W X-świecie mutant omega to taki egzemplarz gatunku homo superior, którego moc jest nieprzewidywalna, a status w zasadzie boski, bo obce mu są wszelkie ograniczenia trzymające w ryzach ludzi i – w mniejszym stopniu, ale zawsze – zwykłych mutantów. Mutant omega to duże zagrożenie, zarówno dla grupy X-Menów, ładu społecznego i zawsze kruchego pokoju pomiędzy ludźmi a mutantami, jak i w ogóle dla ludzkości. Mutant omega to Matthew Malloy.
Jeśli do tej pory nic o nim nie słyszeliście, to dlatego, że był jednym z sekretów profesora Xaviera, który ujawniony został dopiero w jego testamencie (zob. poprzedni tom Uncanny X-Men). Mogłoby się wydawać, że dokument ten będzie zawierał dyrektywy w sprawie organizacji szkoły oraz drużyny X-Menów, a nie informacje o nowym, wszechpotężnym mutancie. A jednak skutek jest zasadniczo podobny. Moc Malloya, wcześniej hamowana przez telepatyczne zdolności Xaviera, teraz osiąga pełnię i nie może być ignorowana. Choć początkowo zdania na temat mutanta omegi są podzielone – część chce go prewencyjnie usunąć, inni mają ochotę się zaprzyjaźnić – ostatecznie wszyscy zrozumieją, że tylko wspólnymi siłami można go jakoś okiełznać. Znów Summers stanie obok Magneto, by ratować świat. Albo chociaż spróbować…
Konsekwencje tej historii są nieco irytujące. Chyba że lubicie podróże w czasie, które zmieniają niechciany bieg wydarzeń. Ja ich nie znoszę, uważam za jedną z najsłabszych zagrywek w trykociarskim uniwersum (z wyjątkiem wyprawy Niewidzialnych w przeszłość celem ściągnięcia do teraźniejszości markiza de Sade i obsadzenia go w roli inżyniera współczesnej seksualności, co miało uratować teraźniejszość przed galopującym purytanizmem – w The Invisibles Granta Morrisona; to był genialny wyjątek), a Bendis znów po nią sięga. Za każdym razem po takim zabiegu czuję się oszukany. Jakby scenarzyście zabrakło pomysłów na rozwiązanie sytuacji, więc trochę nas zwodził dramatyzmem wydarzeń, a potem wszystko anulował, niby wziął w nawias, ale jednak unieważnił.
Nawet jeśli Bendis radzi sobie średnio, to i tak wypada lepiej od rysowników. Kris Anka to kuriozum, którego pojąć nie potrafię. Jego rysunki są proste, nawet nie udaje, że sili się na jakieś tła, proporcje postaci są mocno umowne, a nadekspresja przywodzi na myśl mangę. Narzekałem na niego już przy poprzednim tomie, jednak tym razem dostaliśmy go jeszcze więcej.
Mutant Omega, który w 6-tomowym runie miał być kulminacją wydarzeń, jest w tej roli nieco rozczarowujący. Trudno powiedzieć, jakie skutki przyniesie cała, szeroko zakrojona, historia stworzona przez Bendisa. Przekonamy się o tym niebawem w tomie zamykającym, na razie jednak wszystko wskazuje na kluczowe znaczenie Cyklopa, który ściąga chyba najwięcej uwagi i rozwija się najprężniej, choć już daleko od modelu osoby, jaką znaliśmy ze wcześniejszych serii.
Aleksander Krukowski
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Chris Bachalo, Kris Anka
Tusz: Tim Townsend
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2018
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165×255 mm
Stron: 132
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328126558