WIERSZE: Arkadiusz Aulich

 SZUFLADA poleca:

DSCF0826-768x576

Żeńskie miejsce intymne  

Zmierzch wypełnił górną partię wymiętych wypocin

ułomność to niechciany płód w dobie współczesności

 

Usunąłem kilka stron z pamiętnika w czasie przeszłym

teraźniejszym

gnieżdżąc się w łonie rodzicielskiej starości z pępowiną wokół szyi

aż poznam Cię w orientalnym śnie

jednocześnie w samotnym kącie dziecięcego niepokoju

 

Wznieść się na wyższy poziom twórczego ekshibicjonizmu

– cenzura opanowała mój skromny słownik

Swoją drogą

częste nadużywanie może doprowadzić do zupełnej alienacji

 

Siostro siostro proszę o lewatywę

zuchwale przegląda moje nienarodzone sny

 

Z małą dozą niepewności

wydobyłem ujarzmione alter ego

za gardziel

wyeksponowałem u progu nowoczesności

 

Witam Pana

o przepraszam Panią

 

 

1971

 

Pere Lachaise

Pere Lachaise

Zawieszona w powietrzu bezsilność

kroczymy między alejami

piękna i intelektu

pamięci i zapomnienia

Pere Lachaise

Pere Lachaise

Tuż za rogiem

czeka szaleństwo wśród stert niewydanych książek

Pere Lachaise

Pere Lachaise

Nad nami mgła marihuany

wskazująca drogę do drzwi percepcji

Pere Lachaise

Pere Lachaise

 

 

 

Niezmierny

 

Nie wiem

ale czuję od pewnego czasu że chyba Jim Morrison zamieszkał w moim umyśle

poezja płynie z ust niczym spiętrzony nurt wody

strumieniami zalewa myśli

wcześniej jakby ograniczone przez kaftan bezpieczeństwa

 

W lustrze dostrzegłem złowieszcze odbicie

czy to Ty

 

Bóg puka do drzwi

zgubiłem klucz

 

 

 

Odchodząc

 

Nostalgiczna wyprawa w przeszłość

tęsknota za gniewem i namiętnościami

tam gdzieś

pozostała jedynie naga rzeczywistość

 

 

Wysłany w poszukiwaniu prawdy o sacrum i profanum

nie doczekałeś transfuzji krwi

wchłonięty przez sferę transcendentalną

 

Wybacz

nieba blask to pospolite dobrodziejstwo

 

Umysł niepojęty

wyklęty

bagaż zamknięty

 

 

 

Monolog wewnętrzny

 

Przypominam sobie tą ostatnią noc

w głębokiej otchłani pięciu zmysłowych uniesień

gdzieś nad jeziora brzegiem w kałuży gnił dziurawy gumowiec

wewnątrz zimnego poranka

Włożyłem na siebie całe pokolenie sfrustrowanych jegomości

nie myśląc

jedynie podążając jak ogłupiałe ciele

rozpędziłem wóz do prędkości nazwę to wydarzeniem rewolucyjnym

inaczej środkiem w samym sobie

wybaczcie mi te dywagacje przecież mam napisane na plecach PATRIOTA

wielkimi literami i podkreślone – odkreślone grubą krechą cynizmu

 

II

 

Urodzony zwyczajnie wąski tunel światło na końcu albo początku końca

rozwarł przeraźliwy krzyk

wody odeszły oznajmiła biała postać zwana siostrą – nie przypominam sobie bym kiedykolwiek posiadał bratnią duszę płci żeńskiej

Nie zastanawiając się nad sensem mojej wątpliwej egzystencji

wpław po Warszawsku dotarłem na wyspy szczyt

prowadząc monolog wewnętrzny

połączyłem parę słów w pary wyszły z tego słówka

dość zgrabne niczego sobie o nieprzeciętnych zdolnościach adaptacyjnych

Przechadzając się głównymi alejami

mijając kondygnacje na kilkanaście stóp w górę

zawitałem pod bramę z żelaza i kolumnadę z marmuru

spytałem człowieka –  klimat bywa tu różnorodny

 

III

 

W życiu zawszę miałem pod górę

teraz tkwię na samym szczycie drzewa genealogicznego retorycznie pytając o drogę

zaskórniak w kieszeni duszy to mój bilet do wieczności

nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd kurczowo trzymam się teorii Darwina

w końcu zeskoczyłem z ponad tysiącletniego pomnika przyrody

uczłowieczony w butach ze skóry na krótkim łańcuchu prowadzę zwierzę

głosząc ewangelie

tuż za rogiem pobieram skromną opłatę

 

 

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *