodzieży pojawiły się, gdy ona stała się nastolatką. Ale nie zamierzam poprzestać teraz jedynie na powieściach dla dorosłych. Teraz piszę kolejną książkę dla młodzieży, tym razem lżejszą, słoneczną i wakacyjną, choć odmienną od „Dzikiego szczawiu”. Najbardziej ucieszą się sympatyczki Leona z „Herbaty…”, bo on będzie tu jednym z bohaterów. I uciekam z Wrocławia – akcja toczy się w środku lasu, nad jeziorem Niesłysz. A i sam Leon będzie zaskoczony, bo trafi tym razem w środowisko harcerzy, które jest mu zupełnie obce. To znów coś, co kocham – wiele lat działałam w ZHP, a od kilku znów jeżdżę na kolonie zuchowe.

K.M.: Czym się różni praca nad powieścią dla młodzieży od pracy nad literaturą „dorosłą”?

Agnieszka Gil: Nie czuję zbyt wielkiej różnicy – do wszystkich odbiorców staram się pisać zrozumiale, nie skąpić synonimów i nie oszczędzać na częściach tekstu pomiędzy dialogami. Z pewnością przy pisaniu dla młodzieży muszę zwracać większą uwagę na język – literacki, oczywiście – ale powinien być taki, by młody czytelnik był w stanie identyfikować się z bohaterem. Ten więc, jeśli ma 15-19 lat, nie może używać sformułowań sprzed 30-40. Powiedzonka, język potoczny, nawet portale, z których korzysta młodzież (jeszcze kilka lat temu wejście na naszą-klasę nie było obciachem) – to wszystko sprawia, że historia i bohaterowie będą wiarygodni albo nie – młodzi czytelnicy odbierają znakomicie, czy ktoś czuje jak oni, czy przebiera się tylko w młodzieżowe ciuchy i udaje. To bywa niełatwe, ale mam wsparcie ze strony córki, więc chyba udało mi się uniknąć większych wpadek.
Pod tym względem o wiele łatwiej pisało mi się „Układ nerwowy” niż „Herbatę z jaśminem”.

K.M.: A o napisaniu jakiej książki Pani marzy?

Agnieszka Gil: O napisaniu porządnego thrillera 🙂
Chciałbym czytelnika nastraszyć – ja sama bardzo lubię się bać przy czytaniu, czekać z napięciem na COŚ. Ale na razie nie czuję się na siłach.

Za to mam w głowie gotową książkę dla dorosłych, w której wątki realistyczne splotą się z czymś z pogranicza baśni i paranormal – już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę pracę nad nią! Lecz to będzie najwcześniej w okolicach Bożego Narodzenia – wtedy lubię zaczynać kolejne książki, po odpowiednio długiej przerwie dystansującej mnie od poprzednich.

K.M.: Zdradziła nam już Pani jeden gatunek, którym się zaczytuje. Jaki jest czytelniczy gust Agnieszki Gil poza „mocną literaturą”? Książki których pisarzy stoją na półce „ukochane”?

Agnieszka Gil: Moja półka z ulubionymi to… kilka półek i kolorowych tekturowych pudeł… Ale naj– naj to Stanisława Fleszarowa-Muskat, Irena Landau, Anna Fryczkowska (mam wrażenie, że ta autorka pisze specjalnie dla mnie, traktuję jej powieści niemal osobiście, tak mi do nich blisko), Małgorzata Warda – wszytko, co kręci się  wokół prawdziwego życia, kobiecości, macierzyństwa, relacji w rodzinie, środowisku. Książki obyczajowe, dramaty, kryminały – to się czasem przenika, gatunki nie mają sztywnych granic. Często powieści młodzieżowe, jak te autorstwa Sarah Dessen czy pierwsze książki Siesickiej, Minkowskiego. To chłonę, a dodatkowo relaksuję się przy horrorach, przepadam za „Kronikami Wardstone”. Na moich półkach stoi też Chandler, Atwood, Abedi i Tove Jansson – istnieje pewna rozpiętość… A w kontekście bycia lubieśniczką „wczesnej” Chmielewskiej przypomniało mi się, że mam na koncie także opowiadanie kryminalne – z przymrużeniem oka, a jakże – nagrodzone przez Zbrodnicze Siostrzyczki.

K.M.: I na koniec muszę zapytać o pewien ważny wyraz. Tak często pojawia się w Pani twórczości, na blogu, w rozmowach z Panią: Wrocław. Jakie emocje i dlaczego właśnie takie kryją się pod tym słowem?

Agnieszka Gil: Wrocław. To jest TO miejsce. Moje. To też wiązało się z moim dojrzewaniem – gdy urodziłam dziecko, zaczęłam szukać korzeni, interesować się rodziną, określaniem siebie o wiele intensywniej niż wcześniej.
Zachciało mi się usadowić na jakiejś gałęzi drzewa genealogicznego i w jakimś miejscu na Ziemi. Miejsca, w którym urodził się mój ojciec, nie znam – pochodził ze Lwowa. Dawne kieleckie – okolice rodziców mamy – już poznałam dobrze i nie bez przyczyny akcja „Dzikiego szczawiu” rozgrywa się właśnie tam. Ale potem rodzina trafiła do Wrocławia i to właśnie jest miasto, w którym chciałabym mieszkać zawsze, nic mnie stąd nie ciągnie w świat, jedynie na krótkie wycieczki – i wracam z radością. Czuję się tu u siebie, kocham Wrocław i odnoszę wrażenie, że on też choć troszkę mnie lubi. Nie idealizuję go – w „Herbacie z jaśminem” prowadzę czytelnika także po tych mniej atrakcyjnych zakątkach miasta, ale nikt nie jest idealny, Wrocław też, jak człowiek.

A przygoda z muzeami, które sama zwiedzam, prowadzę tam dzieci, opisuję, zaczęła się przypadkiem, gdy w pracy dostałam polecenie napisania artykułu o muzeum przyrodniczym. Zrobiłam to i wsiąkłam – dawno już tam nie pracuję, a zwiedzam wciąż… To uzależniające, ale do wędrówek po Wrocławiu szukam współuzależnionych, także wśród czytelników 🙂

K.M.: Serdecznie dziękuję za miłą oraz bardzo inspirującą rozmowę. Życzę wielu, nie tylko literackich, sukcesów.

Rozmawiała Kinga Młynarska

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *