SZUFLADA poleca:
Ziarna Czasu
Słowa są słodkim ziarnem w parcianym
worku ludzkich dokonań o miękkim wnętrzu
mądrości pokoleń z plewami zmieszane korzeni
szaleństwa i krzywdy w skarlałej skórce
gnijące daremnie przesiewane.
Słowo wzejdzie marne bez dobrego gospodarza
co znaczenia nie ukochał jak Matki
i czarnym mlekiem nie karmił ziemi Ojców
niecierpliwy rozcierać w zmęczonych rękach
kłosy złote zziarniałe od serca.
Słowa zasiewają się w swoim czasie treścią
pojętną myśli i zakorzeniają rozkochane
w swej wyjątkowości raczkując przy ziemi
beztrosko sylabizują humanistyczne wartości
dla wyższego dobra stworzone.
Jeśli nie wydziobią je kruki i wrony
dojrzeją skażone własną naturą podatne
na wiatr historii, zmodyfikowane szybkim
wzrostem wykarmić potrzeby czasów
chrzczonych czynem jeszcze niewiadomym.
Jeśli ich gradobicie nie zadepcze i ogień gorączki
z płodności nie wyjałowi położą się z bólu
ciężkim łanem do granic wytrzymałości
upodlone i wędrowna szarańcza sens z nich wyżre
wygłodniała naturalnej selekcji.
Słowa nie przesiane i nieurodzajne żyją
z mielenia ust i młócenia klawiatury na sieczkę
globalnego pożytku interesy wiążą w snopki
gnojem nawożone inwentarza głupoty i przezornie
gromadzą słomę jak zapas najlepszego ziarna
dla rozgrzeszenie przyszłych win.
O ziarnach słów powiedzieli już wszystko
najwięksi młynarze w pamięci świata
na białych i pożółkłych żarnach mielili
dostatek piękna na sytość, słodycz i przetrwanie
gdy zaczynu na chleb zabrakło.
Od powietrza, głodu, ognia i wojny
ocal Panie światłość słowa i ziarno
jutra w wieczystym użytkowaniu
pozwól się nacieszyć.
Powrót do radości
gdy smutki odpoczywają szczęście w pary się dobiera
do tańca rusza radość w takt szalonych uderzeń serca
uśmiechy rozdaje pachnące
wiosennym hiacyntem
ciepłym fiołkiem we włosach
spijam ją chciwie niczym nektar życiodajny
z tysiąca rozchylonych ust na kwitnącej jabłoni
orkiestra ptasich treli koncert dla mnie gra
milkną odgłosy świata
przez chwilę mi obce
świętuję do późnej nocy — sama
nie przyzwyczajam się zbytnio
jutro znów stracę wiarę
w twoje istnienie
Ósme Przykazanie
Nie pal za sobą mostów
nie zdążysz ich odbudować
zgliszcza przed oczami
osmalone czernią nienawiści
zawisną bezwładnie
bez przyciągania sumienia
Już ich nie odpędzisz trzepotem rzęs
poparzoną jadem słów ręką
od dymu oślepła, solą łzawiąca
potykać się będziesz o kamień i gruz
ziemisty popiół przylgnie
jak szarańcza do twych ust
W kałuży przemyjesz twarz
by spojrzysz w przeszłość
ku czci przegranej ze sobą wojny
zwycięstwem nazwiesz
swój upadek
Modyfikacje Słów
Słowa wielkie nadciągają z armią
swojej i obcej retoryki uzbrojone
w zahartowaną stal ostrzy ciosy
zadawać między oczy i poniżej pasa.
Małe i pod lupą jeszcze pomniejszającą
histerii, bełkotem zalęknione pewnych siebie
zadają pytania nieśmiałą artykulacją
o swe niskie położenie w szeregach równości.
Czasem staczają się i prostytuują –
za 30 srebrników może je mieć każdy
smukłe i powabne uwodzą wygórowane
ambicje szybkim numerkiem po zmierzchu.
W konkursie na plucie na odległość
pierwsze miejsce biorą i w dal rzucają
najtęższą głową wysportowane w grach
zespołowych z balonem wypełnionym żółcią
aż pęknie i wyleje z siebie stek bzdur.
Słowa znają dobrze rzemiosło ukonstytuowane
zapadają większością głosów dumne
z pokrętnych decyzji głęboko naprawczych
łamią i wymuszają jeśli trzeba w imię
obowiązkowej racji stanu znanej tylko sobie.
Wynoszone na ołtarzach koalicji uprzedzeń
z góry manipulują w biografiach dokumentów
suplementy pisząc i przypisy do słów przedawnionych
a dla najbardziej zajętych, jeszcze bibliografię
bo ambitne są i szybko chcą awansować.
Kto dziś pyta – błądzi, okrągłe słowa wzięte
z powietrza krążą wszystko wiedzące inaczej
skrótowo obelgami odpowiadają po renowacji
świeżo odnowione do służby narodowi.
Słowa sprzedają się dobrze w kontekście
dowolności nie znanej bliżej politycznym purystom
przyprószone siwizną kłócą się z innymi
wykoślawionymi sylabami, grożąc amputacją
kto w spisku z ciemną stroną mocy jest.
Słowa poruszają się oblepione obietnicami
na szybach, potem przesiadają się na rowery
z oszczędności dyplomatyczne i wjeżdżają
z impetem w bramę sąsiada mówiąc, że wróg
wojenne procedury wszczyna.
Słowa rozpychają się żądne porozumienia
trzymając rękę na pulsie spraw oddanych
budowniczym arki szybkiego reagowania
przed płynącą wokół falą im obcych stworzeń.
Słowa niech uczą się wstawać rano prawą nogą –
leworęczność będzie inwigilowana i karana grzywną
za opieszałość i wyrokiem w zawieszeniu
kariery do nawrócenia poglądów właściwie
skrojonych przez miernego krawca.
Słowa niebezpieczne, gdy zamachną się z mównicy
na czynności demokratyczne do wspólnej
świadomości przysposobione obronnie
walczyć znów przyjdzie w zorganizowanych
szeregach internetu, blogów i twitterów.
W nich jeszcze słowo o słowie, słowo dla słowa
słowo przeciw słowu w wolność rozkwitnie
milionami młodych poświęceń na twarzach
palących skórę gorączkowym dreszczem.
Prośba
A jeśli będziesz w dobrym humorze
podaruj mi kilku marzeń spełnienie
posiwiały biedaczki u stóp tronu Twego
po prośbie wędrując co noc z koszem
dobrych uczynków, Twych względów spragnione
nauczyłam je przemawiać w obcych językach —
pieśnią, sonetem, oracją, inwokacją wzniosłą
płakać i obiecywać, choć wiesz, że nie dotrzymam
uśmiechać się smutno, że nie teraz, że nie jutro
może któregoś poranka, może spełnią się
w blasku słońca marzenia me kolorowe
zmęczone nadzieją —
tylko o nich mi szepnij słówko
nie opowiadaj mi przyszłości
prosić będę za dnia o dzień
gdy będziesz w dobrym humorze
skiniesz głową dobrotliwie —
ja ducha nabędę