WIERSZE: Arkadiusz Aulich

SZUFLADA poleca:

DSCF0826-768x576

Coś, co ma być poematem o zabarwieniu współczesnym

I

Kuriozalnie jak i wczoraj tak i dzisiaj od tego zacznę
wwiercając się w osobiste 4% kory mózgowej

na dwóch biegunach naznaczony stygmatem
wpadłem do głębokiej otchłani i tamże utknąłem

moje ego – z układu somatycznego
– obarczone ciężarem wolnomyślicielstwa
straciło pamięć absolutną

przed sedesem życiowej męki
spuściłem niezliczoną ilość potomnych – w osobliwej walce z przepotężną naturą
oczyszczając tym układ rozrodczy z jadu pierworodnego grzechu

tracąc przy tym przytomność
chwytałem się ostatecznie czegokolwiek
– jakby ostatniej deski ratunku
z ostatkiem sił ściskając Boską ikonę
w bezruchu układu limbicznego

w głębokiej otchłani żywota
spojrzałem przez judasza mojej duszy
wtórnie naznaczony
współzależnością rodzicielskiej nieudolności
II

Pod podłogą ze spróchniałych desek pochowany nieświadomie
czynsz niewielki
niewielka także powierzchnia lokum – ciasno ale jakoś tak swojsko
do następnej płatności nieskończenie długa droga
jakże miła myśl przenika – teraz to już chyba?
poniżej 4%
– nieużywany mięsień zwyczajnie zanika

bez świadomości, bez wrogów
z wyłupioną duszą z opuszczonymi gaciami, i jeszcze paroma
nieuregulowanymi ziemskimi sprawami
w pojedynkę pomiędzy obślizgłymi nieproszonymi lokatorami
gniję
ślad po mnie

III

Bywają takie osobliwe chwile
– momenty w życiu
które powtarzają się cyklicznie gdy przez cały Boży dzień
szlochasz w białym pokoju bez klamek

na dnie czaszki – lobotomia – przekrój anatomiczny myśli
na schemacie – na jakieś ścianie osuwasz się w nierównej walce totalitarnego układu
dogorywając w wymiocinach w moczu w pocie krwi w niemożności złapania drugiego oddechu

w końcu otwierają się drzwi wpada promień nadziei
– tak myślisz
i wchodzi jakiś trep – typ wyciąga cię za nogi
– po gumoleum ciągnie się ślimaczy śluz ze strugą krwi – aż po granice momentu finalnego

IV

Rozwarła zbrodnicze żądze pod postacią chleba i wina –

byłem tam
niedaleko tych, że wydarzeń
między tłumem u wczesnej wiary
czając się w ukryciu za szczeblami drabiny Jakubowej

notabene –
krajobraz był nowożytny – architektura była nowożytna – wydarzenia były nowożytne
– Ona usytuowana w nowożytne tradycje

oczekując na iluminację osobistego umęczenia –
wrzasnęła!
trzymając krucyfiks za jądro ciemności
tłum wyznawców wiwatował – wyjąc przeraźliwie
– w zwierzęcej orgii – poznania

 

 

***

W spożywczaku o Freudzie

Ta historia ma początek, w przeddzień czegoś niewytłumaczalnego
Ona zainteresowana tematem – poniekąd obeznana
– u mnie podobnie choć zgłębiałem co nieco

Próbowałem unieść jej ciężkość wypowiedzi
co rusz utrudniane przez tubylców w codziennym pędzie zakupów

Nie mogąc rozłożyć na czynniki pierwsze
– id – ego i superego
zakupiłem 1 kg ziemniaków
zastanawiając się czy taki ziemniak ma osobowość
albo co gorsza dla konsumenta świadomość
z konsumowania organizmu świadomie czującego

 

 

***

Na rozdrożu dróg 61/49
Z niebotycznie ogromnym zamiłowaniem
zajrzał przez śmiertelne ramie
śmiertelnie poważnie przywitał noc skrajnie osobową
przenikając ziemską cielesność
obarczony odgórnie uwarunkowaniem IX kręgu

W nieskończonej tułaczce bezgwiezdnej nocy
na przestrzeni wieków paru odłączył dusze od ciała
– sygnowaną siódmą pieczęcią

 

***

Z pamiętnika którego nigdy nie było

Ciepły przenikliwie jarzeniówki błękit
i oko nocnej ćmy na mozaice witraży
i płomienne świetliki w triumfie wiwatujące
i jaśniejące sny na jawie
i urzeczywistnienie marzeń o poranku
i przebogaty ozdobiony przedpokój pachnący lawendą
i kiść bzu dojrzewający na przemian z jaśminem
i zapach leśnych owoców w przygodzie na łące
i drzewa i liście w pełnej zieleni krasie
i delikatność motyla majestatycznym locie
i aureola nad dziecięcej beztrosce przygód
i dzwonki i fiołki i róży dzban
i bryzy orzeźwiający powiew
i plaster miodu z pszczelą rodziną na dłoni
i żabi rechot i bociana klekot
i konika polnego nocny koncert
i kocie skrzypce na dachu z księżycowym chórem psich serenad
i każdy zakamarek wypełniony ciepłym powietrzem
w dziecinnym schowku wspomnień

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *