SZUFLADA poleca:
Pójdziemy boso.
Idę do ciebie. Krok,
za krokiem krok.
Nie zdążę!
Biegnę…
Zgubiony but i drugi
gdzieś. Odleciał szal. W pośpiechu
potargane kosmyki przyciemnił deszcz.
Biegnę…
W oddali dostrzegam ciebie
– biegniesz. Powoli
unoszą się kąciki ust. Jak dawniej,
bliżej nam będzie. Do nieba
Pójdziemy boso II
W ostatnim akcie biegłam do ciebie w deszczu,
pamiętasz? Przecież też moknąłeś naprzeciw…
Dosięgnął mnie twój uśmiech. Z oddali
przybliżył obecność. Niczym wiatr czuły bądź
odmiennie – huragan, teraz kocham i nienawidzę.
Nienawidzę osoby, jaką stałam się w twoim niebie.
„I will always love you” postradało zawsze.
Kolejnej jesieni nie utoniemy w burzy pocałunków
pod gołym niebem. Nagim jak kiedyś my bez zbędności.
Kiedy księżyc zahacza o słońce,
codzienność cichnie, a my
spotykamy się znowu
– zretuszowani, miłością piękni.
W nasyconej czerwieni
wyglądam na wypoczętą,
twoje oczy, srebrzyste kosmyki
płoną. Usta jakby pełniejsze
pocałunków i szeptów. Chwilami
wydajemy się być nieśmiertelni.
tworzy nas każda napotkana chwila
każdy dotyk zaklęty dźwiękiem fortepianu
każda łza – spływająca smutkiem barwa
ułożona na pięciolinii zaprzeszłych chwil
każde moje kocham ciebie odbite w minutach
które przesypały się w odrębnych światach
każde tchnienie samotności w tłumie
zdarte opuszki z pamięcią minionego ciepła
składanego na ustach skroniach sercu
każde zagubienie wśród straconych marzeń
obaw przed słowami splecionymi od początku
i wiecznym nieistnieniem
każde kiedyś
wspólnie zapisane w bliży
impresja żniwna
zboże przesiejesz
jak zwykle
wypiekę chleb na rumiany poranek
do ostatniego okrucha
spleciemy dłonie
nasz czas
wyszepczemy
rozedrgani w kłosach
odwyk utopistów
ile trzeba nam poezji
żeby przedawkować
nakarmieni poematem
kneblujemy dotkliwą prawdę
ile dawek by umrzeć
nagle
z uderzającym po trzewiach
żalem i zapowiedzią
powstaniemy wolni od ułudy
na międzywersiu (sur)realizm
pompuje krew bez zwyżki
a miłość już nie gra
z nami w berka
bez
można wydrzeć dziurę
bądź kartkę z pamiętnika
można
wydrzeć również siebie
z cielesnych ram i końca