Wölund – kowal o mrocznym sercu

Dziś znów o bohaterze z pogranicza światów, który w zależności od opowiadanej wersji, stawał się krasnoludem, elfem lub człowiekiem. Podobnie jak Andvari nosił wiele imion – zwano go Wölundem, Waylandem lub Wielandem. Najprawdopodobniej to postać z dawniejszej warstwy wierzeń, wyparta z ludzkiej pamięci przez nowych bogów – z Odynem, Thorem i Lokim na czele. Przetrwały tylko okruchy opowieści na jego temat, które dziś spróbujemy uporządkować.

Losy Wölunda zostały opisane w „Pieśni o Wölundzie” („Völundarkvida”) w „Eddzie poetyckiej”. Trzej bracia – Wölund, Slagfinn i Egill wyruszyli na nartach na południe. Tam zbudowali sobie dom. Pewnego dnia natknęli się nad brzegiem jeziora na trzy piękne kobiety. Obok nich leżały suknie z łabędziego puchu. Były to walkirie odpoczywające po trudach wojennych. Bracia zaproponowali im małżeństwo i walkirie, znużone przelewem krwi i szczękiem oręża, zgodziły się na to.

Sielanka trwała siedem lat. Jednak ósmego roku tęsknota za dawnym życiem coraz mocniej zaczęła doskwierać walkiriom. Gdy bracia wyszli z domu na polowanie, kobiety podjęły decyzję i opuściły mężów.

Slagfinn i Egill ruszyli na poszukiwanie żon, ale Wölund postanowił poczekać na ukochaną w domu, wierząc, że do niego wróci. Każdego dnia oczekiwania wykuwał dla niej jeden przecudowny pierścień. Tak minęło siedemset dni.

O kowalu i jego niezrównanym kunszcie dowiedział się król Szwecji, Nidud. Wysłani przez niego wojownicy pod nieobecność Wölunda zabrali jeden z pierścieni i zanieśli swemu władcy. Nidud był oczarowany. Uznał, że tak utalentowany kowal i złotnik nie może pracować dla nikogo innego jak tylko dla króla. Zbrojni uwięzili Wölunda i osadzili na samotnej wysepce. Żeby nie uciekł, podcięto mu ścięgna, tak że poruszał się z najwyższym trudem.

Oczywiście Wölund poprzysiągł okrutną zemstę. Tylko po to, by ją wypełnić, pozostawał w niewoli, gdyż opracował już plan ucieczki. Wędrowne ptactwo gubiło na jego wysepce pióra. Kowal cierpliwie je zbierał i skonstruował z nich skrzydła, by móc w odpowiednim momencie wzlecieć w przestworza.

Niebawem na wyspie pojawili się dwaj królewscy synowie. Zazdrościli ojcu miecza wykutego przez Wölunda i chcieli mieć równie wspaniały oręż. Wölund zabił obu, następnie z ich czaszek wykonał cudowne puchary dla króla, z przemienionych zaklęciem oczu naszyjnik dla królowej, a z zębów brosze dla siostry zamordowanych – Bodwild.

Poszukiwania zaginionych królewskich synów nie dawały rezultatu. Traf chciał, że niedługo potem Bodwild złamała swój ulubiony pierścień. W tajemnicy przed wszystkimi udała się do Wölunda, by go naprawił. Kowal odurzył ją magicznym napojem, zgwałcił, a królewna zaszła w ciążę.
Zadowolony z siebie Wölund uniósł się w powietrze i odwiedził zrozpaczonego króla Niduda. Opowiedział mu o tym, jaki los zgotował jego dzieciom. Potem, nasycony zemstą, poleciał dalej w świat.

Już na samym początku „Pieśni o Wölundzie” pojawia się niemały orzech do zgryzienia. Autor napisał bowiem, że Wölund i jego dwaj bracia Slagfinn i Egill byli synami króla… Finów. Gdzie tam krasnoludom do Finów – można by powiedzieć. Jak się jednak okazuje, w wierzeniach średniowiecznych wikingów od jednych do drugich wcale nie tak daleko.
Lapończycy (Finowie), bo to o nich chodzi w pieśni, znacząco różnili się wyglądem od Skandynawów. Ciemne włosy i karnacja ostro kontrastowały z blondynami o jasnej cerze. Co więcej, Lapończyków uważano nie tylko za znawców magii (zwłaszcza tych najbardziej zakazanych aspektów jak nekromancja i przepowiadanie przyszłości), ale i mistrzów wszelkich rzemiosł. Skojarzenie z przebywającymi pod ziemią i czarnymi od sadzy krasnoludami nie jest zatem wcale tak niezrozumiałe.

Oczywiście wyjaśnienie zagadki tożsamości Wölunda nie może być takie proste. Nosi on bowiem tytuł księcia Alfów i nazywany jest ich dziedzicem. Trudno rozstrzygnąć, czy chodzi o elfy, czy o elfy ciemne (które można utożsamiać z krasnoludami). Wölund był w każdym razie uważany za władcę Svartalheimu. Z karłami łączyło go zamiłowanie do rzemiosła, niezwykły kunszt, a także typowa dla krasnoludów ułomność fizyczna.

Choć w tym przypadku trop jest jeszcze jeden. Kulawy był przecież także grecki bóg ognia Hefajstos i rzymski Wulkan. Być może Wölund także był bogiem kowalem, z czasem zdegradowanym i zapomnianym. A nie było o to trudno, gdyż rzemieślnicy nie cieszyli się wśród wikingów wielkim poważaniem. Nie mieli nawet prawa głosu. Trudno też nie skojarzyć Wölunda z Dedalem, także uwięzionym przez króla i uwalniającemu się dzięki skonstruowanym przez siebie skrzydłom.

W tradycji anglosaskiej Wölund znany pod imieniem Waylanda był przede wszystkim twórcą magicznych mieczy, a wśród nich tego najsłynniejszego – Ekskalibura. Przypisywano mu także wykucie Durandala, miecza Rolanda i Grama, którym Sigurd z „Pieśni o Nibelungach” zabił smoka Fafnira.

Motyw siedmiu mieczy Waylanda został wykorzystany w jednym z moich ulubionych seriali -„Robinie z Sherwood” Richarda Carpentera. Co prawda, miecze nazywają się tam nieco inaczej i ich zebranie służy innym celom, niemniej odcinek „Miecze Waylanda” jest godny obejrzenia i ma znakomity klimat. Echa legendy też są tam widoczne. Albion, ostrze powierzone pieczy Robina, to według słów Herna Myśliwego miecz, który łączy w sobie moc światła i ciemności.

Ową dwoistość wykorzystał także John R. R. Tolkien, konstruując na wzór mitycznego Wölunda postać Eola zwanego Ciemnym Elfem. Eol przyjaźnił się z krasnoludami i to od nich nauczył się wiele o obróbce metali. W przeciwieństwie do innych elfów kochał mrok, był małomówny i porywczy. Ostatnim jego czynem, zanim został strącony w przepaść, było przeklęcie własnego syna.

Podobnie jak Wölund niechętnie dzielił się swymi darami, a przynosiły one ze sobą nieszczęście. Działo się tak, gdyż zachowały w sobie cząstkę mrocznej duszy twórcy. Jego najsłynniejszym dziełem był miecz Anglachel, zwany potem Gurthangiem („Żelazo śmierci”). Przyniósł on przekleństwo i śmierć swoim nowym właścicielom.

Jak widać, dary nieszczerze podarowane, zawsze czynią więcej szkody niż pożytku. I w życiu, i w mitologii.

Barbara Augustyn

About the author
Barbara Augustyn
Redaktor działu mitologii. Interesuje się mitami ze wszystkich stron świata, baśniami, legendami, folklorem i historią średniowiecza. Fascynują ją opowieści. Zaczytuje się w literaturze historycznej i fantastycznej. Mimowolnie (acz obsesyjnie) tropi nawiązania do mitów i baśni.

komentarz

  1. Dla ciekawskich – miecz Albion w pierwszym sezonie Robina wygląda inaczej niż na przedstawionym kadrze z serialu. Dopiero w drugim sezonie na głowni pojawia się nazwa miecza a jelec nie jest już ozdobiony kamieniami szlachetnymi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *