WIERSZE: Marcin Liszkiewicz

SZUFLADA poleca:

Mr Gilbert

Pierwsza miłość

Dolino święta,

ołtarzu ofiarny,

wilgotna floro.

Rozświetlona od środka pochodnią pożądania

niechlujna Francuzko z zachrypniętym głosem i bielizną brudną,

mokry kamieniu.

 

Uśpiłaś mnie transem syreniego śpiewu,

wodorostami splątałaś jaźń.

A później zamknęłaś w słoiku

pełnym formaliny,

na czwartym roku ćwiczeń z biologii.

 

Deszczowa piosenka nie brzmi już tak samo,

deszcz to krew,

marzenia spowszedniały.

Łuska w portfelu,

oko w rosole,

pójście na targ.

*

 

trauma

zapach przypalonego mleka dobiega zza furtki

pozostawia metaliczny posmak w moich ustach – strach

oczy błagają o odrobinę snu

krogulec z wieży jest strażnikiem parku

niebo pięknie fioletowe.

 

pauza

dyskoteka w dokach, w Chelsea

nowy romantyzm – natłok myśli

lata osiemdziesiąte, lata dziewięćdziesiąte

koniec wieku

deja vu kurczowo trzyma moją duszę

bilokacja jest dla świętych

nie dla toksycznych niewolników

wciąż jesteśmy ludźmi

fioletowe niebo jest piękne.

 

usiadłem w rogu pajęczyny

oczekuję zmartwychwstania

moim krzyżem łóżko

i szpitalne jedzenie

anioł ucieka w popłochu

pozostał tylko fiolet.

*

 

mikroorganizm

Zapomniałem płaszcza, wyszedłem w niepokojący granat nocy, roztargniony

Ale wciąż to ja, ten sam charyzmatyczny lider, tak chciałbym żyć

Tak mocno

I nie uciekać już więcej w granaty i trele

Smutek można zdominować czekoladą

A potem splunąć akwarelą na nieskalaną biel duszy przechodnia

Życząc mu spokojnego dnia, w otaczającym nas smogu żarłocznych wron

Kukułki już przyleciały, zwiastują wiosnę

Radośnie pachnie deszcz, i pranie schnie szybciej

Oddając naturze ułamek niemieckiej chemii

Akceptuj mnie jeszcze, byle do lata

A potem kominem puść

Pierwszym jesiennym rozpaleniem wyobraźni.

*

 

Spisz

Utrudzona dźwiganiem folkloru,

i pracą w kuchni,

sfrunęła z Pienin na moją twarz chusta;

kobieta gór.

 

Jedyny jej przyjaciel to strumień.

Cierpliwy słuchacz zachowań przemocowych.

Nie musi go adorować pasjami.

Po prostu jest.

 

I zanoszą się płaczem, gdy brakuje już łez.
*

 

Przemijanie

Aleksandro, Twój seksapil stracił na wadze.

Wstrzymał pęd czasu.

Wczoraj jeszcze kusił zapachem dni płodnych i pończoch,

dziś już tylko eutanazyj-nie drzemie;

dekadencki staruszek.

 

Aleksandro, nie jesteś sama.

Widzę Cię w biodrach Nigeryjskiej dziewczyny

zmęczonej falowaniem na cześć Pana.

W sztafecie biłgorajanek

i w mglistym wiktoriańskim suspensie,

odbitym w kropli złocistego oleju

spoconej maszyny parowej.

 

Andrzeju, powstałeś niczym Feniks z popiołów gender.

Pachniesz zachodem i rosyjskim futrem.

Tatar i schizofrenia…

Samotność cmentarnej róży.

*

 

Ckliwe wspomnienia

Kwiaty są ciche.

Uczą się omijać ludzkie emocje

w zielonych skarpetach.

Twórczy rozgardiasz

Łapczywie zajada słońce.

 

Kwiaty są głośne.

Zagłuszają hałas swoją ciszą.

Wykrzykują litanie

mrocznych przodków

mową ciała.

 

Kwiaty są darem…

…i kiedy dobro umiera w człowieku,

i w kocim orszaku opuszcza domowstwo

to tylko kwiaty

przed Trybunałem świadczą,

że ten i ta, on i ona,

kiedyś się kochali,

na kwiecistej łące narodził się dramat.
 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *