WIERSZE: Joanna Otorowska-Duda

SZUFLADA poleca:

fotoAsia

Pójdziemy boso.

Idę do ciebie. Krok,

za krokiem krok.

Nie zdążę!

Biegnę…

 

Zgubiony but i drugi

gdzieś. Odleciał szal. W pośpiechu

potargane kosmyki przyciemnił deszcz.

Biegnę…

 

W oddali dostrzegam ciebie

– biegniesz. Powoli

unoszą się kąciki ust. Jak dawniej,

 

bliżej nam będzie. Do nieba

 

 

Pójdziemy boso II

W ostatnim akcie biegłam do ciebie w deszczu,

pamiętasz? Przecież też moknąłeś naprzeciw…

Dosięgnął mnie twój uśmiech. Z oddali

przybliżył obecność. Niczym wiatr czuły bądź

odmiennie – huragan, teraz kocham i nienawidzę.

 

Nienawidzę osoby, jaką stałam się w twoim niebie.

„I will always love you” postradało zawsze.

Kolejnej jesieni nie utoniemy w burzy pocałunków

pod gołym niebem. Nagim jak kiedyś my bez zbędności.

 

 

Kiedy księżyc zahacza o słońce,       

codzienność cichnie, a my

spotykamy się znowu

– zretuszowani, miłością piękni.

 

W nasyconej czerwieni

wyglądam na wypoczętą,

twoje oczy, srebrzyste kosmyki

płoną. Usta jakby pełniejsze

pocałunków i szeptów. Chwilami

 

wydajemy się być nieśmiertelni.

 

 

tworzy nas każda napotkana chwila

każdy dotyk zaklęty dźwiękiem fortepianu

każda łza – spływająca smutkiem barwa

ułożona na pięciolinii zaprzeszłych chwil

każde moje kocham ciebie odbite w minutach

które przesypały się w odrębnych światach

 

każde tchnienie samotności w tłumie

zdarte opuszki z pamięcią minionego ciepła

składanego na ustach skroniach sercu

 

każde zagubienie wśród straconych marzeń

obaw przed słowami splecionymi od początku

i wiecznym nieistnieniem

 

każde kiedyś

wspólnie zapisane w bliży

 

 

impresja żniwna

zboże przesiejesz

jak zwykle

wypiekę chleb na rumiany poranek

 

do ostatniego okrucha

spleciemy dłonie

 

nasz czas

wyszepczemy

rozedrgani w kłosach

 

 

odwyk utopistów

ile trzeba nam poezji

żeby przedawkować

nakarmieni poematem

kneblujemy dotkliwą prawdę

 

ile dawek by umrzeć

nagle

z uderzającym po trzewiach

żalem i zapowiedzią

powstaniemy wolni od ułudy

 

na międzywersiu (sur)realizm

pompuje krew bez zwyżki

a miłość już nie gra

z nami w berka

 

 

bez

można wydrzeć dziurę

bądź kartkę z pamiętnika

 

można

 

wydrzeć również siebie

z cielesnych ram i końca

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *