W rytmie tanga

Muzyka i sport. Pozornie dwie różne dziedziny, a jednak coraz częściej ze sobą łączone. Do jazdy figurowej na lodzie zdążyliśmy się już przyzwyczaić, jednakże sportowcy coraz częściej sięgają po popisy w rytm muzyki, traktując to jako kolejną dyscyplinę.  I trzeba przyznać, że wychodzi im to niekiedy wspaniale.

Dla mnie połączenie tańca i sportu na zawsze będzie się kojarzyć z niesamowitym, przełomowym i przecudownym układem do „Bolera” Ravella w wykonaniu pary Torvill-Dean. Nawet jak na kategorię jazdy figurowej na lodzie nazwaną „pary taneczne” pokaz był nieziemski.  Mimo, iż występ ten miał miejsce dawno, dawno temu (olimpiada w Sarajewie – 1984 rok) pozostał w pamięci każdego, kto go oglądał. Był bowiem przełomowy pod każdym względem. Także oceniania.

No bo jak ocenić taniec na łyżwach? Mówimy wszak o sporcie, a w sporcie zasady są jasne. Wygrywa ten, kto jest najszybszy, kto zdobędzie najwięcej punktów, kto rzuci najdalej… Zasady są trywialnie proste (i pewnie dlatego kobiety nie lubią sportu – nie ma tu miejsca na „a może”, „a gdyby”, „ale jeśli” i tym podobne). Jak więc w kategoriach sportowych ocenić występ artystyczny?

No nie da się. Występ pary Torvill-Dean był o tyle wyjątkowy, że normę stanowił wówczas taniec do dwóch wątków muzycznych naraz. Para Brytyjczyków natomiast zaprezentowała kompletny układ taneczny pod jeden utwór – wykonując go perfekcyjnie w każdym calu. Nic dziwnego, że sędziowie ocenili go maksymalnie. To było coś więcej niż występ – to było przełamanie pewnego schematu, wyjście ponad szereg, stworzenie normy w sporcie na miarę Bokloeva czy Fossbury’ego (kto dziś o nich pamięta?)!

Ale tańce w sporcie ogarniają coraz większą liczbę dyscyplin. Już nie tylko łyżwiarstwo, ale także pływanie (synchroniczne), narciarstwo, nawet jazdę konną. Choć to ostatnie akurat uważam za nienajszczęśliwszy pomysł (podobnie zresztą jak traktowanie jeździectwa jako dyscyplinę sportową).  Czy jednak nie powinno się rozdzielić tych dwóch rzeczy? Rywalizację sportową pozostawić sportowcom, a tańce oddać tancerzom?

Zwłaszcza, że subiektywizm ocen (bo sędziowie oceniający układy taneczne zawsze będą subiektywni) wypacza tradycyjną zasadę rywalizacji sportowej. Tu nie zawsze wygra ten, kto jest najlepszy. Zwycięstwo w dużej mierze zależy od odbioru występu przez oceniających. A przecież sport od zawsze opierał się na sprawiedliwej rywalizacji. A jak sprawiedliwie ocenić taniec?

A już oglądając występ Marca Ornsteina czy Jonatana Hammonda  mam totalny mętlik w głowie. Ci panowie prezentują dyscyplinę, która nazywa się w swobodnym tłumaczeniu: pływanie na kanoe w stylu dowolnym. Polega ona na pływaniu na jednowiosłowej kanoe w rytm muzyki, wykonując różne układy choreograficzne. Czy to jeszcze sport? W zasadzie, skoro za rywalizację sportową uznajemy dyscypliny, o których wspomniałem powyżej, co jest dziwnego w tańcu na łódkach?

Trudno oceniać pojedynki taneczne. Tu nie liczą się centymetry czy sekundy, ale umiejętności. No i zawodnicy, którzy – podobnie jak Torvill i Dean potrafią przekroczyć wszelkie granice, pokazując to piękniejsze oblicze rywalizacji. I choć wszelakie artystyczne odmiany sportu traktuję z dużym przymrużeniem oka, to jednak bez tych – marginalnych, mimo wszystko – odmian kibice straciliby dużo.

Sport – to nie tylko zdrowie, to także piękno. Warto o tym pamiętać.

Robert Rusik

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *