SZUFLADA poleca:
Jest tak mało rzeczy,
którymi warto się martwić
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa,
chociaż nigdy nie wierzyłem,
że szczęścia może być aż tak wiele.
Może nie trzeba być aż tak obowiązkowym?
Nie trzeba w wakacje tyle czasu poświęcać na francuski.
Może nie trzeba aż tak bardzo wierzyć mediom?
Wszystkie wojny toczą się za morzami,
a jeżeli bliżej to i tak co najmniej
trzy przecznice od nas i nas nie dotyczą.
Życie nie jest aż tak skomplikowane.
Ludzie mordują się z powodów politycznych,
a nie z powodów osobistych.
To nic osobistego,
mówi zabójca do swojej ofiary
strzelając jej w czoło.
Tak, życie i śmierć są dzisiaj tak mało skomplikowane,
że Szekspir nie miałby o czym pisać.
Nadeszły czasy Tarantino,
Bergman odchodzi do lamusa.
Dziennikarzy bardziej intrygują krwawe plamy na asfalcie,
fragmenty ludzkiego mózgu na ścianie kamienicy
niż przyczyny krwawienia i stan umysłu zabójców.
Cieszę się jednak, że jesteś tak szczęśliwa,
chociaż nigdy nie wierzyłem,
że szczęścia może być aż tak wiele.
Pamiętaj, że są też takie kwiaty,
które pachną dużo gorzej niż chwasty.
Jest tak mało rzeczy, którymi warto się martwić.
Chętnie uległem obietnicy
Na czterech krańcach świata
zabłądziłem między
setkami kolorowych reklam
dilerów wszelkiej pomyślności,
utopijnych kaznodziejów
sprzedających życie wieczne
z gwarancją na trzy lata.
Utkwiłem na dłużej
między obietnicą
wiecznie lśniącej skóry,
niesiwiejących włosów oraz
nieprzemijającej młodości
i miłości.
Jak chętnie uległem fałszywej
obietnicy spełnienia pragnień,
obietnicy, że nic się nie stanie.
Rzucony na pastwę niezliczonych transparentów
gwarantujących bezpieczeństwo,
dodatni bilans szczęść i nieszczęść.
Łatwo uwierzyłem, że zawsze
będę robił z przyjemnością
tylko to, co naprawdę lubię.
Teraz, liżąc rany,
usiłuję oddzielić ziarno od plew,
sens życia od jego bezsensu,
odrobinę szczęścia od bezmiaru nieszczęść
i próbuję robić to
co choć trochę daje radości.
Przestałem naiwnie wierzyć
w transparentne reklamy
i w życie wieczne.
I w miłość.
Istotność postulatywna – jaźń
zakrywam okno
półprzezroczystym papierem
aby światło ulicznych latarni
nie wpadało zbyt nachalnie
pod powieki mojej duszy
kontroluję przepływ informacji
ze świadomości do nieświadomości
(a może odwrotnie)
zaklejam starannie
świetliki umysłu
pożółkłymi gazetami
zadrukowanymi jednostronnie
niezrozumiałym bełkotem
oczy wyobraźni
zaklejam półprzezroczystym plastrem
by migotliwy infantylny blask
tendencyjnie spłaszczonego telewizora
nie upośledzał osi
wokół której organizuje się
moja struktura psychiczna
nie przeciwstawiam się materii
jednak drzwi otwieram tylko w niedzielę
aby usłyszeć harmoniczny dźwięk
dzwonków liturgicznych
poczuć zapach kadzidła
usłyszeć
nie wódź nas na pokuszenie
pozwól być
rzeczywistym podmiotem
ostatecznym celem
Dziwnie splątane coś
na betonowym bruku…
wieczorem
kiedy ustał deszcz
padający tego dnia
od rana do popołudnia
szedłem bulwarem
w stronę zachodzącego słońca
myślałem że to kawałek kory
z drzewa poznania dobra i zła
który spadł z pochmurnego nieba
razem z deszczem metafor
na betonowy bruk bulwaru
potem zrozumiałem
że to urwane skrzydło
upadłego anioła
ależ musiało boleć
kiedy ugodzony ostrym grotem
czyichś słów na wiatr wypowiedzianych
przez byle kogo
byle jak
byle gdzie
spadał w dół
bez nadziei
błąka się teraz zbrukany
bez skrzydeł
bosymi stopami
po ziemi
między nami
grzesznikami
Skórki z pomarańczy
chleb oliwa pomidory
ser kozie mleko
i wino
oto nagroda
dla wytrwałych
usiądź z nami
jadła nie zabraknie
głód i pragnienie
najpewniej nasycisz
czy tego szukasz żebraku
ruszając w drogę
z takiej zwykłej ludzkiej potrzeby
jedzenia chleba
do obiecanej w przepowiedni
krainy dostatku
nie wybrzydzaj
nie wybrzydzaj
skórki z pomarańczy
resztki z pańskiego stołu
słodkie są
póki ich z głodu
kraść nie trzeba