WIERSZE: Jarosław Kapłon

SZUFLADA poleca:

zdjęcie

 

oswajanie chmur

w mieście lato chyli się ku upadkowi dzieci bawią się rzucając kamieniami
w plastikową lalkę która ma zawiązane oczy a my leżymy nago
na nowym dywanie trzymamy się za ręce czytamy na głos wiersze

o wrześniowym słońcu które leniwie przesuwa się po ścianie jak cienie
żołnierzy w kierunku stacji kolejowej gdzie zrobione zostało
to czarno białe zdjęcie z czasów wojny senna mucha

nie dokucza już jak w upalne dni lata nie nadlatuje z góry
niczym samolot luftwaffe leży nieruchomo obok czarnego wazonu
który chłonie łodygi kwiatów ich arterie zielonych żył jak pęk ostatnich dni

strach ma wielkie oczy

utrwalam w pamięci istotę złego trop prowadzi tu
gdzie korytarz niczym wąskie gardło bestii
przełyka co chwile światło na stoliku błyszczy wosk

z Andrzejkowych praktyk wróżenia w cieniu szafy kwiat
jak ostatnia roślina z plantacji wije się po sufit
trzygłowy potwór to tylko kot bawiący się kłębkiem nerwów

wśród niewidzialnych i widzialnych odbić zaczynam
bardziej przyglądać się lustrom starannie zapinam guziki
co jakiś czas odwracam się za siebie

 

projekcja

trwa cisza jak wtedy kiedy ktoś na płynnej siedemnastce przejechał kota
chłód przenika papier i skórę przechodzę z łóżka na fotel
w rzeczywistość wymyśloną naprędce włosy elektryzują się od zimna
krew szumi w okolicach skroni przy stole cztery krzesła

pusty półmisek po owocach z okna widać ten sam fragment nieba
powietrze bezgłośnie przemieszcza się w stronę drzwi
uchodzi przez dziurkę od klucza

 

pryzmat

szybsze są tylko oddechy lub krew hamowana regularnie
kiedy zaspany mówię o tabletce ty na granicy dwóch światów
przywracasz przedmioty bacznie obserwujesz czas

jakby nie było jutra a wszystko wokół intensywnie krążyło
wraz ze zbliżającym się brzaskiem ledwo widocznym
oknem za którym pochylony wiadukt przenosi pociągi

układa niczym palce na klawiaturze gotowy odegrać codzienność
ludzie jak mroczki przed oczami są wszędzie tam
gdzie załamywanie światła niemożliwe staje się możliwym

 

kształty

układam od nowa wszystkie zdania metaforą jest ruch ciemność

jak rozlany atrament rozpływa się po stole wokół zapalonej lampki na początku

widzę plamy kilka kresek wypiętych tyłem do siebie cisza wabi owady

 

ćma która sprężyście porusza skrzydłami wokół żarówki coraz wyraźniej

wtula się w światło wiersz nieśmiało wyłania się spod palców czarnymi wyrazami

drży na ekranie jak cały wirtualny świat odświeżany co kilka sekund

 

pełen szpiegów i robactwa jedynie gęsty dym z fajki o zapachu wiśni

wydaje się żywy poruszony jednym ruchem ręki gnie się niczym tancerka

przemykając po cichu w głąb korytarza jako przejaw rzeczywistości

 

szafa

za ścianą słychać zegar wskazującym palcem

wystukuje kolejne sekundy życia

myśli ułożone na półkach nie mieszczą się

już w ciemności gęsto upchane troski wiszą

 

w letargu jak sukienki dla których czas się skończył

na prawo od lustra buty poustawiane w szeregu

w przeszłości pełne żywiołów żarzących się spotkań

gdzieś pośrodku w szufladach jedwabne szale

 

w kolorach pustyni rękawiczki wyprostowane

niczym mężczyźni przed gmachem teatru wszyscy

ci którzy odeszli leżą teraz w pudełku

płowiejąc na pożółkłych fotografiach

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *