Vera Buck „Runa”

676541-352x500

Paryż, rok 1884. Profesor Jean-Martin Charcot, najsłynniejszy neurolog na świecie, kieruje szpitalem Salpȇtriére. Sam nazywa placówkę żywym muzeum patologii i trudno o trafniejsze określenie. Chorzy nie trafiają tutaj, by wyzdrowieć, lecz aby umrzeć, a nim to się stanie, posłużą Charcotowi do jego badań i eksperymentów. Profesor organizuje pokazy, gdzie skrępowane kobiety, zazwyczaj histeryczki, traktowane są jak zwierzęta i poddawane upokarzającym badaniom na oczach tłumu widzów. Bywanie na tych pokazach jest modne nie tylko wśród lekarzy, ściągają na nie tłumnie także przedstawiciele bohemy, skuszeni przez plotkę, że panuje tutaj większa rozwiązłość niż w Moulin Rouge.

Większość nowych strażniczek nędza odstraszała już przy wejściu do szpitala, najpóźniej jednak zwątpienie ogarniało je na widok przepełnionych sal, na których kobiety wrzeszczały i waliły kajdanami w metalowe ramy łóżek. Wiele wariatek miało rany i połamane kości – był to skutek tego, co nazywano tu sporem ze strażniczkami. Gdy Charcot nazwał Salpȇtriére Wersalem Cierpienia, z pewnością stał właśnie na tym oddziale (s. 362).

Charcot jest królem do momentu, gdy w Salpȇtriére pojawia się mała dziewczynka o imieniu Runa. Metody stosowane przez słynnego lekarza okazują się wobec niej bezskuteczne, a po szpitalu szybko zaczynają krążyć przerażające plotki o dziecku innym niż wszystkie pacjentki. Tymczasem Jori Hell, student medycyny, rozpaczliwie szuka sposobu, by pomóc ukochanej Pauline i zająć się jej leczeniem. Aby tak się stało, musi najpierw zdobyć medyczny tytuł. W Runie dostrzega swoją szansę i rozpoczyna przygotowania do nowatorskiej operacji – usunięcia fragmentu mózgu, w którym rzekomo skrywa się obłęd.
Jednak sprawa związana z dziewczynką i tajemnicze wiadomości zostawiane przez nią w różnych miejscach Paryża zmienią nie tylko życie Joriego, ale i wielu innych osób. W tym Lecoqa, byłego funkcjonariusza policji, który jest zwolennikiem antropologii kryminalnej Lombroso – uważa, że niektórzy po prostu rodzą się jako przestępcy, a można to odczytać z charakterystycznych cech wyglądu fizycznego. A że Lecoq sam siebie uznał za urodzonego przestępcę, zrezygnował z pracy. Co jednak nie znaczy, że jego nieprzeciętne umiejętności detektywistyczne nie są zupełnie wykorzystywane. Sprawa tajemniczej dziewczynki i zakodowanych wiadomości rozbudza jego wyobraźnię i Lecoq nie spocznie, dopóki nie pozna prawdy. Jest też Maxime Chevrier, który uważa się za godnego następcę Charlesa Baudelaire’a.

„Runa” to w dużej mierze powieść bazująca na faktach historycznych. Szpital, czy raczej hospicjum, La Salpȇtriére rzeczywiście istniał i prowadzono tam eksperymenty i praktyki, które same w sobie współczesnemu czytelnikowi wydadzą się przerażające i z leczeniem mają naprawdę niewiele wspólnego. Zresztą wcale nie chodziło o dobro pacjentek. Obłąkanych kobiet, a zwłaszcza histeryczek było mnóstwo, więc kto by się przejmował ich śmiercią. Poświęcanie istnień dla eksperymentów nie budziło w medykach etycznych wątpliwości. Verze Buck bardzo dobrze udało się nakreślić mentalność tamtych czasów, w których szumny frazes „dobro pacjenta” nic nie znaczył. Liczyło się za to „dobro nauki”, sława i miejsce w podręcznikach do historii medycyny.

Taki jest też główny bohater powieści, Jori Hell. Naiwny i niedoświadczony student, który jednak podejmuje się wykonania eksperymentalnego i niezwykle ryzykownego zabiegu, z którym nie poradził sobie jeszcze nikt. Jori robi to z czysto egoistycznych pobudek. Chce leczyć swoją ukochaną, a zarazem siostrę przyjaciela, Paula Bleulera. Nawiasem mówiąc, Paul i jego siostra Pauline, podobnie jak wiele postaci w książce, to postaci historyczne. Bleuler zapisał się w historii medycyny, gdyż jako pierwszy opisał nową chorobę psychiczną – schizofrenię.

Przez wiele stron czytelnik towarzyszy Joriemu, który na początku wielbi swego mistrza Charcota i stosowane przez niego metody. Jednak z czasem ogarniają go wątpliwości i bohater przechodzi przemianę.

Runa wyglądała teraz jak okaleczone zwierzę, ale Joriemu jeszcze nigdy nie zdawała się tak ludzka jak w owej chwili. Patrzyli na siebie – dwoje wycieńczonych ludzi, z których jeden właśnie podjął bardzo ważną decyzję. Tutaj, w tej pogrążonej w półmroku sali, Jori zapragnął pomóc Runie dla niej samej. Nie dla kariery czy nauki, nawet nie dla Pauline, lecz by wynagrodzić dziewczynce niesprawiedliwość. Bo tak nie powinno być (s. 492).

„Runa” jest powieścią wielowątkową i rozpisaną na kilka głosów. Narracja trzecioosobowa pojawia się w rozdziałach dotyczących Joriego, Lecoqa, Frederica i Gerarda. Ale gdy do głosu dochodzi Maxime, zmienia się na pierwszoosobową. Jak bowiem dowiadujemy się z dedykacji zamieszczonej na początku książki, to on spisał tę historię, zresztą wiele lat po tym, jak się wydarzyła. Mamy tu skądinąd ciekawy twist fabularny, w którym Maxime sądzi, że oszalał, albowiem Lecoq nie istnieje, lecz jest tylko postacią z powieści. To w dodaktu prawda, gdyż Vera Buck po raz kolejny sięgnęła do historycznych postaci. Postać Lecoqa stworzył Emile Gaboriau, uważany za ojca powieści kryminalnej. Miała ona ogromny wpływ na innych pisarzy i kreowane przez nich postaci detektywów – w tym znanego wszystkim Sherlocka Holmesa.

W ten sposób fabuła „Runy”, choć w tak ogromnej mierze zbudowana na prawdziwych osobach i wydarzeniach, staje się jeszcze bardziej tajemnicza i właściwie tylko od czytelnika zależy, jak ją odczyta. Bo choroba psychiczna pojawia się tu stale i dotyczy bardzo wielu bohaterów – nie tylko samej dziewczynki i innych pacjentek Salpȇtriére, czy Pauline, ale także Lecoqa i Maxime’a, który wszak jest narratorem tej historii.

Przy czerpaniu z materiału źródłowego i doprawianiu go fikcją, niezwykle ważne jest dobre zbilansowanie. Dlatego początek powieści, moim zdaniem, jest niezbyt udany. Zbyt dużo odtwarzania epoki, a za mało historii Runy, która spajałaby wszystko w całość. Na szczęście później – gdy wątki zaczynają się łączyć, wyjaśniają się kolejne znaki i wychodzą na jaw różne tajemnice – fikcja współgra z ponurą francuską rzeczywistością, dając w efekcie mroczną i przygniatającą mieszankę.

„Runa” Very Buck nie jest powieścią o lekkich i przyjemnych sprawach. Niemal od samego początku autorka konsekwentnie buduje klaustrofobiczną atmosferę, której blisko do literatury grozy. Zresztą szpitale psychiatryczne są częstym tłem dla tego typu historii. Jednak owiane złą sławą Salpȇtriére nie potrzebuje nadnaturalnych dodatków, by przerazić czytelnika. Wstrząsająca historia Runy jest przecież tylko małym wycinkiem cierpień innych pacjentów, dzięki którym, o ironio, dokonał się postęp w medycynie.

Barbara Augustyn

Autor: Vera Buck
Tytuł: „Runa”
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska, Agnieszka Hofmann
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 607
Data wydania: 2018

About the author
Barbara Augustyn
Redaktor działu mitologii. Interesuje się mitami ze wszystkich stron świata, baśniami, legendami, folklorem i historią średniowiecza. Fascynują ją opowieści. Zaczytuje się w literaturze historycznej i fantastycznej. Mimowolnie (acz obsesyjnie) tropi nawiązania do mitów i baśni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *