WIERSZE: Katarzyna Lisowska

SZUFLADA poleca:

Zdjęcie1-0

Krajobrazy z wojny

A kiedyś wstanę z piasku i zobaczę, że wszystkie wyspy są takie same…

I że nic się nie stało ze mną… Z budynkami na horyzoncie drgającymi…

Jak przestrzelone ruiny miast… Murów…

Od wojny, jaka toczy się nie tu…

Kiedy uniosę oczy… I spojrzę… I zobaczę błyskawicę…

Kul grat, który wpada w ziemię, słupy ognia…

Kiedy przejrzę… Przez połamaną taflę szkła w oknach…

Jakich już nie ma…

Kiedy uniosę dłoń swą wysoko…

Kiedy uniosę dłoń…

Kiedy spojrzę…

Oderwę się od piasku…

Kiedy sen skończy się dobrze…

Kiedy wybiegnę…

Z ognia…

Z popiołu wstanę…

Z kurzu się wyłonię, zawołam…

Że ja nie chciałem wojny…

Ja człowiek urodzony pośród książek,

których nie miałem czasu przeczytać…

Stały się wilgotne, pożółkły…

Moje dłonie jak papier, twarz – poprzecierane…

Wszystko… Białe…

Kiedy spojrzę… Obudzę się z tego snu…

Zapytam najpierw z pewnością o ludzi, co się z nimi stało…

Dlaczego walczą…

Dlaczego odbijają się im karabiny w oczach…

Dlaczego dzieci wołając „mamo” rzucają granatami, które ktoś im wciska do ręki…

Zapytam, co się stało ze światem…

Dlaczego znowu płonie…

I będę słuchać ciszy, która nastaje…

Będę jej długo słuchać…

Świat będzie niemy jak z obrazka…

Będę krzyczeć… Milcząc…

Będę zasypiać…

Jakby spadając…

Jak wieżowiec…

Będę potem długo krążyć nad ziemią

szukając pustej przestrzeni, nie wyrytej przez bomby…

Będę szukać długo, aż opadnę z sił…

Tych drzew roztrzaskanych nie ze snu…

Tych pejzaży domów, horyzontów, kościołów…

Muzeów – miały być wieczne…

Autyzm

 

Autyzm to ambicja Boga.

Kreśląc znaki na szybie

patrzę w światła latarń,

jakie są układem, zataczają krąg.

Wolontariat przebiega dobrze.

Marcin ma obsesje – pije ciągle Coca colę.

Kolekcjonuje puszki, układa z nich zamki na stole.

Marcelina rysuje koła. Nic więcej nie umie.

Damian nauczył się kilku słów w języku angielskim, ciągle je powtarza.

Tomek płacze, kiedy nie ogląda na okrągło swojej ulubionej kreskówki.

Wszystkim trzeba pomagać, ubrać się, nakarmić.

Występują często upośledzenia sprzężone.

Przywykłem

 

Do ciemnych ulic wielkich miast – przywykłem.

Przywykłem do domów z betonu.

Przywykłem do drzew podłużnych jak wieszaki, zimą, przywykłem

do ptactwa nie do wykarmienia

i ludzi

głodnych na ulicach świata – przywykłem.

Mówię o sobie – ja, człowiek.

Czas uciszy się

 

To takie ważne, by pamiętać.

By pamiętać to wszystko, co się zdarzyło, żeby wiedzieć,

czym jest cyklon i jakie znalazł zastosowanie.

Dzieci uczone są tego w szkołach.

Byliśmy niewiele starsi od dzieci, jakie pokazywano nam w Oświęcimiu.

Patrzyliśmy jak w lustro w wychudzone, nagie ciała dzieci,

na jakich przeprowadzono eksperymenty.

Szukaliśmy na korytarzu fotografii żyjących więźniów,

jakich znały nasze rodziny.

Nie znaleźliśmy kosmyka koloru na włosach,

o jakich pisał Różewicz w naszych książkach do języka polskiego,

burząc ład i spokój ludzkiego świata, jaki był od naszego zawsze do życia,

szczęścia i kochania.

List polecony do Pana Cogito

 

Szanowny Panie Cogito,

niepokoi mnie Pana nieobecność w świecie ludzi.

Co Pan robi, kiedy Pana nie ma?

W ciszy jak łódka złożona z dłoni położony

odpływa Pan uśmiechając się – szepcze jeszcze światu do ucha:

„Panta rhei”.

Szanowny Panie Cogito, choć staram się do Pana pisać

poezją na skraju prozy jak wiosną na przełomie lata – zapewniam Pana,

wszystkie rzeczy mają się w świecie dobrze.

Panuje wszechobecny chaos, by ciągle

można było stwarzać z niego nowy porządek.

Tak, wojny wciąż trwają, pochłaniają nowe żywoty.

Kiedy się skończą? Och, Panie Cogito, czy Pan żartuje z takich kwestii?

Oczywiście nigdy, wojny są stare jak świat.

W Europie wybuchała nowa wojna pod Pana nieobecność.

Wiem, to brzmi strasznie.

Poeci są potrzebni, wciąż rodzą się nowi,

ale wie Pan, jak jest z poezją.

Biją na alarm wszystkie strofy,

pękają wieże z ludzkich kości.

Tak, nic nie da się zrobić.

Proszę się wygodnie rozłożyć na kozetce czasu,

wyciągnąć na wszystkie strony

i odpłynąć do pełni, gdzie nasze przeznaczenie.

Gdzie nasze przeznaczenie?

Co z moim głosem wewnętrznym?

Sumienie ma się dobrze.

Świecą jego nagie ściany pustką.

Tak, drzwi zostały szczelnie zamknięte,

by słońce nie wypaliło białych plam na ścianach do reszty.

I tak pękają na połowę.

Wszyscy poeci mają się dobrze,

żywi, nie narodzeni i martwi,

choć te dwie ostatnie kategorie…

Są jak słońce i deszcz, które zmierzają w swoją stronę.

Brakuje do spotkania tylko tęczy.

Nowi wynurzą się ze starych genów,

jakie w grobie złożone.

Jesteśmy ciągłą transmisją danych.

Panie Cogito, widziałam wczoraj na ulicy o zmroku twarz

jak Pana. Wynurzyła się z pięści latarni,

wydłużała jak kot, zbiegła wreszcie po ulicy

i zniknęła za oświetlonym pełnią księżyca szerokim domem.

Tam był las z topól.

Ludzie chodzili z rzadka.

 

 

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *