Ula Orlińska-Frymus – Bóg

Ani Kubiak

 

Ty nie masz boga, powiedział Ahmed wstając z dywaniku niedaleko ławki. To była pierwsza wiosna i nie rozumiałam zbyt wiele. Patrzyłam na niego, a on powtarzał, że boga nie mam. Ja boga mam, twierdził i nalewał do piwa mleka. (Żeby Allah nie dojrzał alkoholu). Tamtej wiosny wybuchła bomba w Jerozolimie, zginęło trzech Francuzów. Trzech Arabów z dzielnicy muzułmańskiej krzyczało coś przed kamerami.

Ty nie masz boga, powiedziała Sara, patrząc na mnie podczas jednej z przerw w szkole, drapała się z tyłu głowy i lekko przesunęła perukę. (Później ortodoksyjność dzieliłam na długość spódnic dżinsowych i rodzaju owłosienia). Patrzyłam na nią i kiwałam głową, bo faktycznie jakby rację miała, a najjaśniejszy na nas spoglądał, więc bałam się odezwać. Tamtego dnia jacyś Żydzi w jednej z dzielnic Tel-Avivu skopali młodą Arabkę, płakała przed kamerami w szpitalu.

Gdzie ty masz boga, krzyczał do mnie gruby Josef, wielki brzuch podskakiwał w rytm religijnych okrzyków, a jarmułka zsuwała się po spoconej łysej głowie. Boga mamy w Meksyku, prawdziwego. Jedynego. I prawdziwa wiara tam tylko. Tam należy wierzyć. Nigdzie indziej. (Patrzyłam na BBC News jak uciekają od wiary do Stanów, może po lepszą?).

Nie macie tam boga. Dziwił się Eli. Matka moja, urodziła mnie w Iranie, zawsze powtarzała, że bóg jest jeden, zwie się Allahem. Powtarzał Eli i przypinał niebieską jarmułkę do swoich czarnych, kręconych, arabskich włosów. Milczałam przejęta niewiedzą życia i zadziwiona słuchałam słów modlitw wieczornych, kiedy wspinałam się po schodach minaretu, całkiem nielegalnie, ale za to przydatnie, bo niosłam megafon, tubę wielką za Elim.

A jaki to niby twój bóg jest. Stwierdzała Marina machając przede mną kluską na widelcu. Patrzyłam jak śmietana kapie na wytłoczone na obrusie prawosławne krzyżyki. Bóg został tam, w Rosji, jeden prawdziwy. A prawdziwa gospodyni musi umieć nakarmić swojego męża kapustką, waliła przykrywką niedaleko magnesu z minaretem tuż obok drewnianego Jezuska z Jerozolimy. I tyle ci powiem, że gdzie ten twój bóg, zjadłabyś coś.

Ty. Ty boga nie rozumiesz. Tłumaczyła Hillary wyjmując święte księgi na knajpiany stolik niedaleko szkoły. Ja tylko jego rozumiem, dlatego sprzedałam wszystko i jestem tutaj, bo on tu jest. Rozumiesz? Kiwałam głową z wystraszonym angielskim i jadłam trzeciego bajgla. Zostawiłam dom w San Francisco, bo mam boga, on jest tu, pukała w kolejną stronicę i poprawiała chustę na pięknych blond włosach.

Nie było boga nie było tam u ciebie, w Polsce, nie było. Powtarza stara nauczycielka. I oskarżycielsko spogląda na mnie. Pamiętam tylko zapach jajecznicy, dodaje i zaczyna płakać.

Czy tutaj boga nie ma. Wrzeszczy na mnie Madajna i wylewa kubeł pomyj prawie na sandały. Nie rozumiesz, co zrobili. Tylko my wiemy jaka jest prawda, drapie swój czarny nos ręką w kwiatowe tatuaże i klepie wielbłąda po pysku. Tylko Etiopczycy znają prawdę. Tutaj boga nie znajdziesz.

Tamtej wiosny poszłam na plażę i zrozumiałam.

Na początku musi być niewiedza, ażeby stała się jasnością.

Ula Orlińska-Frymus

fot. U. Orlińska Frymus 

DSC_0018

 

About the author
Ula Orlińska-Frymus
doktorantka US, ukonczyła szkołę dla emigrantów w Izraelu oraz podyplomowe studium nauki o Holokauście na UW, autorka reportaży z Izraela i Japonii, zakochana w Harukim Murakamim, sushi i komiksach Rutu Modan. A przede wszystkim - mama Franka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *