SZUFLADA poleca:
Żeńskie miejsce intymne
Zmierzch wypełnił górną partię wymiętych wypocin
ułomność to niechciany płód w dobie współczesności
Usunąłem kilka stron z pamiętnika w czasie przeszłym
teraźniejszym
gnieżdżąc się w łonie rodzicielskiej starości z pępowiną wokół szyi
aż poznam Cię w orientalnym śnie
jednocześnie w samotnym kącie dziecięcego niepokoju
Wznieść się na wyższy poziom twórczego ekshibicjonizmu
– cenzura opanowała mój skromny słownik
Swoją drogą
częste nadużywanie może doprowadzić do zupełnej alienacji
Siostro siostro proszę o lewatywę
zuchwale przegląda moje nienarodzone sny
Z małą dozą niepewności
wydobyłem ujarzmione alter ego
za gardziel
wyeksponowałem u progu nowoczesności
Witam Pana
o przepraszam Panią
1971
Pere Lachaise
Pere Lachaise
Zawieszona w powietrzu bezsilność
kroczymy między alejami
piękna i intelektu
pamięci i zapomnienia
Pere Lachaise
Pere Lachaise
Tuż za rogiem
czeka szaleństwo wśród stert niewydanych książek
Pere Lachaise
Pere Lachaise
Nad nami mgła marihuany
wskazująca drogę do drzwi percepcji
Pere Lachaise
Pere Lachaise
Niezmierny
Nie wiem
ale czuję od pewnego czasu że chyba Jim Morrison zamieszkał w moim umyśle
poezja płynie z ust niczym spiętrzony nurt wody
strumieniami zalewa myśli
wcześniej jakby ograniczone przez kaftan bezpieczeństwa
W lustrze dostrzegłem złowieszcze odbicie
czy to Ty
Bóg puka do drzwi
zgubiłem klucz
Odchodząc
Nostalgiczna wyprawa w przeszłość
tęsknota za gniewem i namiętnościami
tam gdzieś
pozostała jedynie naga rzeczywistość
Wysłany w poszukiwaniu prawdy o sacrum i profanum
nie doczekałeś transfuzji krwi
wchłonięty przez sferę transcendentalną
Wybacz
nieba blask to pospolite dobrodziejstwo
Umysł niepojęty
wyklęty
bagaż zamknięty
Monolog wewnętrzny
Przypominam sobie tą ostatnią noc
w głębokiej otchłani pięciu zmysłowych uniesień
gdzieś nad jeziora brzegiem w kałuży gnił dziurawy gumowiec
wewnątrz zimnego poranka
Włożyłem na siebie całe pokolenie sfrustrowanych jegomości
nie myśląc
jedynie podążając jak ogłupiałe ciele
rozpędziłem wóz do prędkości nazwę to wydarzeniem rewolucyjnym
inaczej środkiem w samym sobie
wybaczcie mi te dywagacje przecież mam napisane na plecach PATRIOTA
wielkimi literami i podkreślone – odkreślone grubą krechą cynizmu
II
Urodzony zwyczajnie wąski tunel światło na końcu albo początku końca
rozwarł przeraźliwy krzyk
wody odeszły oznajmiła biała postać zwana siostrą – nie przypominam sobie bym kiedykolwiek posiadał bratnią duszę płci żeńskiej
Nie zastanawiając się nad sensem mojej wątpliwej egzystencji
wpław po Warszawsku dotarłem na wyspy szczyt
prowadząc monolog wewnętrzny
połączyłem parę słów w pary wyszły z tego słówka
dość zgrabne niczego sobie o nieprzeciętnych zdolnościach adaptacyjnych
Przechadzając się głównymi alejami
mijając kondygnacje na kilkanaście stóp w górę
zawitałem pod bramę z żelaza i kolumnadę z marmuru
spytałem człowieka – klimat bywa tu różnorodny
III
W życiu zawszę miałem pod górę
teraz tkwię na samym szczycie drzewa genealogicznego retorycznie pytając o drogę
zaskórniak w kieszeni duszy to mój bilet do wieczności
nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd kurczowo trzymam się teorii Darwina
w końcu zeskoczyłem z ponad tysiącletniego pomnika przyrody
uczłowieczony w butach ze skóry na krótkim łańcuchu prowadzę zwierzę
głosząc ewangelie
tuż za rogiem pobieram skromną opłatę