SZUFLADA poleca:
***
wieczność
to taka krótka chwila
błysk
kiedy nie wiemy co zrobić z dzisiaj
plącze nam się gdzieś pod nogami
usiłując wrócić do wczoraj
wieczność
olśnienie
nie trwa dłużej niż nasze życie
poza nim
niema i patetyczna
żałosna
niczym banał zagląda nam przez ramię
próbując stać się jutrem
po cóż dano nam wieczność
iluminację
tę denerwującą myśl o wszechrzeczy
której pojąć nie sposób
kpina
szyderstwo
po co nam oczy nią mydlą
kiedy my wobec niej
mikroułamkiem
nanosekundy
ach głupstwem wspomnienia niewartym
więc cóż nam do niej
a jej
do nas
***
kto z was
ociemniałych
na niewiarę
na stąpanie po kruchej skorupie lodu
niereligii
na nieukłony zimnym posągom
na próbę powiek otwarcia
poważyłby się
kto z was
nierozumnych
klątwę niemodlitwy
orzeźwiający powiew nieznanego
potępienia pocałunek
dumne zadarcie oczu
i w głąb gwiazd przeszłości wejrzenie
miast gryzących oparów kadzideł wdychania
zaklęć mamrotania
rozpaczliwych usiłowań bełkotu ksiąg świętych pojęcia
wybrałby
któż z was
o własnej nieomylności przekonanych
na gwoździ wyjęcie
palcem dotknięcie
wahanie
zdziwienie
zapytanie
i odpowiedzi domagania
ośmieliłby się
lecz nie za sto lat
lecz dzisiaj właśnie
i jeszcze cudu dla Hawkinga
który za zasłonę tajemnicy zajrzał
czy ktoś z was
oszukanych
na niezgodę
protestu okrzyk
najbardziej nieśmiałego choćby
na szaleństwo
na zatracenie
na nieboga
porwałby się
pytam was
niemyślących
dlaczego kornie głowy zwieszać musicie
na kolana padać
dlaczego w bojaźni tkwić macie
i nieTomaszami być
dlaczego
***
już mnie nie ma
Livonio
a może jeszcze nie
nikt mnie jeszcze nie wymyślił
albo wymyślił i skreślił
starł wymazał
wykorektorował
ja
to nie ja
to jakiś zupełnie inny głupiec
nie znałaś mnie
a ja nie spotkałem ciebie
tylko mi się tak wydawało
nigdy nas nie było
Livonio
i wszystko co sobie powiedzieliśmy
to nieprawda
nic takiego nie istnieje
nie ma nawet takich słów
nikt ich jeszcze nie wymyślił
albo wymyślił
ale przestraszył się
i schował głęboko
na dnie szuflady
to nie ja ciebie wymyśliłem
to ty
Livonio
***
znaleziono ją
na dnie
rumiankowego morza
utuloną
spokojną
spowitą w lepką mgłę
nie oddychała już
nie mogli wyprostować
skostniałych palców
pieszczących rękojeść
połamano więc je
znów zadając ból
nie można było pozwolić
by tak ujrzał ją świat
przemocą okryto jej nagość
czarną suknią
gwałcąc jej niemą wolność
kiedy nie mogła już się bronić
z włosów zerwano rumiankowy wianek
by nikt nie domyślił się że właśnie wzięła ślub
i różem natarto bladość jej policzków
i tak wyrwano ją z rąk małżonka
rumiankowego morza
i wrzucono w mroczną czeluść mogiły
a nad nią umieszczono epitafium
– jej definicja szczęścia
nie mieściła się w przepisach
naszego prawa –