SZUFLADA poleca:
zajesieniam
się tego lata
na zapas ze
śliwką węgierką w słoiku
i soczystym pomidorem
jeszcze ciepłym słońcem
zajesieniam
się świeżą figą
na kromce chleba
i sokiem z granata płynącym
po dłoniach wprost na bose
jeszcze letnie stopy
a już gotowe
na zziębnięte liście
kocie łby śliskie łzami nieba
zajesieniam
się na zapas
bo mało mi nocy i świtów
bo mało mi miast
i ciebie
Zdjęcie Ojca
w moim
rodzinnym domu
puste zeszyty jak ptaki
szykujące się do lotu
wyrwane kartki
plamy atramentu jak pocałunki
ślady łez i okruchy wspomnień
szuflady syte złudzeniami
a jeszcze wczoraj
zeszyty tłuste od spisanych słów
dzisiaj zapełniają przestrzeń
o której nikt nie marzy
nie pamiętam
ile to już lat
kiedy ciebie nie ma
nie pamiętam
kiedy ostatnio było mi
tak zimno
***
rozwarstwiam się
w twojej kawie porannej
kwaśnieję jak dżem
na śniadaniowych tostach
bez cukru bez życia
odkładasz mnie
na później bo
nie smakuję ci już jak wtedy
chowam się pod językiem
jak pastylka na
niestrawność
gorzka jestem i nic ze mnie
nie zostaje na wczoraj
Nieba kazimierskie
A jednak nie patrząc przed siebie
można przegapić te wszystkie
kamienie dni i nocy
zapomnianych
niewystarczająco długich by można
było nacieszyć się sobą
miastem, oddechem gdzie
nasze kroki nie milkły i wciąż pamiętam
jak mówiłeś, że to właśnie
to miejsce
to źródło, z którego czerpiesz moc.
Sięgam ręką i nie mogę chwycić nici
liny grubej jak mój przegub
jeszcze nie dostrzegam wszystkich znaków
ale będę tu
kiedy ty będziesz pewien, że wszystko
skończone. Jak lato.
Jest definitywnie za nami.
Kazimierz Dolny, październik 2014
***
zdarzają nam się
wspólne historie
dotykamy się czasem
mijamy na drodze pełnej
mydlanych baniek
kiedy ja gram w klasy
Ty usiłujesz naprawić
stary rower
i znów odprawiamy poranne rytuały
bo poranki są najintymniejsze
o świcie mogę ci szeptać
o okropnościach wojen
o zwierzętach które jeszcze
chciałyby żyć
o zawiści i polskości i zielonych jabłkach
kwaśnych i soczystych
które zrywaliśmy w Kazimierzu
z ogrodu sąsiada
kiedy nie patrzył
wszystko robimy kiedy nikt
nie patrzy
zupełnie
jakby nas nie było
Antropologia codzienności
jak żyć poezją
kiedy zupa bulgocze na gazie
kiedy kurz wciąż zbiera się na książkach
kiedy ten i tamta zza ściany znów wszczynają awantury
bo ktoś komuś coś powiedział
jak żyć poezją
kiedy kaloryfery wciąż zimne
a za oknem deszcz
i słońce już nie sięga parapetu
kiedy dziecko sąsiada z trudem
ciągnie za sobą plecak wypchany bezużyteczną wiedzą
jak żyć poezją
kiedy dookoła śmiechu jakby mniej
a wszystko się dzieje w tak zwanym
międzyczasie
kiedy trzeba biec od celu do celu
i nie ma czasu na herbatę z dawno niewidzianą koleżanką
jak żyć poezją
gdy wiary brak i nadzieja już nie ta co kiedyś
gdy nic się nie chce
a oczekiwania coraz większe
czy poezja jest jeszcze
i przenosi góry jak wtedy gdy wszystko
było przed a nie już dawno za?
czym więc są wątpliwości
i owsianka na śniadanie
i kostka gorzkiej czekolady
do kawy gęstej jak smoła
czym są te drobne niewinności
jeśli nie poezją właśnie?
***
pracuję
nad formą
z której płyniesz
promieniami słońca
***
mocne espresso
jak wódka
jednym haustem
na sen
jak seks
komentarz