SZUFLADA poleca:
nadzieja z fusami w tle
mówiłaś to pewna metoda na boku
wygięty horyzont męczył paralaksą harcujących pieprzyków
nad pośladkami zawirował tribal
w zachłannych palcach
truchlały kokosowe wiórki
przed upadkiem z szerokiego brzucha
szalonym zjazdem do chybotliwych łupin
po orzechowym miesiącu
uschnął lubczyk do pierwszej kąpieli
pępek postawił w szpic
dumny i pewny byłem
że on nie zabierze
twojej urody
(z tomiku „Pociągi osobiste”)
…
gryzonie w różnych kolorach
na szelaku z czerwców wypaliły się ślady
niejasnych kręgów
Hansa myli z Hermanem
aż w łazience ktoś pisnął
o hamulcach
na wydechu trzeba strzelać
bo w innym przypadku kolejny raz
Rudemu przytną lufę
w dłoń na pohybel obrazowi
za efekt czerwonych oczu
od błysków chorują spawacze
pustej flaszce adieu!
do odzysku jeszcze kropla pod prysznicem czeka
z różu na pąs zamieniona
ulubiona myszka
(z tomiku „Pociągi osobiste”)
…
po niej
mały obrazek
raptem ćwierć metra
soczystej natury
z czerwonych winogron
nie zrobisz rodzynek
zawsze będą pękate
pod twardą żywicą
z papierosem przy herbacie
zagramy w kości
odpocznę
od nieustannych myśli
zawsze coś wycieknie
na zewnątrz
(z tomiku „Pociągi osobiste”)
…
pregnant silence
nieprzypadkowo szukam
z poczuciem winy
spóźniony po brzegi
pełen diabelskich myśli
a ona cholernie upierdliwa
wita pustym konfesjonałem
schowana w złotym sejfie
pod czerwoną lampką stand by
przez dziurkę podgląda
pokutę czyniące
madonny pierwszego rzędu
zagłuszają fałsz ostatnich
na czas podniesienia
zamknie im usta
w wymownej chwili
(z tomiku „Pociągi osobiste”)
…
krótki sen o cesarzu
zażądał bym oddał mu wszystko
słowem przeniknął skórę
aż do zwichrowanego rdzenia
lecz krew się burzyła
w symbiozie z kompleksami
gęstniała marmurowa faktura
papierowych tapet
już miałem je ciąć na fale
i utopić wawrzynowy wieniec
gdy ze zdobycznej muszli
wyciekło rżenie
konsula
…
chmury w przyprawach
na Grodzkiej spadł deszcz
nagle zrobiło się głośniej
od odbitych kropel
pod kieszonkowymi pelerynkami
zgęstniała atmosfera
między wypolerowanymi rzeźbami
zmieszana marmurowym chłodem
uciekała z chamsinem
spod sarkofagu
szczerzył zęby wypchany kot
kiedy chwyciłaś dłoń
zniknęła grawitacja
otwarło któreś tam niebo
z podarowanymi chmurami
na kredowym papierze
chodziliśmy po wodzie
przyprawieni powietrzem
w torebce zmieściłaś maj
z cumulonimbusami
i bułgarskim pieprzem
…
pod poduszką
założyłem się z nim o koniec
a on poczęstował kobietą
w maju pękały kasztany
ze śmiechu
wyplute smoczki moczyłaś w cukrze
sny uciekały poza granice
tetrowych pejzaży
na cztery talerze zagrała muzyka
w podarowanej szafie
żołędziom spadły czapki
a pod poduszkami szukały się dłonie
w tęsknocie
za jesienią