WIERSZE: Justyna Chwiedczenia

SZUFLADA poleca:

10614270_937493312934512_5861178352628070188_n

zajesieniam

się tego lata

na zapas ze

śliwką węgierką w słoiku

i soczystym pomidorem

jeszcze ciepłym słońcem

 

zajesieniam

się świeżą figą

na kromce chleba

i sokiem z granata płynącym

po dłoniach wprost na bose

jeszcze letnie stopy

 

a już gotowe

na zziębnięte liście

kocie łby śliskie łzami nieba

 

zajesieniam

się na zapas

bo mało mi nocy i świtów

bo mało mi miast

i ciebie

 

 

Zdjęcie Ojca

w moim

rodzinnym domu

puste zeszyty jak ptaki

szykujące się do lotu

wyrwane kartki

plamy atramentu jak pocałunki

ślady łez i okruchy wspomnień

szuflady syte złudzeniami

 

a jeszcze wczoraj

zeszyty tłuste od spisanych słów

dzisiaj zapełniają przestrzeń

o której nikt nie marzy

nie pamiętam

ile to już lat

kiedy ciebie nie ma

nie pamiętam

kiedy ostatnio było mi

tak zimno

 

 ***

rozwarstwiam się

w twojej kawie porannej

kwaśnieję jak dżem

na śniadaniowych tostach

bez cukru bez życia

odkładasz mnie

na później bo

nie smakuję ci już jak wtedy

chowam się pod językiem

jak pastylka na

niestrawność

gorzka jestem i nic ze mnie

nie zostaje na wczoraj

 

Nieba kazimierskie

A jednak nie patrząc przed siebie

można przegapić te wszystkie

kamienie dni i nocy

zapomnianych

niewystarczająco długich by można

było nacieszyć się sobą

miastem, oddechem gdzie

nasze kroki nie milkły i wciąż pamiętam

jak mówiłeś, że to właśnie

to miejsce

to źródło, z którego czerpiesz moc.

Sięgam ręką i nie mogę chwycić nici

liny grubej jak mój przegub

jeszcze nie dostrzegam wszystkich znaków

ale będę tu

kiedy ty będziesz pewien, że wszystko

skończone. Jak lato.

Jest definitywnie za nami.

 

Kazimierz Dolny, październik 2014

 

***

zdarzają nam się

wspólne historie

dotykamy się czasem

mijamy na drodze pełnej

mydlanych baniek

kiedy ja gram w klasy

Ty usiłujesz naprawić

stary rower

i znów odprawiamy poranne rytuały

bo poranki są najintymniejsze

o świcie mogę ci szeptać

o okropnościach wojen

o zwierzętach które jeszcze

chciałyby żyć

o zawiści i polskości i zielonych jabłkach

kwaśnych i soczystych

które zrywaliśmy w Kazimierzu

z ogrodu sąsiada

kiedy nie patrzył

 

wszystko robimy kiedy nikt

nie patrzy

zupełnie

jakby nas nie było

 

Antropologia codzienności

jak żyć poezją
kiedy zupa bulgocze na gazie
kiedy kurz wciąż zbiera się na książkach
kiedy ten i tamta zza ściany znów wszczynają awantury
bo ktoś komuś coś powiedział
jak żyć poezją
kiedy kaloryfery wciąż zimne
a za oknem deszcz
i słońce już nie sięga parapetu
kiedy dziecko sąsiada z trudem
ciągnie za sobą plecak wypchany bezużyteczną wiedzą
jak żyć poezją
kiedy dookoła śmiechu jakby mniej
a wszystko się dzieje w tak zwanym
międzyczasie
kiedy trzeba biec od celu do celu
i nie ma czasu na herbatę z dawno niewidzianą koleżanką
jak żyć poezją
gdy wiary brak i nadzieja już nie ta co kiedyś
gdy nic się nie chce
a oczekiwania coraz większe
czy poezja jest jeszcze
i przenosi góry jak wtedy gdy wszystko
było przed a nie już dawno za?
czym więc są wątpliwości
i owsianka na śniadanie
i kostka gorzkiej czekolady
do kawy gęstej jak smoła
czym są te drobne niewinności
jeśli nie poezją właśnie?

 

***

pracuję

nad formą

z której płyniesz

promieniami słońca

 

***

mocne espresso

jak wódka

jednym haustem

na sen

jak seks

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *