SZUFLADA poleca:
Stan przejściowy
start. wskazówki ruszyły
szybciej niż zwykle. przemykam poziomo
siatką korytarzy. mówią, że tak jest najprościej
powstrzymać mdłości i ciało
przed spadaniem w dół.
w łunę listopada.
odgryzam chore miejsca.
coraz mniej we mnie połączeń,
wyrzutów sumienia, złości na los,
strachu.
już nie dźwigam
ludzkiej skóry, okruchów chleba,
grzechu pierworodnego.
kłamstwa.
***
Dziupla
Odbiegam od rzeczywistości.
Nie ścielę łóżka. Brudne naczynia
zostawiam. Zeschnięte kwiaty
obrosły kurzem jak szronem.
A może odwrotnie? Nie wiem.
Już nie pamiętam smaku
truskawek i wina.
Zakładam odświętną sukienkę.
Maluję czerwienią policzki
i usta. Blade czoło zakrywam
włosami. Trochę tu ciasno
i ciemno jak w dziupli.
Od miesiąca z nikim nie rozmawiam.
Gadam sama do siebie, albo
tak mi się tylko wydaje.
***
nasze włosy pachną trawą
w pośpiechu opuszczamy przekwitłe
łąki. skoszone dni, gdy naga ziemia
rozwiera łono pod ciężarem
pustki.
gwiazdy o tej porze roku
są wyblakłe jak oczy
w pośmiertnym portrecie. i nasze
ciała wyblakłe w innej grze
światła. w przeszłości oddzieleni
lśniącą falą żeglujemy.
w korzeniach drzew, w korytarzach
wydrążonych przez larwy. odwiecznych domach
przegniłych liści i kości.
odtąd, każdej wiosny nasze włosy pachną
świeżą trawą.
odtąd, przestajemy odliczać.
***
news na pierwsze strony
spowszedniała mi twarz, skarłowaciał umysł.
mieszczę się w kanonie Polikleta.
porastam światłowody, puby i nadmorskie
plaże, na których dzieci lepią bałwana.
to nic, że nawożę parki zbędnymi
treściami. karmię martwe ptaki
i przydrożne rowy.
jeszcze jestem!
dławię w sobie pijaka. trawię
resztki elokwencji, wydziobują je
kruki i bezdomni artyści.
jeszcze jestem. widzę;
hieny krążą, uśmiechają się pod nosem,
szczerzą obiektywy.
macie, bierzcie ścierwo. żujcie.
na wieczne używanie oddaję wam
dranie!
***
Boże błogosław!
w mikroobiegu tygodnia pomiędzy
dom- praca-dom
czuję jak obrywam po mordzie,
niczym Gołota tuż po pierwszym gongu, a może trzecim?
nieważne. boli.
garść prochów z domowej apteczki
robi swoje. otumania na chwilę,
uwodzi spojrzeniem szklistych oczu kiepskiej aktorki.
pierdoli. w mojej głowie. w wieczornych wiadomościach.
w pustej lodówce. światło
w wąskim tunelu oddala się. blednie
jak twarz na widok komornika.
rachunków. sumienia? nie mam
by zabrać dziecku smak
czekolady. tanich zabawek z dyskontu. marzeń
o śnie nad ranem. o twarzy bez grymasu,
gdy pod nosem powtarzam:
Boże, błogosław Portugalię!*
*właścicielem znanego dyskontu Biedronka jest portugalska spółka
***
Wizjoner
wyrastanie z betonowych ścian
definiuje pewien stereotyp;
dresowe wdzianko w narodowych barwach,
dwudziestoletni passat (garażowany!), plazma.
w pokoju, w kuchni
czasem w kiblu, gdy nabieram
wody w usta, puchnę i wypływam
poza margines społecznej użyteczności.
potem dryfuję pomiędzy piętrami,
by o czwartej nad ranem
braillować na wycieraczce
w poszukiwaniu wejścia.
za drzwiami narasta dzieciopranie.
wkładam palec do oka
i staję się wizjonerem
przez dziurkę od klucza.
***
NOUVELLE MAISON
Je ne voulais pas être
un oiseau aux couleurs traîtres.
Chanter la Marseillaise
dans des plumes empruntées,
non plus.
Sur les Champs-Élysées
danser le cancan.
Afin d’éclater un kilogramme de semteks.
Je l’ai toujours refusé.
Je ne voulais pas écouter
son père, ni ses frères.
Mon mari, – je ne l’ai jamais aimé
Les enfants, – je ne les ai pas eus.
La paix, non plus.
Un jour ils m’ont sortie
dans la chaleur de l’après midi.
Les hommes et les femmes
avec des pierres dans leurs mains.
Ils m’ont construit une nouvelle maison.
-Maison sans fenêtres, ni porte.
Puis, avec un verre de thé
ils racontaient.
Nous.
Nous n’avons jamais voulu cela.
(tłum. Sławomir Urbański, Ryszard Bilan)